Ocena: 4

Supersystem

A Million Microphones

Okładka Supersystem - A Million Microphones

[Touch & Go; 22 sierpnia 2006]

Z tym Supersystemem to było tak. Kolesie pojawili się właściwie znikąd. Nie mieli tak silnego marketingowego wsparcia jak kapele z Nowego Jorku, nic więc dziwnego, że nie zostali gwiazdorami jeszcze przed wydaniem płyty. Ale kiedy pojawił się ich debiut „Always Never Again”, paru ludzi odjechało. No, może nawet więcej niż paru. Tym większa radość zapanowała w domach fanów, gdy okazało się, że już po roku dostaną drugi album tej zakręconej formacji.

I to tyle dobrych wieści. Już pierwsze przesłuchanie sprawiło, że mina jednego z fanów, tego podpisanego na dole strony, robiła się coraz bardziej niemrawa. Kolejne odsłuchy niewiele zmieniły. Mina ta mówiła mniej więcej: kurczę, wiecie no, coś tu kurczę nie gra. I o to chodzi. Coś tu nie gra. „Always Never Again” był jak eksplozja radości i niepowstrzymanego żywiołu. Melodia, rytm, refreny, gitary, bity – wszystko tam dawało kopa, któremu na imię Dobra Zabawa. „A Million Microphones” rozpoczyna się niemrawo. „Not The Concept” jest po prostu nudnym i monotonnym kawałkiem. Nie tak powinna startować rewelacyjna płyta taneczna. Z „The Lake” jest podobnie. Gładka melodia, gładkie wokale. Gdzie u diabła podziały się szalone wrzaski wokalisty, gdzie zadziorne zagrywki gitary akustycznej, gdzie rytm zmuszający do szaleństwa na parkiecie? „Eagles Fleeing Eyries” przynosi odpowiedź – Supersystem postanowili zmienić swoją muzykę na poważnie. W tym akurat przypadku eksperyment okazał się całkiem interesujący, piosenka brzmi jakby skomponowała ją... Bjork. To pewnie wpływ prowadzącej ją harfy i kotłów pracujących dzielnie w warstwie rytmicznej. Niestety, to jedyna odmiana na płycie. Większość utworów razi monotonią i melodycznym ubóstwem. Tak jest w „Earth, Body, Air”, “The Pinnade of Experience” czy “Revolution Summer”. W „Joy” nie ma choćby śladu radości. Nawet punkowy „White Light, White Light” jest zaledwie cieniem demolującego uszy „1977” z debiutu. Honoru Supersystemu bronią „Prophets” w klimacie disco z lat 70. i „The Only Way It's Ever Been Done”, przemycający nieco z tego szalonego, pseudolatynoskiego klimatu pierwszej płyty. I to wszystko, co można dobrego napisać o „A Million Microphones”. We have no idea what's going on słyszymy w “Not The Concept”. To wiele wyjaśnia.

Supersystem spotkała typowa dla wielu młodych zespołów przypadłość, zwana przez fachowców „syndromem drugiej płyty”. Można z tego wyjść nagrywając tzw. przełomową trzecią płytę. Można też pogrążyć się i zniknąć na zawsze ze świadomości słuchaczy. Co będzie z Supersystemem?

Marceli Frączek (31 października 2006)

Oceny

Marceli Frączek: 4/10
Średnia z 1 oceny: 4/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także