Yoko Ono
Yes, I’m A Witch
[Astralwerks; 6 lutego 2007]
Wiedźma. Sprawczyni rozpadu najsłynniejszego zespołu na ziemi. Najbrzydsza Japonka zachodniej cywilizacji. Zajadła feministka. Te wszystkie epitety, jakimi była i nadal bywa raczona Yoko Ono, znikają we mgle, kiedy tylko zaczyna grać „Yes, I’m A Witch”. Demoniczny chichot ze starych taśm – Yoko Ono wstaje w glorii za sprawą zupełnie nowych aranżacji archiwalnych nagrań.
Mniejsza o intencje – czy chodziło tylko o prowokację, czy był to zupełnie świadomy zabieg artystyczny – wyszło coś kompletnie zaskakującego, wręcz szokującego poziomem wykonawczym. Yoko zaprosiła do współpracy czołowych artystów alternatywy/indie, jak Cat Power, The Flaming Lips, Antony And The Johnsons, Spiritualized. Układ był prosty: dostajecie stare taśmy z wokalami i robicie z nimi co wam się żywnie podoba.
Rezultat przekracza granice wyobraźni. Pomijając zbędne elektro-transowe intro, „Yes, I’m A Witch” już od początku kopie w dupę genialnym, brudnym, agresywnie tanecznym nagraniem „Kiss Kiss Kiss”, za którego kształt odpowiada Peaches. Sceptykom i kręcinosom grozi poważny opad szczęki. A tej dzikiej energii jest jeszcze więcej! „Everyman Everywoman” w wykonaniu Blow Up to prawdziwy dyskotekowy killer, dokazujący rozbujanym beatem i chwytliwymi riffami. A wokal Yoko? Trudno to opisać, ale ten głos wywołuje całą masę emocji: od zimnych ciarek na plecach po ciepłe wzruszenie. Tu koniecznie radzę wstawić tytułowe nagranie wyprodukowane przez The Blood Brothers: ekstatyczny gitarowy czad połączony z zaczepnym tekstem: „Tak, jestem wiedźmą, jestem zdzirą, mam gdzieś to, co o mnie myślisz/ Mój głos jest rzeczywisty, mój głos jest prawdą/ Wiem - nie pasuję do twoich wyobrażeń/ Nie zamierzam umierać dla ciebie i mówię ci to prosto w twarz”. Wreszcie „I’m Moving On” The Sleeping Jackson, który – nie bójmy się języka ulicy – dosłownie rozwala! Yoko pozwoliła młodym muzykom na wszystko, a oni odwdzięczyli się jej jak potrafili najlepiej – oddając tym piosenkom cząstkę siebie. Obok opisanych wyżej hitów mamy tu prawdziwe zakręty. DJ Spooky stworzył psychodeliczny trip w klimacie najmroczniejszych utworów Massive Attack („Rising”), The Flaming Lips po swojemu – czyli kompletnie po wariacku - zinterpretowali utwór „Cambridge 1969/2007”, a Craig Armstrong mistrzowską orkiestracją ozdobił japońsko-francusko-angielskie recytacje Yoko. Domyślacie się pewnie, że równie doskonałą robotę wykonali Antony Hegarty, Cat Power, The Apples In Stereo, Porcupine Tree...
Trudno uwierzyć, że można było połączyć w jednym projekcie tak odmienne stylistyki, tak różnych artystów. Na tej płycie dzieje się tak wiele, że nie sposób określić jej jednym prostym zdaniem. No chyba że zdanie to brzmiałoby: co za cholernie popieprzona piękna muzyka!
Komentarze
[22 stycznia 2011]