The Detroit Cobras
Tied&True
[Bloodshot Records; 3 maja 2007]
Nic się nie zmieniło w ich koncepcji na granie. Ciągle biorą na warsztat mniej lub bardziej znane, stare, czasem bardzo stare piosenki z epoki wczesnego rockandrolla, aranżują je po swojemu i grają z taką zadziornością, jakby wykonywali swoje autorskie kompozycje. Można kręcić nosem, że nie stać ich na stworzenie własnych szlagierów, można też przyjąć – jak zrobili to członkowie The Detroit Cobras – że wszystkie dobre piosenki zostały już kiedyś napisane.
Nazwiska twórców tych piosenek znają dziś już tylko badacze historii muzyki popularnej. Niektórych wykonawców tych przebojów, jak na przykład Jamesa Browna czy Dr. Johna, pamięta nieco więcej osób. Kobry udowadniają, jak ponadczasowo brzmią utwory napisane czterdzieści i pięćdziesiąt lat temu; że dobra piosenka jest jak legenda przekazywana w opowieściach kolejnym pokoleniom – wieczna.
Wydaje mi się, że „Tied&True” brzmi znacznie lepiej od poprzedniej płyty, „Baby”. Bardziej szorstko, dynamicznie, garażowo, a jednocześnie idealnie bezczasowo. Ktoś, kto zetknie się z tą muzyką po raz pierwszy, będzie miał spore problemy z określeniem daty jej powstania. To dobrze czy źle? Nie mam pojęcia, mnie się podoba. Porywa mnie żywiołowe otwarcie w postaci „As Long As I Have You” i równie energetyczne „Nothing But The Heartache”. Przybrudzone brzmienie gitar i głęboka pulsacja basu doskonale harmonizują ze specyficznym „czarnym” głosem wokalistki Rachel Nagy i rhythmandbluesowymi chórkami. Na płycie jest jeszcze kilka szybkich rockandrolli, przy których bawić się można do białego rana, jak choćby „Leave My Kitten Alone” i „On A Monday”, lecz chyba największą przyjemność sprawiają ballady, podane w długim bloku „czas na zakochanych, zapraszamy na parkiet wszystkie pary”. To prawdziwa uczta: „(I Wanna Know) What’s Going On”, „Try Love”, „You’ll Never Change”… Ach, i rozmarzyć się można, i wzruszyć, i posmarkać w chusteczkę wspominając czasy prywatek i potańcówek w nadmorskich ośrodkach wczasowych...
Gdybym mógł wybierać zespół na swoje wesele, The Detroit Cobras byliby pierwsi na liście.
Komentarze
[15 stycznia 2012]