Ocena: 4

The Cooper Temple Clause

Make This Your Own

Okładka The Cooper Temple Clause - Make This Your Own

[Sequel; 22 stycznia 2007]

Trzecia płyta to doskonała okazja, by uzyskać rock'n'rollowy dowód tożsamości, by z fazy mutacyjno trądzikowej wejść w dorosłość, by wyzwać na pojedynek starszych, mądrych panów recenzentów, krytyków, rozmaitych speców, PR-owców, którzy poklepują po ramieniu i rozpieszczają dobrotliwymi określeniami w stylu „new prog revolution”. Wiadomo przecież, że cały ten niezależny salon odwróci się i nie będzie chciał mieć nic więcej do czynienia, gdy tylko pojawią się jacyś młodsi, ładniejsi chłopcy, którzy w ciekawszy sposób pobawią się klockami firmy „TheVervoPrimalhead”. Nie ma co się oszukiwać, będzie jak w „Mulholland Drive” Lyncha: ktoś nagle wejdzie, położy na stole zdjęcie, powie: „This is the band” i w jednej chwili cały „wordwide success” zacznie się kręcić wokół kogoś zupełnie nowego.

The Cooper Temple Clause już dawno przestali wierzyć w bajki. Czują, że nikt już nie będzie patrzył przez palce, że taryfy ulgowej nie ma, że muszą stać się dorosłym, poważnym zespołem. Zadanie to chyba jednak ich przerasta. Nowa, długo oczekiwana płyta, pomimo tytułu wyznaczającego ambitny cel: „Make This Your Own”, przynosi spore rozczarowanie. Album, który powinien brzmieć jak wyzwanie rzucone sobie i światu, momentami przypomina składankę singli jakichś drugoligowych kapelek podrabiających późne rozrzedzone U2, QOTSA czy nawet (o zgrozo!) Muse. Najgorszy jest tutaj właśnie brak pomysłu na granie, brak sposobu na wyksztuszenie z piosenek emocji. To czepianie się rozmaitych stylistyk (od brudnego brit popu, przez electro, stoner rock i psychodelię) wygląda rozpaczliwie. Tonący brzytwy się chwyta, ale przecież The Cooper Temple Clause dotychczas nie tonęli! Nagrali dwie naprawdę dobre płyty i nagle zachowują się tak, jakby po omacku szukali odpowiedzi na pytanie: o co chodzi w naszej muzyce? To, co było znakiem firmowym „See This Through...” i „Kick Up The Fire...” - łączenie przebojowych melodii ze ścianami przesterowanych gitar i elektroniką - na „Make This Your Own” po prostu leży. Lepiej nie porównywać piosenek takich jak „Head”, „Once More With Feeling” czy „All I See Is You” z otwierającym debiut „Did You Miss Me”. Na poziomie aranżacji brzmią one jak wprawki młokosów, zaraz, zaraz, czy ja naprawdę słucham ich trzeciej płyty?

Oczywiście nowe dzieło The Cooper Temple Clause nie jest w całości złe i zdarzają się na nim momenty, do których będzie można z przyjemnością wracać np. przebojowy, nieco neworderowy „Connect” czy zamykający płytę spokojny, senny „House of Cards”. Jeśli panowie, przepraszam, chłopaki zamierzają iść w bardziej popowym kierunku, te dwa kawałki mogą stanowić świetny punkt wyjścia. Niektórzy jednak (żeby nie było, też się do nich zaliczałem) spodziewali się po The Cooper Temple Clause znacznie większych rzeczy. „Make This Your Own” pokazuje, że na dziś jest to zespół, który nie dość, że Ameryki nie odkrywa, to jeszcze ma poważne problemy z dopłynięciem do poziomu solidnego indie. Jeśli trzecią płytę tej formacji uznać za egzamin dojrzałości, został on po prostu oblany.

Piotr Szwed (5 marca 2007)

Oceny

Krzysiek Kwiatkowski: 6/10
Marceli Frączek: 5/10
Piotr Szwed: 4/10
Kasia Wolanin: 3/10
Średnia z 12 ocen: 4,25/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: slasz
[31 sierpnia 2009]
Znalzłeś w tej płycie dobre momenty!? Po dwóch pierwszych!!?
Gdzie i kiedy...
Stary, jest smętnie ,nijako i beznadziejnie I żebys się nie zdziwił-beznadziejnie nie w znaczeniu "New Order" aka Joy Division.
Tylko po polsku -BEZNADZIEJNIE

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także