Ocena: 5

Vetiver

To Find Me Gone

Okładka Vetiver - To Find Me Gone

[Dicristina Stair; 23 czerwca 2006]

Można by zadać sobie pytanie: „Hej, dlaczego wielki świat do tej pory nie odkrył Vetiver?”, i po prawdzie, nie byłoby to pytanie zupełnie od czapy. Skoro kultura popularna, sięgając po zestaw akustycznych lo-fi piosenek, zrobiła zwrot w stronę okołofolkowych nudziarzy, dlaczego ten nieszczęsny Vetiver wciąż po klubach gra jako support?

Okej, chłopaki przyjaźnią się z Banhartem, z panną Newsom też, a ścieżka ich muzycznego życia (i drugiej płyty) wiedzie szlakiem odartych z prądu, minimalistycznych piosenek do poduszki. Na zeszłorocznym „To Find Me Gone” dodali bębny i, w stosunku do debiutu, urozmaicili brzmienie, dryfując tym samym w stronę lat '70 i niedobitków spod Woodstock – a może oni sami to ostatnia fala dzieci kwiatów? Mniejsza o to „jak?” kiedy w trzech otwierających album utworach rozmyte gitary, konga, flet (tak, dobrze słyszeliście) bezbłędnie na myśl przywodzą ów senny, narkotyczny ton, co nieraz pobrzmiewał u Jefferson Airplane czy Neila Younga. Wszystko to bardzo usypiające, ale tu i tam uważne ucho wyłapie wytrawne kąski zadane słuchaczowi niby od niechcenia – ot, pięknie rozwija się najlepszy na płycie „You May Be Blue”, gdzie prócz melancholii miejsce jest i dla skrupulatnie budowanego napięcia, i (zgodnie z tytułem) bluesowych hooków. W „No One Word” Andy Cabic przekornie śpiewa „So you come back home, to the USA”, ale melodia i smyki przenoszą nas raczej na Wyspy Brytyjskie – jakże urokliwe urozmaicenie. A dalej jest coś, jakieś piosenki są, ale nie bardzo wiem jakie, bo senny klimat chyba jednak poszedł w złą stronę – długo, długo muzyczny horyzont pozostaje płaski, przy końcu samym fałdując się się nieco (hej, w „Red Lantern Girls” odnotowałem próby ostrego grania, serio!).

Ale czegóż wymagać od niezobowiązującego folku? Andy Cabic, zakładając Vetiver nie chciał zmieniać świata, nie chciał wyznaczać nowych trendów. Ruszył na autostradę, w Stany, z gitarą w ręku i workiem dobrych melodii... No, nie – sorry – melodii szybko zbrakło, toteż (nawet przy wsparciu Banharta) zespół zadowolić się musiał etykietą wytrawnego supportu. A ja, no cóż, z jednego względu nie mogę dać niżej niż pięć – to szczere chłopaki. Wiedzą, że ich płyta nie jest na tyle dobra, by polski słuchacz sprowadził ją za 70 zł plus koszta wysyłki, więc udostępnili całość w postaci doskonałego streamu na stronie. Jakże urokliwy gest.

PS. Przeglądając materiały dotyczące Vetiver, trafiłem na informację, że zespół był headlinerem festiwalu w Fernwood (?). Doprawdy, nie wiem co o tym myśleć.

Paweł Sajewicz (22 stycznia 2007)

Oceny

Kamil J. Bałuk: 5/10
Kasia Wolanin: 5/10
Paweł Sajewicz: 5/10
Średnia z 5 ocen: 4,6/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także