Furia Futrzaków
Furia Futrzaków
[MyMusic; 20 kwietnia 2010]
Edytor tekstowy konsekwentnie i wrednie przypomina o tym, że nie istnieje w naszym języku taki rzeczownik jak „piosenkowość”. Niemniej wydaje się to stan tymczasowy – jeśli podciągnąć i to określenie pod sensowny argument wszystkich feministek, iż kiedyś pewnych nazw nie było, a teraz stały się naturalne, bo tak już jest z ewolucją języka i nazewnictwa. Stąd też wiele kobiet stało się redaktorkami, historyczkami, socjolożkami czy politolożkami i coraz mniej osób to dziwi. Kiedyś próżno też było szukać wśród polskich wykonawców pop piosenkowej wrażliwości, kreatywności i niebanalności w tym temacie, ale i to się zmienia. Ramona Rey od samego początku, Plastic na wysokości swego drugiego krążka czy Furia Futrzaków już na debiucie efektami swojej świetnej pracy wprowadzają (no dobra, mogłyby wprowadzić) wspaniały, żywy koloryt do szarzyzny codziennego życia radiowych playlist. Przy czym ich twórczość nie ma raczej formy manifestu, nie stanowi zbawiennej misji dla polskiego popu, z związku z czym rozważania o szansach ich piosenek w popularnych radiostacjach nie mają większego sensu. W 2010 roku musimy się pogodzić z tym, że istnieją w naszym kraju dwa muzyczne światy – jeden niezmiennie nudny, kreujący celebrytów, nie artystów oraz ten mu przeciwstawny, którym zajmujemy się tutaj.
Wracając do tematu – w muzyce pop najważniejsza jest piosenka i „piosenkowość” oraz to, co się na nie składa: misterna konstrukcja, element zaskoczenia, inteligentna zabawa z słuchaczem, porządne teksty. Zupełnie jak w filmie. Wszystkie te elementy Furia Futrzaków doprowadziła niemal do perfekcji. Tam, gdzie Ramona Rey poruszała się raczej intuicyjnie, Kinga i Andrzej sprawiają wrażenie ludzi z precyzyjnym planem działania. Tam, gdzie Plastic przeszarżowali z przepychem i byciem cool, stając się „tylko” fajnym zespołem z niezłymi pomysłami, Furia Futrzaków potrafiła wszystko wybornie ze sobą zgrać, by zachować proporcje, rozrywkowość i błyskotliwość. Ich piosenki żyją własnym, radosnym życiem, sprawiają wrażenie spontanicznych, choć zapewne są przemyślane w najdrobniejszych szczegółach, uderzają optymizmem, mają w sobie też pewien pierwiastek odautorski. Cała „Furia Futrzaków” bowiem zdeterminowana została przez element kobiecy. To Kinga Miśkiewicz zwraca uwagę – jako charakterystyczna, ekspresyjna wokalistka, jako zdolna, fajowa tekściarka. Prowokuje, zaczepia, flirtuje, uwodzi. Zauważyliście, że w najlepszych popowych, przynajmniej tych polskich projektach główną rolę grają kobiety? Bo to właśnie one w na pozór drobnostkach (gestach, spojrzeniach, barwie głosu) brawurowo potrafią przekazać to, o co w popie chodzi. O inteligentną rozrywkę i słodką przyjemność, no przecież.
Na poziomie konkretów „Furia Futrzaków” rozczula pewnym demokratycznym podejściem do historii gatunku. Dla tego duetu popularna muzyka elektroniczna, szczególnie rodzima, nie ma mniej i bardziej obciachowych momentów. Kinga i Andrzej zdają się sięgać zarówno po Bandę i Wandę („Pod Latarnią”), jak i Reni Jusis („Opór Powietrza”), szukając tam inspiracji do własnych, niecodziennych pomysłów i rozwiązań. Niesamowite jest to zakorzenienie „Furii Futrzaków” w nadwiślańskim kontekście przy jednoczesnym światowym poziomie tego wydawnictwa – szczególnie w temacie brzmienia, aranżacji, konstrukcji utworów. „Brokat” to przecież rasowy, synthpopowy wymiatacz z fantastycznym tekstem, milionem cudnych ozdobników, genialnie, zawadiacko wyśpiewany. Na przeciwległym biegunie stoi „Opór Powietrza” – delikatny, lotny, elegancki numer, a w tle światła i blichtr wielkiego miasta, widzianego oczami kobiety w modnej sukience i seksownych szpilkach. Bo „Furia Futrzaków” jest właśnie taką płytą: kobiecą, inteligentną, trochę wymagającą skupienia ze względu na bogactwo detali i pieczołowite potraktowanie szczegółów, na wskroś nowoczesną oraz miejską. W Nowym Jorku mają fikcyjną Carrie Bradshaw, w Warszawie jak najbardziej prawdziwą Kingę Miśkiewicz i jej muzyczny projekt. I choć nikt nie zrobi na ten temat modnego, fajnego serialu to przecież oni poradzą sobie sami – nagrywając płyty takie jak „Furia Futrzaków”.
Komentarze
[7 maja 2010]
[4 maja 2010]
[3 maja 2010]