Ocena: 6

The Shins

Wincing The Night Away

Okładka The Shins - Wincing The Night Away

[Sub Pop; 23 stycznia 2007]

The Shins nie spieszyli się z nowym albumem, bo nie mieli po co się spieszyć. Dyskontowanie długofalowego sukcesu „Chutes Too Narrow” było zajęciem równie przyjemnym, co opłacalnym. Tu sprzedamy kawałek do filmu, tam do serialu, potem wystąpimy w telewizji – spoko, spoko, zasłużyli przecież. Jaki byłby sens wchodzenia do studia, kiedy ich dwuletnie piosenki wciąż okupowały czołowe miejsca najbardziej miarodajnej listy przebojów w całym kosmosie, czyli rankingu last.fm. O The Shins przez ten czas zdążyli mnie spytać ludzie, których o zainteresowanie muzyką nie podejrzewałbym w najśmielszych fantazjach. Fakt, tego zespołu ciężko nie lubić, a „Chutes” było logicznym przedłużeniem i tak bardzo dobrego (równie niedocenianego) „Oh, Inverted World”. Tymczasem „Wincing The Night Away” przedstawia Jamesa Mercera & co. w lekkim rozkroku. I by chcieli zaryzykować, i zabezpieczyć się przed ewentualnym niepowodzeniem.

Zaczyna się od podwodnego arpeggia i przetworzonego głosu Mercera, płyta budzi się do życia powoli i choć w trzeciej minucie „Sleeping Lessons” wyraźnie przyspiesza ku radosnej końcówce, nie można nie odczuć niedosytu. To wrażenie jeszcze powróci przy „Sea Legs”, maskującym dłuuużyyyznęęę nowinką w postaci automatycznego beatu i quasi-orientalnej melodii. W ostatecznym rozrachunku ta elektro-akustyczna próbka jest jedyną tego rodzaju na „Wincing The Night Away”. I dobrze. Gorzej, że pozostałe tracki cementują dotychczasową linię zespołu, a zdradliwa wena, raz jest, raz jej nie ma, tym razem pozostaje obojętna na zaloty Mercera.

Mówiono o tym, że nowy album zdradzi inspirację The Cure, ale najbardziej cure’owym kawałkiem The Shins nie przestaje być „Caring Is Creepy”. Nasi bohaterowie pozostali zagapieni w stronę west-coastowego popu Beach Boys i Byrds, lecz coraz mniej w nich ognia i luzu takich kapel jak Pixies czy Guided By Voices, który był niezbędny dla wakacyjnego potencjału „Chutes”. „Wincing” przy poprzedniku wydaje się, jakby, spięte. To, co śpiewa Mercer, to nadal niezłe piosenki, niestety lwia ich część wydaje się reminiscencją wcześniejszych kompozycji: „Turn On Me” czy „Girl Sailor” odnoszą się do zdystansowanej końcówki poprzedniego longplaya, a „Red Rabbits” przypomina melodią „Young Pilgrims”. A nawet jeśli tak nie jest, to „Black Wave” po prostu smęci, a „Spilt Needles” może być ciut przeprodukowane.

Tu i tam można się czepiać, co z przyjemnością zrobiłem, ale „Wincing The Night Away” nienajgorzej funkcjonuje jako całość, dzięki: a) spójnemu brzmieniu, b) podpórce w postaci dwóch bardzo dobrych numerów. Pierwszy to równająca do najlepszych ich momentów, leciutka, zwiewna, skoczna melodia „Australii”. Drugi to poprzedzony rzężącym intro „Pam Berry”, singlowy „Phantom Limb”. Jego walory są nieoczywiste, ale z każdym odświeżeniem ujawnia się skojarzenie z refleksyjnymi piosenkami Newmana na płytach New Pornographers. Nucony refren wydaje się stworzony do wakacyjnych wieczorów. Odkładam więc i wtedy wrócę.

Kuba Ambrożewski (19 lutego 2007)

Oceny

Kamil J. Bałuk: 6/10
Kuba Ambrożewski: 6/10
Przemysław Nowak: 6/10
Witek Wierzchowski: 5/10
Jakub Radkowski: 4/10
Kasia Wolanin: 4/10
Średnia z 11 ocen: 6,36/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także