Płyny
Rzeszów – St. Tropez
[Biodro records; 10 czerwca 2008]
Płyny nie należą do zespołów nastawionych na zdobywanie fanatycznych wielbicieli, którzy ręcząc za piosenki pisane przez tandem Spolski/Tarkowski, będą deklarować chęć obcięcia sobie, co ważniejszych kończyn. Warszawianie nie poprowadzą popowej rewolucji, pretendują raczej do zdobycia w powszechnych wyborach tytułu „zespołu wszystkich Polaków”. Są bowiem chyba jedyną rodzimą, młodą kapelą, którą można sobie wyobrazić grającą i na festiwalach w Opolu czy Sopocie, i na Openerze, Offie, a nawet na przystanku Woodstock. Już słyszę ich pozytywne melodie w studiu TVP, podczas gdy Jerzy Owsiak ogłasza kolejny rekord Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Z drugiej strony wszyscy, poszukujący, alternatywni, snobujący się odnajdą tutaj swoje „Difficult Listening”, związki ze Stereolab czy Kobietami i jazzujące przyprawy, zapewnione przez Szymona Tarkowskiego, znanego z mocno improwizujących projektów takich jak Transylwania czy Wiosna. Swoją drugą płytą „Rzeszów – St. Tropez” Płyny znów startują w wyborach. W poprzednich, mimo bardzo ciekawego, mądrze populistycznego, patriotycznego a zarazem proeuropejskiego programu zdobyły 0,34% głosów. Dziś członkowie zespołu, niezrażeni tamtym wynikiem, skonsolidowani, przekonani, że ich ubiegłoroczna porażka była jedynie wynikiem błędów popełnionych w kampanii, nie tknęli nic a nic swoich najważniejszych założeń zawartych w statucie założycielskim „PPPbP” (Pop, Polska, Poszukiwanie bez Przesady). Taki kurs z rozczarowaniem przyjęło rzecz jasna reformatorskie skrzydło ich zwolenników, którego liderzy nie mogli nie skorzystać z okazji, by wytknąć „warszawce” przewidywalność, brak piosenki na miarę wspaniałego „Limassol” czy „Warszawskiej plaży” i nieco słabszy poziom tekstów. Przychylając się poniekąd do tych uwag, ale jednocześnie mając świadomość braku innego, poważnego kandydata do tytułu „zespołu wszystkich Polaków”, apelujemy: obywatele do urn!