Ocena: 6

Autechre

Oversteps

Okładka Autechre - Oversteps

[Warp; 22 lutego 2010]

Sean Booth i Rob Brown się starzeją. Naturalnie nie chodzi tu o oczywistą oczywistość nieubłaganie bijącego licznika z podpisem „wiek”, a raczej o pewną podróż sentymentalną, którą fundują sobie i słuchaczom od jakiegoś czasu. Ich muzyka zawsze w jakiś sposób była wypadkową ich młodzieńczych muzycznych zainteresowań, żeby wymieć tylko oldskulowy hip-hop, Detroit techno czy ambient Briana Eno, ale począwszy od „Quaristice”, panowie na dobre wkroczyli do krainy cytatów, nawiązań oraz kontynuacji zarzuconych niegdyś wątków. O ile poprzedni album był swoistym przeglądem i próbą odświeżenia muzyki dawnych idoli duetu, o tyle „Oversteps” jest najczęściej odczytywany jako próba powrotu do brzmienia Autechre z lat 90. Nic dziwnego, że wzbudza ona entuzjazm u dawnych fanów, którzy poddali się gdzieś na wysokości „LP5”/”EP7” lub „Confield”, kiedy to spółka B&B zaczęła brnąć w coraz bardziej abstrakcyjne kolaże dźwiękowe i coraz bardziej absurdalne tytuły kompozycji. Zapewne wniebowzięci przyjmują utwory „pt2ph8” czy „qplay” brzmiące niczym wyjęte z sesji do „Amber”. Ukradkiem ocierają łezkę przy „see on see”, bo nie da się ukryć, że Ae przypomnieli sobie, że mają niezwykły talent do budowania ładnych, choć skomplikowanych melodii i harmonii. Chyba we wszystkich recenzjach pojawia się słowo „przystępny”, bo faktycznie jest to najbardziej przyswajalny dla szerszej publiczności album jaki drużyna z Sheffield nagrała od kilkunastu lat. Jest też chyba najspokojniejszym dziełem w całej ich karierze, opartym głównie na mieszaniu analogowo brzmiących basów z cyfrowo generowanymi różnej maści dzwonkami i szarpanymi strunami. Stosunkowo niewiele kombinowania z beatami, które kiedyś stanowiło ich znak rozpoznawczy. Są wprawdzie momenty dawnego szaleństwa – na przykład silnie zrytmizowany, ale często rwący się i przeładowany dźwiękami, w tym chóralnymi, „d-sho qub” – ale nawet one są łagodzone powracającą uparcie melodią. Znajdą się i momenty lekkiej grozy i mroku, jak w chyba najlepszym w zestawie „ilanders” i jego mniej udanym bracie-bliźniaku „st epreo”, ale większość utworów jest utrzymana w dość sielankowym nastroju. Co i rusz da się zauważyć podobieństwa do wybranych fragmentów wydawnictw sprzed kilkunastu lat, ale wszystko to zostaje jednak w ten czy inny sposób przetworzone przez techniki wypracowane w latach zerowych. Miły to uchu album, ale jeśli ktoś oczekiwał, że Booth i Brown są jeszcze w stanie zmieniać oblicze elektroniki ten srodze się zawiedzie.

Nie sposób nie zauważyć, że od kilku lat Autechre znajdują się w szczególnym punkcie swojej kariery. Stali się, wybaczcie porównanie, elektronicznym odpowiednikiem zespołów w rodzaju Sonic Youth – powszechnie szanowanych, zasłużonych klasyków, którzy najlepsze mają już za sobą, ale są zbyt inteligentni by wciskać fanom raz za razem totalny kał. I mam nadzieję, że im tak zostanie.

Paweł Gajda (30 czerwca 2010)

Oceny

Krzysiek Kwiatkowski: 7/10
Paweł Gajda: 6/10
Mateusz Krawczyk: 5/10
Piotr Wojdat: 5/10
Średnia z 6 ocen: 5,83/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także