Ocena: 6

Emiter

Sinus

Okładka Emiter - Sinus

[Monotype Records; 26 lutego 2007]

Marcin Dymiter to człowiek, którego nazwisko od lat znane jest fanom niebanalnych dźwięków, głównie dzięki współtworzeniu legendarnych już dziś formacji: Ewa Braun oraz Mordy. Jako Emiter emituje w przestrzeń dźwięki o nieco innym charakterze niż w wymienionych kapelach, każdą kolejną pozycją wydaną pod tym pseudonimem eksploruje nowe muzyczne obszary, coraz bardziej odcinając się od gitarowych korzeni. I choć Ewy Braun szkoda, to Marcin dobrze na tym wychodzi.

Swój tytuł album zawdzięcza mocno wykorzystywanemu w czasie jego powstawania generatorowi fal sinusoidalnych i płyta pełna jest tych charakterystycznych piskliwych brzmień. Materiał zawarty na „Sinus” nie jest pierwszej świeżości - nagrany został na przełomie 2005 i 2006 roku - i w dużej mierze odwołuje się do estetyki, której najlepszy czas już minął. To delikatna mikroelektronika, przypominająca chyba najbardziej dokonania Paula Wirkusa (notabene kolejnego twórcę, który porzucił gitarowe granie na rzecz laptopa), podszyta nienachalnym field recordings. Odwołania do miejsc rejestracji nagrań terenowych widać w tytułach utworów, sama muzyka jest zaś odwołaniem do wcześniejszych dokonań Emitera. Wiele brzmień, które można usłyszeć na „Sinus” zostało wykorzystanych wcześniej chociażby na wspólnym albumie z Arszynem „07.11.2005”, inne, jak przyznaje sam autor, to efekty koncertowych improwizacji. W efekcie cała płyta jest pewną zbitką muzycznych kawałków powstałych w wyniku dźwiękowego „recyklingu pamięci” (cyt. za info wydawcy) i poukładanych w zgrabne kompozycje.

Najsilniejszą stroną „Sinus” jest klimat nagrań. Abstrakcyjne konstrukcje wciągają niepostrzeżenie angażując wyobraźnię w projekcję filmu opartego na scenariuszu indywidualnych skojarzeń. Plan sugerowanego kierunku wycieczki można co prawda znaleźć na okładce ale podróżni zachęcani są do odkrywania niezwykłych miejsc na własną rękę. „Dzień się raptownie powiększył” raptownie burzy przyjemnie klaustrofobiczną atmosferę wcześniejszych ścieżek oferując bardziej zdecydowane brzmienia i sinus-noisowy dron, ale do nowych warunków dość szybko można się przystosować i umieszczenia tego kawałka pośród pozostałych nie stanowi jakiegoś poważnego faux-pas wobec rozbudzonych wcześniej oczekiwań co do zawartości płyty. Stanowi chyba wręcz dość ciekawy sposób urozmaicenia i pewnego oczyszczenia zmysłu słuchu przed ostatnimi utworami, w których znowu dominują subtelne trzaski i delikatne, zaszumione dźwięki. Nawiasem mówiąc, jest coś uroczego w fakcie, że ilość muzycznego brudu, która dyskwalifikowałaby każdą komercyjną produkcję jest tak naturalnym, że wręcz niezauważalnym składnikiem nagrań współczesnej elektroniki.

„To była dygresja, wracając do sedna” ten bardzo ciepły album może być doskonałym towarzyszem zimowych wieczorów, podczas których można pozastanawiać się w jakie muzyczne rejony Emiter zawędruje na swym następnym krążku. Na dodatek powinien być uhonorowany znaczkiem „Dobre, bo polskie”: za stworzenie między Odrą a Bugiem tego, co dotąd trzeba było niemal wyłącznie importować.

Mateusz Krawczyk (12 grudnia 2007)

Oceny

Mateusz Krawczyk: 6/10
Piotr Wojdat: 6/10
Średnia z 4 ocen: 6/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także