Of Montreal
Icons, Abstract Thee [EP]
[Polyvinyl; 8 maja 2007]
Wszyscy lekceważymy EP-ki i pewnie dobrze, bo liczą się albumy. Przynajmniej zwykle. A już szczególnie nie wiadomo, po co wypuszczać małe wydawnictwo, jeśli dopiero co pojawił się album. Of Montreal mają jednak pewien powód – są muzycznie bardzo płodni, wiadomo. Ale jest coś ważniejszego – Kevin Barnes i ślad, jaki odciska na całym zespole. Zespół to Kevin. Gra, aranżuje, pisze teksty; jakby umarł, to i zespół by się z dużą dozą prawdopodobieństwa rozpadł. Tak więc Of Montreal to również humory i nastroje Kevina Barnesa. Kiedy pojawiła się jego córka, Alabee, napisał piosenkę z tym imieniem w tytule. Kiedy związał się z Norweżką, pojawił się wątek Oslo. Ostatnio lider ma kłopoty osobiste i cała EP-ka „Icons, Abstract Thee” zdaje się z tym korespondować. Żal i melancholia wyłania się w zasadzie z każdego utworu. Ale zaraz, przecież Of Montreal to zespół wesołków! Jak to w ogóle ma brzmieć?! Odpowiadam: ciekawie, na tyle, że warto sprawdzić. Wszystko jest dosyć niecodzienne: teksty są faktycznie smutne, depresyjne, a czasami troszku ciotowskie. Ścisły autobiografizm, który uderza tutaj, jak nigdy wcześniej, nie pasuje zupełnie do znanej kreacji Of Montreal. Albo inaczej – pewnie on zawsze był bardzo rozwinięty, ale mało kto na to zwracał uwagę (bo i po co?). Jeśli nie traktować Of Montreal poważnie, a skupić się uważnie na tekście, to wrażenie jest co najmniej groteskowe: miejscami znowu słyszymy syntezatory i całą otoczkę ich elektro-wstydo-popu. Of Montreal nie potrafią grać naprawdę smutno, potrafią co najwyżej wytworzyć atmosferę swego rodzaju żałości. „Miss Blonde, Your Papa Is Failing” jest tego świetnym przykładem. Piosenka zresztą jest ładna, jeśli odejmiemy straszną pretensjonalność tekstu. I tak jest trochę z całym mini-albumikiem – melodie dalej są dobre, tekst ociera się czasem o banał, ale brzmi przynajmniej szczerze. Stylistyka nie zmieniła się prawie w ogóle, ale mimo wszystko różni się od tej z „Hissing Fauna...”. Tonight I feel like I should just destroy myself. Oraz I'm killing myself, but it's not a suicide. Nie wiem, żal mi trochę chłopa, bo mimo że nie było dobrym posunięciem spowiadać się EP-ką ze swoich życiowych smutów, to jednak go lubię. Forma songwriterska tego pana nie spada, ale fajnie by było, jakby na kolejnym wydawnictwie przeważały jednak piosenki wesołe.