
Sister Suvi
Now I Am Champion

[Common Cloud; 14 kwietnia 2009]
Nie znacie ich, choć są z Kanady. Nie znacie ich, bo muzyczny destylat Kanady wypromowany przez media nijak ma się do Sister Suvi. To skromne trio (konfiguracja 2 plus 1) przy pomocy mocno ograniczonego instrumentarium (gitara, ukulele, perkusja) przekuwa dość eklektyczne inspiracje (hip-hop, indie-rock, free jazz, reggae) w urokliwy, półakustyczny pop-rock. Ich debiutancki krążek „Now I Am Champion” – dostępny do niedawna w systemie płać-ile-chcesz – naznaczony jest wprawdzie lokalnym patriotyzmem, który rozumiem jako hołdowanie mocno wyeksploatowanej już estetyce kojarzonego z Montrealem indie (bez rzucania nazwami), ale bywa także przyjemnie zaskakujący. Płynie bowiem mocno pod prąd dominujących tendencji słodkiego/gitarowego/okołofolkowego/dopieszczonego orkiestrowym przepychem (niepotrzebna skreślić) grania. Muzyka grupy frapuje szorstkością (singlowe „The Lot”), kompozycyjnym niezdecydowaniem (power ballada „Desolation”) oraz nieco schizofrenicznym balansowaniem między popową melodyjnością a rockowym uderzeniem (wyśmiewający amerykański neo-imperializm „American”). Owo rozstrzelenie osobowości podkreśla niemal równy podział obowiązków wokalnych. Śpiewają wszyscy (jak w „The Lot”), choć i tak najlepiej wypada jedyna w zestawie kobieta – nieco szurnięta Merrill (realizująca się solo jako tUnE-YaRdS), obdarzona potężnym, nieco grunge’owym (acz pozbawionym męczącego *buczenia*) wokalem. Jej patologiczne wyznanie miłości w „American” autentycznie przestrasza, podobnie jak religijny fanatyzm w „Desolation”. Właśnie przez tego typu, słodko-gorzkie emocje Sister Suvi próbują zwrócić na siebie uwagę. Ich debiut to taka muzyczna interpretacja ulicznego credo: „Mogą nas nie lubić – byleby się bali!”.
Komentarze
[23 czerwca 2009]
[23 czerwca 2009]