Kiss Kiss Fantastic
The Red/Blue Shift [EP]
[bandcamp.com; 19 marca 2010]
Czy zastawialiście się co by się stało jakby wysłać Chaza Budnicka rakietą w kosmos i kazać mu nagrywać? Kiss Kiss Fantastic postanowili zignorować prawa grawitacji i pogdybać jakby to mogło brzmieć.
Ich pierwsza EP-ka ochoczo pławi się w chillwavie wijącym się między mgławicami gdzieś w podniebnych przestworzach, jednak to nie jedyna droga jaką podążają. Na pierwszy rzut ucha słychać syntezatorowe quasi-cytaty z „Loveless” czy perkusję rodem z „Just Like Honey” (czy tam „Be My Baby” i miliona innych), co stwarza niemiłe wrażenie deja vu historii muzyki niezależnej. Jednak dzieje się tu o wiele więcej niż u każdego innego nowego gitarowo-elektronicznego zespołu, który budzi u słuchaczy zainteresowanie bazując na ich sentymencie do „starego dobrego indie”. Dreampopowe marzycielstwo miesza się ze słoneczną elektroniką, jest oczywiście duszna letnia melancholia, ale absolutnie nie przypomina to podkładu z imprezy na kalifornijskiej dzikiej plaży. Szybujemy między kolejnymi ciałami niebieskimi, oglądając międzygwiezdne krajobrazy z okna swojego kosmicznego pojazdu.
Klimat stworzony na pierwszym wydawnictwie Kiss Kiss Fantastic z całą pewnością wyróżnia ich pośród licznych debiutantów poruszających się w okołochillwave’owej estetyce. Jednak spory minusem są niezbyt oryginalne kompozycje – z trudem można znaleźć zapadający w pamięć hook, który chciałoby się słuchać zapętlony przez cały dzień. Reasumując, jest muzyka tła do przyjemnego wychillowania się oglądając random photos na stronie NASA, ale by przykuwać uwagę, muszą jeszcze popracować.