Ocena: 5

Editors

An End Has A Start

Okładka Editors - An End Has A Start

[Kitchenware Records; 25 czerwca 2007]

Do częstotliwości ogłaszania kolejnych zespołów przez brytyjską prasę mianem zbawców rocka każdy zdołał się już przyzwyczaić. Co prawda Editors nie od razu spotkali się z przychylnością mediów, lecz stosunkowo szybko zdobyli sympatię specyficznej grupy słuchaczy i tym samym łamy co poczytniejszych magazynów stanęły dla nich otworem. To, co jeszcze dwa lata temu było, powiedzmy, siłą Editors – dynamiczne i zwarte utwory okraszone ciętą, „post-punkową” gitarą i nienajgorszymi melodiami – dziś nie ma racji bytu. New rock revolution jest w stanie śmierci klinicznej, a przy życiu podtrzymuje go jedynie aparatura potężnych graczy, „New Musical Express” i MTV2. Nurt trwający dłużej niż macierzysta stylistyka, do której się odwołuje, nie może być niczym innym niż karykaturą. Chciałoby się powiedzieć: Boże, chroń królową.

Dlatego też na nowym albumie Editors wypadają lepiej tam, gdzie choć na chwilę uciekają od tego wymęczonego i ciężkostrawnego brzmienia. Gdy na moment milkną interpolowe gitary, a pozostaje akompaniament fortepianu i dosyć ciekawa barwa głosu Toma Smitha. Warto nadmienić, że Smith w dziedzinie wokalu zrobił spory postęp. Prawdopodobnie zgłębił nieco meandry frazowania, odkrył modulację głosu, a monotonność śpiewania zastąpiły emocje i interpretacja. Pretensjonalne i koniunkturalne naśladowanie maniery czy to Curtisa, czy może raczej Banksa zostało lekko zmodyfikowane w kierunku chyba bliższym warunkom wokalnym Smitha, sytuując go w uproszczeniu (i ze sporą dozą wyrozumiałości) gdzieś pomiędzy silnym głosem Bono, głębią Nicka Cave’a a refleksyjnością Johna Cale’a. Chociaż szczerze wątpię, aby któryś z nich, poza liderem U2, był jakimkolwiek punktem odniesienia dla Editors i zapewne właściwsze byłoby przywołanie w tym miejscu Coldplay, jak to czyni wielu recenzentów.

Jakkolwiek przesadzone byłyby te porównania, przyznać trzeba, że gdzieś tam usłyszeć można echa tego grania przywoływane partiami klawiszy, przestrzennością brzmienia i przede wszystkim piosenkowością kompozycji. Jedna kalka zastąpiła inna kalkę. Mimo iż songwriting nigdy nie był mocną stroną zespołu, progres jest tu chyba zauważalny, a atutem „An End Has A Start” są niewątpliwie chwytliwe refreny z pokładami przebojowości. Szczególną uwagę zwraca potężna seria otwierająca album, z singlowym „Smokers Outside The Hospital Doors” na czele. Wielka szkoda, że wrażenie osłabiają nieco utwory, które równie dobrze mogłyby być kolejnymi, nijakimi wypełniaczami debiutu, jak chociażby „Bones” czy „Escape The Nest”. Editors zdają się być zawieszeni pomiędzy stylistyką, którą wypracowali dwa lata temu a formułą, do której aspirują obecnie. Ewidentnie nie radzą sobie jeszcze z dłuższymi kompozycjami, nie potrafią budować napięcia, dlatego „Spiders” wydaje się ciągnąć w nieskończoność.

Przyznam, że nie jestem entuzjastką współczesnych kapel, szumnie nazywanych „indie rockiem”. Niespecjalnie czekałam na nowy album Interpolu, tym bardziej nie wypatrywałam wydawnictwa Editors. Niedawna próba odsłuchania „Munich” zakończyła się szybką kapitulacją. Tym większe moje zaskoczenie, iż na tej płycie znajduję fragmenty, z których czerpię nieskrywaną przyjemność. Choć Editors w dalszym ciągu zasilają i tak już przeludnioną ligę średniaków, to złagodzenie brzmienia i dbałość o melodie zdecydowanie wyszły im na dobre.

Marta Słomka (31 sierpnia 2007)

Oceny

Kasia Wolanin: 5/10
Maciej Lisiecki: 5/10
Marta Słomka: 5/10
Przemysław Nowak: 5/10
Kuba Ambrożewski: 4/10
Średnia z 22 ocen: 5,27/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także