Ocena: 6

Tin Pan Alley

Palm Waves

Okładka Tin Pan Alley - Palm Waves

[Gingerbread; 14 stycznia 2010]

Fakt: Polska stoi niezależnym rockiem. Jak Kraj Przywiślański długi i szeroki, miliony rodaków każdego dnia składają hołd spuściźnie złotej ery gitar. Maklerzy giełdowi z drinkiem w dłoni oddają się nostalgicznym wspomnieniom ubiegłorocznych wakacji na Fidżi, słuchając przy tym „Showboat Angel” The Sea And Cake. Gospodynie domowe nie mogą wyjść z podziwu dla „Wrong” Archers Of Loaf, które – co potwierdzają badania niezależnych nomen omen ekspertów – ma radykalny wpływ na zwiększenie wydajności ich pracy. Młodzież cierpliwie wyjaśnia w mediach, że jeden z uznawanych powszechnie za obraźliwy skrótów należy rozwijać jako Half-Japanese W Duszy Polaka. Przykłady można mnożyć w nieskończoność. Cóż więc nowego w takich okolicznościach może wnieść do publicznej debaty bydgosko-toruński kwartet? Odpowiedź wydaje się oczywista.

Żarty żartami, ale bolesna i stara jak świat prawda o brukarskich zdolnościach dobrych chęci znajduje w wypadku Tin Pan Alley – przynajmniej częściowe – uzasadnienie. Gdybym mógł ocenić „Palm Waves” na zasadzie: punkt za każdego cenionego przeze mnie wykonawcę wspomnianego w ich kontekście, mielibyśmy do czynienia z czymś na kształt „Merriweather Post Pavilion-gate bis”. Oczywiście fakt, że snując rozważania na temat debiutanckiego krążka Tin Pan Alley co rusz nasuwają się analogie z doskonale znanymi wcześniej dźwiękami, nie jest niczym zdrożnym. Więcej: sami muzycy dumnie eksponują personalia swych mistrzów. Problemy zaczynają się w sytuacji, kiedy słuchaczowi nie podaje się wiele więcej niż garść wyjątkowo przyjemnych reminiscencji i zaproszenie do zabawy w skojarzenia.

„Palm Waves” jest w gruncie rzeczy płytą wybitnie nieinwazyjną. Na pytanie: czy to zaleta, czy wada, musicie odpowiedzieć sobie sami. Wciąż jednak, mimo swojego laurkowego niemal charakteru, płyta przynosi kilka ekscytujących momentów. Dodatkowym plusem jest też bez wątpienia dyferencjacja tego materiału, nie tylko całościowa, ale także w obrębie pojedynczych kompozycji, zaskakujących progresjami i rozbudowaną strukturą. Tak jest choćby z „The Going From A World We Know”, uśpionym closerem, w którym Mark Kozelek nieśmiało przybija piątkę z Lee Ranaldo. Z przyjemnością słucha się też „niemal-shoegazujących” tracków („Taffeta” i świetne „The Playground”), które budują asocjacje z solowymi nagraniami Maca McCaughana z Superchunk. Co zaskakujące, nie do końca przekonują lżejsze, klasycznie popowe utwory. W chwilach, gdy TPA próbują – jak w „Capo” – odejść w stronę wyrafinowanych, posiekanych rytmicznie, rozświetlonych impresyjek o chicagowskiej proweniencji, nie sposób wyzbyć się wrażenia, że na krajowym podwórku TCIOF zrobili to dużo lepiej.

My, fani niezalu, nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Właśnie zdałem sobie sprawę, że nie udało mi się uniknąć tego, na co się uczulałem, czyli pisania o Tin Pan Alley bez przesadnego namecheckowania ich mentorów. Ale cóż, może to po prostu taka płyta, która miejscami i tak wnosi odrobinę świeżości na wyjałowione indie rockowe poletko. Muzyka TPA aż prosi się o więcej odważnych posunięć, bo szkoda marnować tak duży potencjał na kolejne płyty spod znaku „A Tribute To”. Tymczasem jednak, zespołowi z Kujaw status notorycznych debiutantów nie grozi. Więcej psylocybiny, mniej włoskiego porno, panowie.

Bartosz Iwański (8 kwietnia 2010)

Oceny

Bartosz Iwanski: 6/10
Maciej Lisiecki: 6/10
Średnia z 5 ocen: 6,2/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: blippp
[9 kwietnia 2010]
"mchem się mówi, nie mechem"
niekoniecznie, może miał na myśli "mecha", czyli robota bojowego (rzecz znana fanom głownie japońskich filmów sf)
Gość: kolargol, lat 28
[9 kwietnia 2010]
mchem się mówi, nie mechem. Zajebista interpretacja swoją drogą, od teraz tylko z tym będzie mi się kojarzyło namecheckowanie.
Gość: kuba a nzlg
[9 kwietnia 2010]
Mam wrażenie, że raczej Grzegorz, lat 42.
Gość: Grzegorz, lat 15, fan muzyki r
[9 kwietnia 2010]
"dyferencjacja tego materiału"
"My, fani niezalu "
"bez przesadnego namecheckowania ich mentorów"

co to to namecheckowanie? czy to ma coś wpólnego z mechem? a może z metkami? a może z mechaceniem się materiału muzycznego? czy ta muzyka jest jałowa, bo jej autorzy inspirują się muzyką swoich mentorów?
nie jestem fanem niezalu (co to?). czy spodoba mi się muzyka Tin Pan Alley?

to trzecie znalazłem w słowniku

sciaga.onet.pl
sciaga.onet.pl
Informacje o serwisie
Kursy on-line
Napisz do nas
O nas
Pomoc
Jak szukać
Kody dostępu
Informacje o produktach
Aktualizacja encyklopedii




Pokaż tylko zdjęcia, filmy i mapy Jak szukać?
dyferencjacja
Dodaj do notesu
Językoznawstwo

dyferencjacja (łc. differentia ‘rozmaitość, różnica’) 1. wyodrębnianie się składników tworzących pewną całość. 2. biol. proces różnicowania się z jednorodnego materiału zarodka różnorodnych stałych elementów o odmiennej budowie, funkcjach itp. 3. geol. d. magmowa – proces różnicowania się magmy, dający poszczególne zgrupowania skalne.

Hasło opracowano na podstawie „Słownika Wyrazów Obcych” Wydawnictwa Europa, pod redakcją naukową prof. Ireny Kamińskiej-Szmaj, autorzy: Mirosław Jarosz i zespół. ISBN 83-87977-08-X. Rok wydania 2001.



Polecamy

statystyka

Przeczytaj także