Asleep In The Park
Let You Go [EP]
[self-released; 30 czerwca 2007]
Co to jest: trzy pary spodni, jedna spódnica i hałasuje? Oczywiście Pixies. A trzy spódnice, jedna para spodni i hałasuje jak Pixies? Na przykład Asleep In The Park. Australijski kwartet prochu nie odkrywa, repertuar jego zagrań został dawno usystematyzowany w elementarzach indie-rocka. Wydana trzy lata po długogrającym debiucie grupy, pilotująca ich światową trasę (która to trasa zahaczy 23 września o krakowski klub Alchemia) EP-ka okazuje się po prostu szesnastominutową porcją zdrowego, punkowo-niezależnego łojenia (Że czego? Na razie słowna reprymenda. – przyp. Inspektor ds. Eliminacji Czerstwych Sloganów Rockowych z Recenzji). Weźmy „Let You Go” – stusekundowe repetytorium z Nirvany, lepsze niż nieskoordynowane próby The Vines czy „Just Like The Rest”, lokujące się brzmieniem we wczesnych latach dziewięćdziesiątych pośród plejady drugoligowych gwiazdek alt-rocka, upychanych po kątach programu „120 Minutes”. Mimo raptem przyzwoitych walorów songwriterskich słucha się tego nieźle, może właśnie ze względu na niespożyte pokłady rock’n’rollowej energii (Żółta kartka. – przyp. jw.). Bardziej popowe oblicze Asleep In The Park ujawnia się dopiero pod czwartym indeksem – „Skeleton” oparty na lżejszym, podskakującym (i znajomym – „This Charming Man” ewidentnie) bicie to przebój, jakiego brakuje większości polskich zespołów grających podobnie. Hej krakowianie, może warto się wybrać, zwłaszcza, że wstęp za nic, a na żywo może to być solidna dawka porządnego gitarowego mięsa (Dosyć. Przerywam recenzję. Zawieszenie na trzy kolejki w grafiku. Tam jest szatnia. Do widzenia. – przyp. jw.)
PS. Cała EP-ka do oficjalnego pobrania ze strony zespołu.