Ocena: 8

TV On The Radio

Dear Science

Okładka TV On The Radio - Dear Science

[4AD; 21 września 2008]

Do Sylwestra zostały trzy miesiące z kawałkiem, tak więc sezon na recenzencką jesienno-zimową rozpacz rankingową uważam za otwarty. Do tej pory rok bieżący niestety nie dostarczył nam powodów do euforii i łatwo jest teraz na fali powszechnej histerii dać się ponieść emocjom, na siłę upatrując w niektórych nadchodzących wydawnictwach czegoś na kształt płyty roku. I jeśli faktycznie noworoczne rankingi powiedzą nam, że „Dear Science” to numer jeden, albo choćby i ścisła czołówka, to rocznik 2008 nie będzie należał do najmilej wspominanych. Dlaczego? Bo o ile bezpiecznie można powiedzieć, że nowy album TV On The Radio jest najlepszy w ich dorobku, to uczciwie trzeba przyznać, że przy obfitych plonach miałby problemy z dobrnięciem do pierwszej dziesiątki.

Na „Dear Science” ich firmowe brzmienie jest doszlifowane do perfekcji i maksymalnie okrojone ze wszelkich przeszkadzajek do niezbędnego minimum. Można więc śmiało stwierdzić, że TV On The Radio to już rutyniarze i że w tak wysokiej formie jeszcze dotychczas nie byli. No i bardzo fajnie, tyle tylko, że to efekt dosyć zachowawczej strategii rozwoju, a nie gwałtownych rewolucji. Problem, który próbuję zilustrować, może się wydawać wydumany, ale leży u podstaw śmiałej tezy, która mówi, że ze strony TV On The Radio nie mamy prawa spodziewać się drugiego „The Moon & Antarctica”.

Do rzeczy. Na „Halfway Home” króluje tradycyjna już pokraczność aranżacyjna w wersji wypolerowanej. Amorficzne gitarowe tło Malone’a, delikatny wokal Adebimpe i handclapy tworzą gęstą i dosyć niepokojącą całość, przepoczwarzoną w euforyczny hymn na wysokości refrenu. Początek co najmniej tak dobry, jak ich ostatni opener, „I Was A Lover”. Na „Red Dress” panowie z gracją wykonują ukłon w stronę Talking Heads. Natomiast „DLZ” to, jak na mój gust, trip-hop w postaci czystej, czyli, jeśli wierzyć zapowiedziom, efektowny przedsmak kolaboracji Adebimpe z Massive Attack. Ciekawy jest też sposób, w jaki „Shout Me Out” – do 1:30 na zegarze, pospolita, lekka piosenka – przechodzi w ekstatyczny, maniacki jazgot.

Tak, fajnie jest, gdy TV On The Radio zapraszają do tańca. Weźmy niepozorny, singlowy „Golden Age” albo taki „Dancing Choose”, na przykład. Mistrzowsko wyprodukowany, zimny bit, jak z „YoYoYoYoYo”, Spank Rock, plus błyskawiczna, prawie raperska nawijka Adebimpe (od drugiej zwrotki brzmi to, jak „We Didn’t Start the Fire”, hehe) i efekty łagodzące, czyli delikatna, funkująca gitara i ładny, spokojny refren. W ogóle dobrze by było, gdyby grupa nieco odważniej skierowała swe kroki na parkiet, zamiast tracić czas na komponowanie niespecjalnie udanych ballad, które są tutaj zdecydowanie najsłabszym elementem albumu. W „Stork & Owl” wtłoczono masę intrygujących efektów dźwiękowych i zabiegów aranżacyjnych, no ale w obliczu słabości utworu i tak niewiele to daje. Podobnie jest z nudnym „Family Tree”, gdzie nacisk położono na rozmach i formę, odzierając kompozycję z intymności. Wśród ballad właściwie tylko „Love Dog” broni się przekonująco.

No ale w porządku, nie ma co jakoś strasznie narzekać, bo „Dear Science” to bardzo dobry album, prawdziwe apoegum twórczości TV On The Radio, najbardziej dopracowany i przemyślany produkt z dotychczasowych. Do tego stopnia, że grupa, o ile nie zdecyduje się przy następnej okazji na jakąś śmiałą woltę, to trzymając się dalej tej formuły, niczego lepszego już nie nagra.

Aha, no i tak na marginesie wypadałoby wspomnieć, że w warstwie tekstowej dużo się tu mówi o śmierci. Trochę optymizmu znalazło się w finale, ale generalnie jest niewesoło.

Łukasz Błaszczyk (25 września 2008)

Oceny

Marta Słomka: 8/10
Piotr Wojdat: 8/10
Artur Kiela: 7/10
Kasia Wolanin: 7/10
Krzysiek Kwiatkowski: 7/10
Paweł Sajewicz: 7/10
Przemysław Nowak: 7/10
Kamil J. Bałuk: 6/10
Średnia z 22 ocen: 6,68/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także