Laura Marling
I Speak Because I Can
[Virgin; 22 marca 2010]
Młodość i stojący z nią w sprzeczności spokój to największe atuty Laury Marling. W ogóle sympatyczną wokalistkę z Hampshire należy postrzegać jako swego rodzaju niepowtarzalne zjawisko w brytyjskiej współczesnej muzyce. Uzbrojona w gitarę akustyczną dziewczyna zamiast szukać szczęścia w ładnych, popowych kompozycjach na przekór wszystkiemu po raz kolejny na swojej drugiej płycie eksploruje jankeski, tradycyjny folk. W dodatku to bardziej americana i seegerowski singer/songwriting z domieszką Nashville niż przebojowe brzmienie z krainy Wilco. Na „I Speak Because I Can” ów styl Marling doczekał się zacnej i interesującej kontynuacji. Piosenki obfitują w sporo fajnych rozwiązań, choć większość z nich zbudowana została w oparciu o podobny schemat: utwory Laury rozwijają się powoli, by w drugiej połowie doczekać się wyrazistego momentu kulminacyjnego. Najlepszy na całym albumie „Rambling Man” stanowi kwintesencję tego schematu – skromny, niepozorny początek prowadzi do efektownego, słodko-gorzkiego finału. W tym utworze widać dojrzałość i duży potencjał, który drzemie w brytyjskiej wokalistce – takiego numeru nie powstydziłaby się niejedna młoda gwiazda country zza Oceanu. Skoro o nich mowa... Podczas gdy Amerykanka Taylor Swift zdaje się poszukiwać inspiracji w twórczości multilaureatek nagród Grammy w kategorii muzyka country (szczególnie takich jak Mary Chapin Carpenter, Emmylou Harris czy Faith Hill), Laura Marling sięga nieco głębiej i w dodatku bardziej do męskiej spuścizny gatunku (Johnny Cash, Willie Nelson). Brytyjka ma barwę głosu odrobinę podobną do Ani DiFranco, tylko piosenki zdecydowanie bardziej naiwne i niezaangażowane, ładne, nawet pomysłowe w warstwie melodyki, z niezłymi tekstami, ale jednak naznaczone młodziutkim wiekiem, niewielkim doświadczeniem życiowym, acz sporym i obiecującym talentem.
Na zdrowy rozum Marling powinna być skazana na komercyjną porażkę już na poziomie pierwszej płyty – Amerykanie nie potrzebują takiego towaru importowanego, mają swoje pieśniarki, Brytyjczycy i Europejczycy w ogóle nie powinni odnaleźć wspólnego języka z Laurą, tak jak nie odnajdują go z jankeskimi gwiazdami country, a jednak albumy Brytyjki sprzedają się całkiem nieźle, bywają nominowane do całkiem istotnych nagród, a poszczególne kompozycje pojawiają się na różnych chartsach. „I Speak Because I Can” artystycznie popycha Laurę Marling do przodu, natomiast ja ciągle odnoszę wrażenie, że jej twórczość ma zdecydowanie drugoplanowy, mało istotny charakter. Dzięki „Rambling Man” i udanemu krążkowi na chwilę się nią zainteresujemy i obdarzymy sympatią, tak samo, jak krótko polubiliśmy klimat Nashville i okolic dzięki świetnej kreacji Jeffa Bridgesa w niezłym filmie „Crazy Heart”. Laura Marling mądrze realizuje się w brzmieniu, które szczerze kocha i naprawdę czuje, ale nie wnosi na dłuższą metę do światowej muzyki nic specjalnie nowatorskiego i niezwykłego. Jeszcze. W końcu ma zaledwie 20 lat.
Komentarze
[8 kwietnia 2012]
[28 czerwca 2010]
Ale może jeszcze się przekonam
[28 czerwca 2010]
Dla mnie świetna płyta. Radziłbym ją raczej porównać z innymi folkowymi wydawnictwami tegorocznymi, czy nawet zeszłorocznymi i na tym tle oceniać.
pzdr