Ocena: 6

Late Of The Pier

Fantasy Black Channel

Okładka Late Of The Pier - Fantasy Black Channel

[XL; 11 sierpnia 2008]

We wrześniowym numerze miesięcznika Pulp, tytułu mam nadzieję znanego żywo interesującym się muzyką, redaktor naczelny pisma uraczył (bo pisze nie za dużo) czytelników magazynu recenzją albumu Fantasy Black Channel brytyjskiego kwartetu Late Of The Pier. Pozwolę sobie zacząć od nawiązania do krótkiego tekstu red. Wandachowicza, w którym zabolało mnie nagromadzenie sformułowań nietrafionych i nieco deprecjonujących kunszt i sposób konstrukcji debiutu (podobnie jednak przez nas obu ocenianego) paczki z Castle Donington.

W poetyckim otwarciu red. Wandachowicza *umyka* mu niestety fakt, że ci kolesie to na powaznie, że owe „przerzucanie się” to w istocie bezdyskusyjne wyedukowanie muzyczne, świadoma żonglerka motywami, z których młokosy o nieowłosionych wciąż klatach budują własny aparat wypowiedzi. Jest on jednak daleki od mash-up’owej mieszanki Girl Talk – dla Late Of The Pier „cytaty” są punktem wyjścia w procesie kreacji pstrokatego, popkulturowego patchworku, którego nie powstydziłaby się sama Tracey Emin. Myli się również Naczelny Pulpowiec głosząc mordercze zapędy Anglików. Oni nie zabili żadnego potwora. Wręcz przeciwnie – powołali do życia własne monstrum, napędzane niczym Bane z filmu „Batman & Robin” mieszaniną fluorescencyjnych płynów i trujących chemikaliów. Nigdy jednak nie popadają w dziki amok – rzecz pozornie łatwa przy takim paliwie i wyraźnych ambicjach ekipy (stadionowy rozmach „Focker”; btw czy tylko mi się kojarzy kultowe „Feck you!” z „Almost Famous”?). Całość do kupy trzymaja wprawne umysły chłopaków, którzy mimo młodego wieku sprawiają wrażenie mocno ogarniętych, niemal modelowych wyznawców duetu Howard Moon i Vince Noir (fani zwariowanej serii „Mighty Boosh” kumają cza-czę, reszta: torrenty start!).

Owszem, jest w tym spora dawka postmodernizmu, ale nie większa niż u błądzących w kosmosie odniesień Klaxons (klawiszowy sznyt „Heartbeat”) czy surfujących po morzu psychodeli MGMT (abstrakcyjne teledyski). Natomiast przywołane spektrum branych na warsztat artystów – Gary Numan^, AC/DC, Pink Floyd, T.Rex – sugeruje pewną niszę, która przez wielu indie-fanów (a to przecież oni są targetem) postrzegana jest jeżeli nie negatywnie (no może poza Pink Floyd), to w sposób mocno pejoratywny jako nerdowskie guilty pleasures. Takie przedstawienie sprawy przez red. Wandachowicza spycha zespół na margines penetrowany tylko przez owych nerdów właśnie. A przecież na „Fantasy Balck Channel” pobrzemiewa i Of Montreal („Broken”), Franz Ferdinand („Space And The Woods”), Bloc Party (gitarowa końcówka „Space And The Woods”), Thieves Like Us (druga część „The Enemy Are The Future”), Talking Hades (niech to będzie zagadką) czy Gang of Four (praca gitary w „Mad Dogs And Englishmen”). Istna kuchnia fusion, choć nie pozbawiona wspólnego tanecznego mianownika – parkietowy wyczes „Bathroom Gurgle”, dyskotekowe outra „Focker” i „Broken”! Efekt? *Pasterski placek* Rachel z „Przyjaciół”, w którym zielony groszek uzupełnia dżem, a warstwę mięsa przykrywa bita śmietana. Połączenie mocno dyskusyjne, ale i wymagające zdolności przymknięcia oczu na kulinarne konwenanse – tylko Joey w nieco przypadkowej konstrukcji daniu nie widzi nic zdrożnego, dziwiąc się reszcie przyjaciół „A czego tu nie lubić?!”. I nie ma w tym żadnej patologii, choć zgaduję że owym epitetem red. Wandachowicz *pije* bardziej do odbiorców, niż twórców albumu, sugerując pewną łatwość łykania kuriozalnych produkcji.

Nie ma jednak co ukrywać, że Late Of The Pier to kolektyw dość specyficzny, taki System Of A Down (te połamańce rytmiczne, zabawa metrum, huśtawki klimatu z posępnego w wodewil) nu-rave’u – do jakiegoś kotła ich wrzucić trzeba, c’nie? Podobnie jak u metalowej kapeli z Los Angeles najsilniejszym elementem jest bardzo sprawny wokalista (przeskakiwanie z numanowskeigo pogłosu do palmerowskiego falsetu) i owa łatwość, z jaką przychodzi grupie muzyczna stylizacja. Trudno to jednak nazwać stylem, trudno w takiej łatwości przywdziewania cudzych szat upatrywać kamienia węgielnego pod przyszłą karierę, choć zapracowali już na status niemałej sensacji, grupy. To musi być coś bardziej stałego i unikatowego zarazem, autorska wartość dodana. Album nr 2 pokaże czy zespół dysponuje potencjałem przewyższającym jednorazowy wyskok i czy z perspektywy czasu nie należy Late Of The Pier przypiąć łatki „zajawka dla nastolatków”. Tymczasem put your hands on your waistline and move you body to the bassline!

^See, the thing about Gary Numan right, is he’s a pop-star but he’s also got a pilot’s license. How cool is that?

Maciej Lisiecki (31 grudnia 2008)

Oceny

Przemysław Nowak: 6/10
Kasia Wolanin: 4/10
Średnia z 5 ocen: 5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także