Hot Chip
The Warning
[EMI; 22 maja 2006]
Wydaje się, że od wydanego dwa lata temu debiutu Hot Chip minęły wieki. Wbrew swojemu tytułowi, debiutancki „Coming On Strong” przesiąknięty był nieśmiałością początkującego wykonawcy, a jego ulotną delikatność można było wtedy obwołać znakiem rozpoznawczym zespołu. Aranżacyjny minimalizm rekompensował fantastyczny głos Alexisa Taylora, niepoprawnego romantyka w ciele pracownika biurowego. Założenia były słuszne, ale ich wykonanie nieprzekonujące. Od tego czasu formacja najwyraźniej coś zrozumiała, bo na tegorocznym „The Warning” po dawnej zachowawczości nie ma śladu. Nowa propozycja londyńczyków z dzielnicy Putney już od pierwszych taktów atakuje swoją bezpośredniością. Hot Chip powrócili, a ich nowym orężem jest bit.
„The Warning” wpisać można w modny nurt indie/dance, lecz w odróżnieniu od asekuranctwa twardogłowych bandów gitarowych, Hot Chip zacierają granice tego, co ostatnio rozumie się pod tym pojęciem. Pomimo pokaźnych i nietypowych jak na projekt elektroniczny rozmiarów kwintetu, grupa pozostaje wierna laptopowo-syntezatorowemu instrumentarium, degradując użycie gitar do niezbędnego minimum. Płyta wydaje się jednoczyć fanów IDM z posiadającymi na półce wydawnictwa Franz Ferdinand, łącząc umiłowanie do blipów i zgrzytów z tradycyjnym podejściem do komponowania. To ostatnie odróżnia ich od metody wytnij-wklej uprawianej przez np. LCD Soundsystem. Być może to właśnie konwencjonalny wymiar załogi z Londynu pozwolił im wyjść z elektronicznej niszy na komercyjne salony indie (sic!), owocując m.in. nominacją do Mercury Music Award. O Hot Chip się dziś mówi, bez dwóch zdań.
Stereotyp głosi, że porzuceniu rejonów eterycznych towarzyszy zwykle obsuw w warstwie songwritingu, a wyrazistość brzmienia służy maskowaniu kompozytorskich niedoskonałości. Nie w tym przypadku. Na „The Warning” znalazło się kilka melodycznych perełek, a bitowe nasycenie płyty staje się często nośnikiem jej jakości. Pierwszy rzut ucha uwidacznia przylepność propozycji singlowych: refleksyjnego house’u (ach ten wokal) „And I Was A Boy From School” i rytmiczno-zakochanego „Colours”. Dalej mamy paradę różnej maści zapożyczeń, ale są to zapożyczenia nad wyraz udane. „Over And Over” podrasowuje rytmikę Talking Heads głębokim basem, „Arrest Yourelf” ciągnie z zespołów new romantic, a tytułowy „The Warning” przypomina zakurzone Artful Dodger. Myli się ten, kto myśli, że Hot Chip szybko zagrali va banque. Największe asy „The Warning” znajdują się w jego finale.
Pod numerem dziesiątym znajdziemy „So Glad To See You”. Przypominający Aphex Twina podkład, wspaniale tkana, ciepła melodia plus dwa męskie głosy, rozprzestrzeniony, zapowietrzony finish, wszystko niedefiniowalnie ulotne jak u Animal Collective. Ktoś powiedział, że mijające lato nie miało swojego hymnu? Prawdopodobnie nie słyszał Hot Chip. Zespołu, który nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Lepiej poznać teraz, niż później ze wszystkimi.