Ocena: 9

Bjork

Vespertine

Okładka Bjork - Vespertine

[Elektra; 28 sierpnia 2001]

Takiej Björk nikt się nie spodziewał. W najśmielszych snach nikt nie marzył o takiej przemianie. Wszyscy przecież pamiętamy Björk sprzed kilku lat. Tę, która rzuciła się z pięściami na reporterkę. Tę, na którą zorganizowano zamach. Tę, której teledyski zakazywano wyświetlać w telewizji.

Jednak stało się. Słowem vespertine możemy nazwać kwiaty, które rozkwitają po zmroku. Taka jest "Vespertine". Wyciszona, intymna, ale i piękna i zachwycająca. Chwytająca za serce. Inna. Możemy ją traktować jako godzinę zaiste pięknej muzyki, na której płynie się niczym po bezkresnym morzu o wschodzie słońca; możemy też podejść do każdej piosenki indywidualnie, zanurzyć się głęboko i cieszyć oczy bogactwem, które skrywa dno tego albumu... Możemy nurkować w nim co noc, a za każdym razem zobaczymy co innego.

Płyta ogólnie rysuje się tak: za podstawę kilku piosenek służy aranżacja na dzwonki. Tak delikatne, że aż ledwo słyszalne. Jednak na nich zbudowana została cała płyta. Następnie, w zależności od piosenki, dodawano głęboki bas, lub serię elektrycznych, niskich brzmień. Potem pojawiał się chór (sprowadzony z dalekiej Grenlandii). Do tego subtelnie brzmiąca harfa i niezliczone drobne dźwięki: piski, trzaski, szmery, zgrzyty, itp. Na koniec rozległa aranżacja smyczkowa i przenikliwy wokal Björk. Tak ogólnie wygląda ta płyta.

Najciekawsze rzeczy dzieją się jednak we wnętrzu piosenek. Pierwszy utwór na płycie, "Hidden Place", rozpoczyna seria niskich dźwięków, które niespokojnie dyktują rytm kompozycji. Björk wraz z chórem zaczyna wyśpiewywać najpiękniejsze słowa piosenki, jakie było mi dane usłyszeć. I gdy artystka trzy razy śpiewa, podnosi głos i wyśpiewuje tytułowe hidden place, wszystko się udnosi a mikrodźwięki zaczynają grzmieć dosłownie z każdej strony. Na słuchawkach wrażenie jest zaprawdę nie do opisania. Przedstawiłem dość emocjonalne podejście do utworu, atoli jest to moja ulubiona piosenka i rozpływam się, gdy ją słyszę...

"Cocoon". Jedna z anomalii na "Vespertine". Surowa muzyka, na którą składają się dźwięki przypominające trzeszczenie zdartej płyty winylowej i głos Björk ze strony, z której zupełnie go nie znaliśmy... Ciasny i intymny... I słowa, w których doświadczamy wyjątkowego opisu miłości dwóch ciał...

"It's Not Up To You". Najbardziej potencjalny hit na płycie, jednak nie wydany jako singiel. Pierwsze pojawienie się harfy, skrzypce, chór, chwytliwa melodia...

"Undo". Niesamowicie ciepła piosenka. Nawoływanie do uspokojenia, zawieszenia broni. Niespodzianką nie jest tu złożoność podkładu elektronicznego, lecz wielowarstwowość wokalu. Aby podążyć wszystkimi ścieżkami, którymi zmierza głos Björk, trzeba przesłuchać piosenkę wielokrotnie i bardzo uważnie...

"Pagan Poetry" - kolejna ciekawostka. Nazywa się ją najbardziej komercyjną ciekawostką na albumie. Przeciętnego słuchacza to właśnie ona porusza najbardziej. Pod chórem, harfą i basem ukrywają się owe delikatnie dzwonki (które możemy usłyszeć jako oddzielny kawałek na singlu "Cocoon"). Gdy piosenka osiąga najwyższy stopień dramatyzmu, wszystko cichnie i Björk śpiewa przy akompaniamencie chóru i harfy. Niesamowite.

Potem chwila wyciszenia. Instrumentalny utwór "Frosti", który nieodłącznie kojarzy mi się z prószącym, mięciutkim śniegiem. Z zimnych dźwięków dzwonków wyłania się kolejny sztandarowy utwór, "Aurora". Na początku odgłosy stąpania po śniegu, później główna linia melodyczna w postaci dzwonków. I nagle wszystko się topi, pojawia się chór, harfa przejmuje melodię. Niczym wschód słońca, jak Aurora rzymską boginią jutrzenki...

"An Echo A Stain". Niczym zimne i przerażające głosy duchów. Chór staje się upiorny, dźwięki harfy przenikliwe i bezlitosne, a głos Björk niewzruszony i beznamiętny.

"Sun In My Mouth". Śliczna, krótka ballada z tekstem poety Cummingsa.

"Heirloom" - robi wrażenie, oj robi! Polecam kolekcjonerom piosenek, do których naprawdę nie da się tańczyć. Piosenka jest bardzo szybka, na muzykę składa się niezliczona ilość perkusji i wszelakich urządzeń zdolnych do wystukiwania rytmu. Melodyjna. Wywołująca uśmiech.

"Harm Of Will". Liryczne uniesienie. Cierpki wokal i porywająca rozmachem aranżacja smyczkowa.

I ostatnia piosenka. "Unison". Zaczyna się bardzo niepozornie, ale tak naprawdę jest jeszcze większym pretendentem do hitu niż wspomniane "It's Not Up To You"! Na początku kilka słów. Bez muzyki. Potem harfa. Potem coraz więcej elektroniki. Chór. I skrzypce. Piosenka niesłychanie ewoluuje i z cichego utworu zamienia się w fascynującą wariację wszystkich elementów obecnych w poprzednich piosenkach. I potem wszystko się jakby zacinało i zaczęło krążyć w kółko. I potem koniec. Już.

Objętościowo napisałem bardzo wiele o tej płycie. Jednak jak wiele bym nie napisał, zawsze będzie to za mało. Nawet gdybym poświęcił każdej piosence osobną recenzję, zawsze miałbym wrażenie, że coś opuściłem, o czymś zapomniałem, czegoś brakuje...

Szczerze - "Vespertine" to wg mnie najwspanialsza płyta na świecie. Nie dane było mi usłyszeć lepszej. Nie stwierdziłem tak po kilku przesłuchaniach, dochodziłem do tego dwa lata, bo niemal tyle minęło od jej wydania. Gratka dla każdego, kto chciałby zajrzeć głęboko do środka muzyki, a nie ślizgać się tylko po jej gładkiej i nudnej powierzchni...

Qaanaaq (21 czerwca 2003)

Oceny

Kamil J. Bałuk: 9/10
Piotr Wojdat: 9/10
Witek Wierzchowski: 9/10
Kasia Wolanin: 8/10
Paweł Ćwikliński: 8/10
Piotr Szwed: 8/10
Tomasz Łuczak: 8/10
Jakub Radkowski: 7/10
Średnia z 40 ocen: 8,65/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także