Ocena: 6

Wilco

Sky Blue Sky

Okładka Wilco - Sky Blue Sky

[Nonesuch; 15 maja 2007]

But I know you’re not listening

Oh I know you’re not listening

Czy aby ten fragment „Impossible Germany” nie jest przypadkiem skierowany do części fanów Wilco? Jeśli bowiem ktoś liczył na to, że autorzy „Yankee Hotel Foxtrot” będą kontynuować kurs wytyczony przez dwie poprzednie płyty, to faktycznie już przy trzecim numerze ze „Sky Blue Sky” mogło mu się odechcieć kontaktów z nową muzyką Jeffa Tweedy’ego i pewnie, gdyby nie szacunek do zespołu, najchętniej zająłby się czymś innym niż słuchaniem muzyki. Żadnych brzmieniowych niepokojów w tle, żadnych aranżacyjnych niespodzianek, żadnych nagłych wtargnięć hałasu w uporządkowany, countrowy świat, żadnych dysonansów, żadnych wycieczek w stronę krautrocka... no można tak wymieniać długo. Zamiast tego zestaw tradycyjnie brzmiących numerów, okraszonych tu i ówdzie solówkami w stylu The Eagles, fuj! Jednak wbrew pozorom „Sky Blue Sky” nie jest płytą nagraną przez dziadziejącego gwiazdora, który robi sobie dobrze, produkując countrowe, patetyczne smęty. Pozwolę sobie nawet postawić ryzykowną tezę: najnowsze Wilco to w dużym stopniu materiał świeży i oryginalny, wprowadzający coś nowego do dotychczasowego dorobku zespołu.

Często się zdarza, że najbardziej znane dzieło artysty jest mało reprezentatywne dla całej twórczości. Jeff Tweedy – amerykański romantyk, autor kilkudziesięciu piosenek o miłości, zagubieniu i papierosach, które najlepiej smakują w rodzinnych stronach pewnie przejdzie do historii jako „ten od płyty o 11 września”. Nic z tym się raczej nie da zrobić, można za to powrócić do pisania osobistych numerów i to właśnie robi lider Wilco. „Sky Blue Sky” jest właśnie takim powrotem do brzmienia „Being There”, z tym, że nie ma tu mowy o prostym jechaniu na sprawdzonych patentach. Weźmy rozpoczynające całość „Either Way” - niespotykany na „The Ghost Is Born” minimalizm, taki jakby nonszalancki gitarowy motyw, wokal i tekst. Zbudować niepokojącą atmosferę za pomocą tych trzech elementów, nie posiłkując się kakofoniami, nawiązaniami do Neu! czy Pavement? Tweedy zawiesza sobie wysoko poprzeczkę i udaje mu się osiągnąć zamierzony efekt.

Na „Sky Blue Sky” szczególne wrażenie robi sposób budowania napięcia: poprzez spokój, opanowanie, formalne wyciszenie wyrażona tu zostaje atmosfera lęku i wyobcowania, a jednocześnie jakiejś gorzkiej rezygnacji. Tweedy za pomocą starych, wyeksploatowanych country-rockowych środków opowiada o świecie, w którym można się przemieszczać pomiędzy „niemożliwymi Niemcami” a „nieprawdopodobną Japonią” i jednocześnie mieć poczucie zamknięcia, jakiegoś psychicznego uwięzienia i ograniczenia. Kapitalnie wykorzystany zostaje tu motyw „nieba niebieskiego nieba” - fraza „blue sky”, która była obecna w stu pięćdziesięciu piosenkach zawsze w kontekście wolności, otwartej przestrzeni itp. tutaj pojawia się w chyba najbardziej wyciszonym, melancholijnym tracku. Widać, że Tweedy chce mówić na granicy pretensjonalności, ogranicza muzykę, by wyeksponować słowa, która przez swoją prostotę brzmią wyjątkowo mocno:

With the sky blue sky

This rotten time

Wouldn't seem so bad to me now

Oh, if I didn't die

I should be satisfied

I survived

It's good enough for now

Tak więc ten spokój jest tylko pozorny, to chwilowy oddech, odroczenie czegoś nieuniknionego. W utworach takich „Either Way”, „Sky Blue Sky”, „Impossible Germany” czy w świetnym, zamykającym całość „On And On And On” jest coś, co kojarzy się z „No Suprises” Radiohead. Nie chodzi oczywiście o konkretne dźwięki, bardziej o specyficzny, spokojno-niepokojący nastrój, nastrój jakiego chyba nigdy wcześniej (no może poza „Jesus, Etc.”) Tweedy’emu nie udało się stworzyć.

Niestety na nowej płycie Wilco oprócz kawałków wyjątkowych są i wyjątkowo nieudane. Zupełnie nie bronią się te, w których najwięcej aranżacyjnego zamieszania; „Shake It Off” czy „Hate It Here” sprawiają wrażenia bezładnych i nieprzemyślanych szkiców. Brzmią tak, jakby panowie wyciągneli z songwriterskiego strychu kilka zalegających tam od lat, czerstwych motywów i starali się je na siłę ze sobą skojarzyć. W „Walken” widać próbę zbudowania czegoś w stylu „Hummingbird” czy „Theologians”; niestety tym razem kończy się na dobrych chęciach i zamiast misternie skonstruowanej, pozytywnej piosenki, w której najlepsze są brzmieniowe subtelności i niebanalna melodia dostajemy irytujący zestaw prowadzących donikąd byle jakich gitarowych zagrywek. Po tych kuriozalnych numerach przedostatnie „What Light” nawet od biedy daje się wysłuchać, ale przecież nie od dziś wiadomo, że zespół formatu Wilco potrafi takie easy listeningowe kawałki, oparte na najprostszych dylanowskich patentach, produkować co próbę w ramach rozgrzewki.

„Sky Blue Sky” to rzecz niesłychanie nierówna i przez to pozostawia poczucie sporego niedosytu. Charakterystyczne dla Amerykanów dążenie do eklektyzmu tym razem nie zdało egzaminu, prowadząc - w środkowej części płyty – do zepsucia misternie budowanego klimatu. Można mieć żal do Jeffa Tweedy’ego o to, że jego nowa propozycja to zmarnowana szansa na naprawdę bardzo dobry album. Choć chyba i tak lepiej mieć 6 świetnych kawałków i 6 zdecydowanie słabych niż 12 takich sobie, letnich, możliwych, przeciętnych piosenek? Wilco nie nagrało wielkiej płyty, ale udowodniło, że stać je jeszcze na przebłyski wielkości. Przebłyski, dla których warto wsłuchać się uważniej w „Sky Blue Sky”.

Piotr Szwed (9 lipca 2007)

Oceny

Kuba Ambrożewski: 6/10
Piotr Szwed: 6/10
Przemysław Nowak: 6/10
Tomasz Łuczak: 6/10
Kamil J. Bałuk: 5/10
Kasia Wolanin: 5/10
Średnia z 11 ocen: 5,90/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także