Telepathe
Dance Mother
[I Am Sound; 14 kwietnia 2009]
Pamiętacie Gang Gang Dance? To taki zespół, który tuż pod koniec zeszłego roku wydał płytę, wprowadzającą chaos w terminarze krytyków z już przygotowanymi listami najlepszych albumów 2008. Gang Gang Dance trafili na podatny grunt i dorobili się kilku rozpoznawalnych już dzięki własnemu repertuarowi epigonów.
Nowojorski Telepathe (wymawiać jak Telepathy) składa się z komputera i dwóch pań w ubraniach chyba z czasów, gdy na ekranach naszych telewizorów królowała „Dynastia”. Melissa Livaudais i Busy Gangnes grały wcześniej odpowiednio w First Nation i Bloodlines. Telepathe, początkowo poboczny projekt dziewczyn, z czasem zdobył uznanie Niki Robertson z wytwórni I Am Sound (m. in. Florence And The Machine), co zaowocowało niniejszym debiutanckim wydawnictwem. Produkcją zajął się David Sitek z TV On The Radio, wcześniej współpracujący z innymi brooklyńskimi sławami, jak Yeah Yeah Yeahs czy Liars. Dziewczyny zostały też zaproszone do wspólnych występów przez Ladytron, No Age i School Of Seven Bells.
Tak jak Gang Gang Dance, Telepathe mocno nadstawiały uszu w latach 90., a potem odczekały kilkanaście lat, by stylistyka wróciła do łask. Są tak samo chłodno elektroniczne i dysponują niezłym arsenałem beatów. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Telepathe nie szperają równie głęboko w etnicznych inspiracjach. Nie silą się też na diametralną zmianę konwencji co utwór. Z supermarketu gatunków biorą małe porcje tego, co im się podoba, brzmieniowo zakorzeniając się raczej we wspomnianej epoce.
Tych porcji jest jednak sporo. Singlowe „So Fine” brzmi jak przepuszczone przez stare, dobre Casio. Podobne w brzmieniu, przywodzące skojarzenia z Final Fantasy czy ostatnim M83 „Chrome’s On It” to murowany przebój. Skandowane I can do a real bang-bang, we can be a real thing-thing od razu wpada w ucho. W „The Hunt” dziewczyny tykają trip-hopu, „Michael” wnosi z kolei trochę rocka. Ciekawe jest jeszcze transowe, prawie animal-collective’owe „Trilogy: Breath Of Life, Crimes And Killings, Threads And Knives”. Płytę zamyka syntetyczny walczyk „Drugged”, brzmiący jak podkradziony naszym Mass Kotkom.
Dobrze, że Telepathe nie udają, jakoby miały świetne możliwości wokalne: ze śpiewem jest krucho, zwłaszcza w piętrzących się wokalizach Oh, oh, oh. Do tego te okropne teksty o problemach z chłopakami.
Telepathe na pewno biegle obsługują komputer. Czy to jednak wystarczy, by zrobić dobrą i oryginalną płytę? Dziewczyny trochę się gubią w różnych konwencjach, nie będąc w rezultacie ani śmieszne, ani poważne. Parafrazując Rentona, bohatera „Trainspotting”: za dwadzieścia lat nie będzie kobiet i mężczyzn, tylko banda komputerowych geeków.
Komentarze
[20 czerwca 2012]
[22 stycznia 2011]
[23 kwietnia 2009]
[17 kwietnia 2009]
[17 kwietnia 2009]
[17 kwietnia 2009]
[16 kwietnia 2009]
[16 kwietnia 2009]
[16 kwietnia 2009]
[16 kwietnia 2009]
[16 kwietnia 2009]
[16 kwietnia 2009]
[16 kwietnia 2009]