Ocena: 8

Cult of Luna

Eternal Kingdom

Okładka Cult of Luna - Eternal Kingdom

[Earache; 16 czerwca 2008]

Pierwsze słowa, pierwszy akapit, a ja już mam prośbę. Wymażmy z pamięci przynajmniej na kilka minut Neurosis. Odpuśćmy sobie porównania do Isis. Dajmy sobie spokój z Pelicanem, Rosettą, Callisto czy Minsk. Szwedzi przez te kilka lat zapracowali na to, aby to ich zespół był punktem odniesienia, a nie odwrotnie.

Spójrzmy. Po nagraniu “Somewhere Along The Highway” prawdopodobnie mało kto wyobrażał sobie kolejne wydawnictwo - autor tego tekstu nie jest wyjątkiem. Cult of Luna doszli do ściany i jedyne, co mogli zrobić, to zniszczyć przeszkodę. Czy zadanie wykonali bezproblemowo? Na pewno nie. Mur z sekundy na sekundę i z minuty na minutę rozlatywał się, lecz sam proces trwał trochę czasu i kosztował wiele sił. Decydujące było odświeżenie formuły - trzymania się przewodniej myśli, i zarazem wprowadzania w życie nowych inspirujących pomysłów. Najważniejszym z nich jest historia wokół której kręci się całe “Eternal Kingdom”. Jak wieść gminna niesie, panowie z Cult of Luna znaleźli w opuszczonym zakładzie psychiatrycznym, znajdującym się w szwedzkim Umeå, dziennik niejakiego Holgera Nilssona, oskarżonego o zabicie żony. Owy osobnik wykreował w swojej głowie alternatywny świat, w tym postać Ugina, na którego zrzucił całą winę. Czy taka bajka może intrygować musicie ocenić już sami, ale nie w tym rzecz. Dzięki konceptowi zmieniła się w pewien sposób muzyka. Poszczególne numery w jeszcze większym stopniu niż na wcześniejszych płytach korespondują ze sobą, także i krótkie kompozycje występujące na krążku, pomimo innego brzmienia, zdają się w ogóle nie odstawać od reszty. Możliwość wykrzyczenia pewnej historii spowodowała zmiany w kształtowaniu roli wokalu, będącego do tej pory jednym z instrumentów. Na „Eternal Kingdom” Rydberg przestał być krzykaczem w tle, a wyszedł na samo czoło, co na pewno wiązało się z pewnymi niebezpieczeństwami. Na szczęście poradzono sobie i z tym, choć dopiero po kilkukrotnym przesłuchaniu materiału można dojść do takiego wniosku.

Szwedzi w wywiadach mówili o cięższym graniu. Rzeczywiście, coś w tym jest. To dalej sludge’owy post-rock, natomiast z większym naciskiem na sam sludge, aczkolwiek bardziej stonowane akcenty wciąż są niezwykle ważne i to one często są gwoździem programu. Nie mniej słychać większe natężenie doom metalowych wariacji, kontemplacji wolnych, metalowych uderzeń, zmieszanych z przestrzennymi, a także w pewnym sensie melodyjnymi motywami, które mogą czasem przypominać nawet urwane solówki. Rola elektroniki została lekko zredukowana w głównych piosenkach, mimo tego nie wyrzucona na margines, gdyż występują trzy przerywniki pełniące zapewne funkcje klamry, zarazem zamykające rozdziały tejże opowieści. Są również niespodzianki w postaci trąbki, która wśród fanów wzbudzi pewne kontrowersyjne. Był to jednak pomysł bardzo udany, tym bardziej, iż nowy instrument został wprowadzony spokojnie i dosłownie na kilka chwil.

Największe wrażenie robią tytułowe „Eternal Kingdom”, będące esencją albumu, „Curse” kroczące po najmroczniejszych zakamarkach post-metalu oraz ostatnie „Following Betulas”, z pozoru niczym się nie wyróżniające, ale tylko z pozoru. Kończy się żołnierskim rytmem perkusji i wspomnianą wcześniej grą trąbki. Świętej trójcy dorównuje opener „Owlwood”, świetnie wprowadzający w klimat słuchacza. Nie zmienia to jednakże faktu, że najciekawszym numerem jest „Ghost Trail”, a na pewno najbardziej eksperymentalnym, kończącym się bardzo szybkim, ciężkim metalem, a tego jeszcze w historii Cult of Luna nie było. Jeśli do czegoś można się przyczepić, to do tego fragmentu.

Mur zniszczony, ale powstał już nowy, dwa razy większy. Czy i tym razem uda się pokonać przeszkodę? Brzmi to wręcz nieprawdopodobnie; mimo tego trzymam kciuki, choć mam wrażenie, że Cult of Luna powiedziała już wszystko co mogła. Zamiast się zamartwiać lepiej posłuchać po raz enty „Eternal Kingdom”.

Krzysiek Kwiatkowski (27 czerwca 2008)

Oceny

Krzysiek Kwiatkowski: 8/10
Mateusz Krawczyk: 6/10
Średnia z 5 ocen: 5,6/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: Lipster
[31 grudnia 2009]
Genilana płyta/

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także