Ocena: 6

Émilie Simon

Végétal

Okładka Émilie Simon - Végétal

[Barclay; 6 marca 2006]

Francuzi miewają czasem dziwne pomysły. W zeszłym roku, kiedy pojawił się w kinach dokument „March Of The Penquins”, zamienili lektora na zdubbingowane głosy pingwinów. Tak, tak, wyrzucili Morgana Freemana! Żeby było bardziej narodowo, genialną amerykańską ścieżkę dźwiękową zastąpili swoją własną wersją. Film z pewnością na tym stracił, ale młoda gwiazda francuskiej elektroniki Émilie Simon za ten właśnie wyczyn została nominowana do Cezara, po drodze zgarnęła jeszcze muzycznego Victoire’a. I nawet jeśli nie można mowić o wielkim kroku w historii kinematografii, z pewnością był to duży krok w karierze wokalistki. Chociażby dlatego, że soundtrack do „La Marche De L'Empereur” był zaledwie jej drugim albumem. Urodzona w Montpellier kompozytorka i wokalistka postanowiła jednak nie tracić czasu na zbieranie laurów – właśnie wydała swój trzeci krążek „Végétal”.

Podobnie jak na debiutanckiej płycie z 2003 roku, również i w tej odsłonie większość utworów dumnie prezentuje piękno francuskiego języka, mimo iż angielskie wstawki wcale nie brzmią o wiele gorzej (ach, ten akcent!). No i ten głos. Gdyby Stina Nordenstam lub Anja Garbarek zechciały nagrać album z Múm, Émilie Simon mogłaby poczuć się zagrożona. Póki co na skandynawski atak się nie zanosi, więc Francja może nadal cieszyć się swoją uroczą królewną elektro-popu. Jej dziecięca barwa głosu oraz stukający, dzwoniąco-smyczkowy podkład sprawiają, że łatwiej jest oderwać się od rzeczywistości i jeśli nawet chce się gdzieś po drodze zakręcić pirueta, to tylko na wysokościach.

Już w pierwszym utworze – „Alicia” – przenosimy się na drugą stronę lustra. Właściwie tylko po to, by za chwilę dostać mocne bębniąco-gitarowe brzmienie we „Fleur de Saison”. Piękna ballada miłosna „In The Lake” to połaczenie nieśmiałego would you be my lover z magicznymi flecikami i chórkami (nie brakuje ich także w innych utworach). Lecz nadmiar romantyzmu nigdy nie wychodzi na dobre, dlatego już w kolejnym „Rose Hybride De Thé” trzeba szybko znad jeziora uciekać, bo rytm goni. I tak wygląda cały „Végétal”: delikatność i siła, wrażliwość i odwaga, prostota i eksperyment. We wszystkich kombinacjach. Obok delikatnych dzwonków są bębny, obok finezyjnych fletów mocne gitary, lecz – co najważniejsze – wszystko się jakoś całkiem nieźle ze sobą czuje.

W rezultacie mamy do czynienia z przedziwną, jakby trochę „pierwszorandkową” mieszanką, płytą dla ludzi z wyobraźnią, którzy nie boją się zaufać małej dziewczynce z warkoczykami. Ona się po kryjomu bawi syntezatorem w swoim pokoju na poddaszu. A potem podaje kolorowe mieszanki dźwięków na plastikowych talerzykach. Świeże, prosto z maszyny. A potem tańczy. A potem przerabia uśmiechy na płyty. Nie wolno jednak pozwolić im się zakurzyć – bo przyjdzie Katie Melua i z soczystych pomarańczy zrobi jajka na bekonie, a całą wyzwoloną energię szlag trafi...

Agata Klinger (9 sierpnia 2006)

Oceny

Średnia z 1 oceny: 7/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także