Ocena: 8

Ikonika

Contact, Love, Have, Want

Okładka Ikonika - Contact, Love, Have, Want

[Hyperdub; 6 kwietnia 2010]

Dubstep to dzisiaj gigantyczny gatunek, mieszczący w sobie tak odległych artystów, jak serwujący „wiertary” basu Rusko i cała rzesza imprezowych wariatów, którzy za pomocą ostrych wobbli wyciskają z tempa 140 czystą esencję wixy. Mamy starych nudziarzy, takich jak Scuba, którym marzy się zrobienie z dubstepu czegoś, czym nie powinien być – przeintelektualizowanego pogrobowca trip-hopu (przy czym warto nadmienić, że ostatnie dokonania Scuby nie są złe – to zbyt doświadczony wyjadacz, żeby wypuścić słabe produkcje – one po prostu kierują konceptem w stronę zanudzenia na śmierć); jeszcze inną drogę obierają młodzieńcy w rodzaju Jokera, Rustiego, Joy’a Orbisona, czy Jamesa Blake’a, którzy w uniwersum gotowych elementów szukają własnego sposobu na poskromienie materii i – przyznajmy szczerze – to w tę stronę należy patrzeć, gdy myślimy o przyszłości gatunku (abstrahując rzecz jasna od jałowych dyskusji, co jest, a co nie jest dubstepem).

Do tej ostatniej grupy z impetem dołączyła Ikonika, serwując płytę różnorodną, bogatą w pomysły i – uwaga – emocjonalną. Nieważne, czy to zasługa kobiecej ręki Sary – „Contact, Love, Have, Want” jest pełne momentów epatujących wrażliwością w kreowaniu klimatu. Zazwyczaj służą temu syntezatory, których obfitość i zróżnicowanie (brzmieniowe i melodyczne) onieśmiela. Tak jest zresztą z każdą częścią składową albumu. Imponują linie basów, z którymi Ikonika lubi eksperymentować (co jest pewnym powrotem do korzeni dubstepu), perkusja także nie odstaje, miejscami wręcz zaskakuje (jak choćby pozornie prosty rytm „Psoriasis”, czy garażowe zakusy „Idiot”, największego przeboju z płyty). „Contact, Love, Have, Want” to eksplozja dobrych pomysłów, których wykonanie rozbraja swoją jakością.

Ciekawą sprawą jest też progresja kawałków – większość z nich po swoich pierwszych taktach nie zapowiada nic poza dubstepową średnią, by z wchodzeniem poszczególnych elementów olśnić swoim ogólnym kształtem. Czy to będzie syntezator, do którego Sara ma lekką rękę, tworzącą miłe, choć drobne melodie („Video Delays”), czy nagłe, nerwowe narastanie napięcia, prowadzące do eksplozji syntezatorowych pogłosów („Fish”), czy wobble z kosmosu („R.e.s.o.l.”) – mógłbym dalej wymieniać większość numerów z płyty – zawsze dochodzimy do momentu, w którym kompozycja osiąga swoje dojrzałe stadium, a my widzimy, jak z kokonu, jakim jawił się na początku kawałek, wyłania się, ekhem, motyl. „Contact, Love, Have, Want” tak właśnie działa – chce się mówić o motylach. „Red Marker Pens (Good Ending)”, numer wieńczący album, to jest już emocjonalny cios poniżej pasa, przy którym można odkryć, w sobie emo.

Żeby nie było tak słodko, to „Contact, Love, Have, Want” nie jest pozbawione wad. „Look (Final Boss Stage)” jest tak wyzute z inwencji, że mogłoby w ogóle nie istnieć na płycie. Brakuje też starszych singli Sary (gdzie „Please” i druga strona singla – „Simulacrum”?), ale to nie do końca zarzut – płyt okołodubstepowych, które składają się w większości z wcześniej wydanych singli, jest na pęczki. Niemniej, brakuje, nawet bardzo, „Please”.

Debiut Ikoniki nie opuszcza mnie praktycznie na moment, a jego największą zaletą jest właśnie ta różnorodność, pozwalająca dopasować odpowiedni kawałek do nastroju/wykonywanej czynności. Moje podejście do płyty dawno nie było tak naiwne, co w dobie absolutnie cynicznego odbioru muzyki jest skarbem.

Paweł Klimczak (26 kwietnia 2010)

Oceny

Kamil J. Bałuk: 8/10
Kasia Wolanin: 7/10
Maciej Lisiecki: 7/10
Marta Słomka: 7/10
Paweł Gajda: 7/10
Łukasz Błaszczyk: 6/10
Krzysiek Kwiatkowski: 3/10
Średnia z 9 ocen: 6,33/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: aloha
[28 kwietnia 2010]
nie znam się zbyt na dubstepie, ale to jest niemal okropne.
świeże i świetne to może być, ale wyłącznie w kontekście daaaabstepu. powodzenia :-)

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także