Ocena: 7

Antigama

Warning

Okładka Antigama - Warning

[Relapse; 9 marca 2009]

Obserwując karierę Antigamy, powoli dochodzę do wniosku, że Polaków stać na naprawdę spory sukces na Zachodzie. Nie wiem, czy miałby to być sukces pokroju niektórych kolegów z Relapse, np. The Dillinger Escape Plan, ale bez wątpienia wiązałoby się to z zapełnianiem całkiem dużych sal. Jednak dopóki Antigama nie puści czasami oka do bardziej chwytliwych, nawet popowych melodii, dopóty będą stać raczej w drugim szeregu, dopracowując wciąż mało eksplorowane rejony eklektycznego grindcore’u. Co ciekawe „w tym szaleństwie jest metoda” i może rzeczywiście jest to najlepsza droga dla zespołu.

Kontrakt z Relapse, oprócz całkiem niezłej promocji, zapewnia także świetną produkcję. Nie inaczej sytuacja wygląda z „Warning”. Jest niemal jak na ostatnim wydawnictwie Pig Destroyer – trochę surowo, czasami „niewyraźnie”, z mocno wyeksponowaną perkusją. I właśnie perkusja zdaje się być najlepszym składnikiem albumu. Rzadko kiedy techniczne popisy prowadzą do czegoś sensownego, najczęściej są po prostu typowymi i nudnymi męskimi pokazami sił („kto ma lepszy samochód”), ale w tym wypadku o czymś takim nie ma mowy. Wszystkie zawiłe zagrywki mają jakiś sens i świetnie się sprawdzają w lakonicznych numerach. Co innego kwestia wokalu, któremu trudno cokolwiek zarzucić, lecz po jakimś czasie może lekko nużyć. Przydałoby się w tej materii większe urozmaicenie, przecież sama muzyka Antigamy co kilka sekund przechodzi spore przeobrażenia i rzadko kiedy powtarza ograne patenty. Na „Warning” nie zabrakło także kilku elektronicznych wstawek: „Sequenzia Ballamorte” spokojnie by się odnalazło na jakimś dark ambientowym krążku, „Paganini Meets Barbapapex” to taki nieco humorystyczny, improwizowany track, a zamykający całość „Black Planet” również ociera się o sprawy ambientowe, tylko akurat jego „występ” niekoniecznie musi się podobać z racji tego, że średnio się komponuje z resztą materiału. Najważniejsze w tym gronie są natomiast oczywiście już te „właściwe” numery. Antigama raczej dopieścili to, czym zajmują się od lat. Grindcore poplątany momentami z noisecore'em czy bardzo okazjonalnie z death metalem. Jest w tym wszystkim doskonała równowaga pomiędzy dokonaniami Today Is The Day, Nasum, wspomnianego wcześniej Pig Destroyer czy też Cephalic Carnage, tylko że w bardziej łagodnej formie. Nieprzypadkowo takie „Jealousy” zaczyna się od quasi-tanecznego riffu (rzecz jasna to, co się dzieje potem, jest już inna bajką), a w „Lost Skull” zespół stara się nawet stworzyć coś na kształt całkiem zgrabnego i melodyjnego utworu, spokojnie mogącego spodobać się fanom nieodżałowanego Kobonga. Jednakże trzeba zaznaczyć, że wciąż „kręgosłupem” Antigamy są numery pokroju „City”, pędzące na złamanie karku.

Przyznam, że na początku materiał na „Warning” nie rzucił mnie na kolana. Jednak im dłużej go słuchałem, tym więcej interesujących smaczków zauważałem, aż wreszcie uzmysłowiłem sobie, że to prawdopodobnie najlepsza płyta Antigamy, z którą miałem do czynienia i jedno z ciekawszych wydawnictw polskiego ciężkiego grania ostatnich miesięcy, żeby nie powiedzieć lat. A tacy wydają się niepozorni...

Krzysiek Kwiatkowski (6 kwietnia 2009)

Oceny

Krzysiek Kwiatkowski: 7/10
Średnia z 1 oceny: 7/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: qq
[6 kwietnia 2009]
piona za tą reckę. świetna płyta antigamy. wielka piona!

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także