Ocena: 5

Nouvelle Vague

Bande A Part

Okładka Nouvelle Vague - Bande A Part

[Peacefrog; 27 czerwca 2006]

Zdaje się, że sukces pierwszego albumu Nouvelle Vague zaskoczył samych pomysłodawców projektu. Sympatyczna była to płytka (przepraszam, ale wyjątkowo tępione przeze mnie słowo „płytka” pasuje tu lepiej niż jakiekolwiek inne). Niby nic więcej niż sezonowa ciekawostka, a jednak dawno już kolekcja coverów nie wzbudzała tak jednoznacznie pozytywnych emocji. Nie było wyjścia – follow-up musiał powstać. Repertuarowo nie było problemu – penetrowany przez Francuzów okres należy do najowocniejszych w historii muzyki rozrywkowej. Simon Reynolds stawia nawet tezę, że era 1978-84 może śmiało rywalizować z legendarną siedmiolatką 1963-69. Nowofalowa klasyka pozwoliłaby na sklecenie dziesięciu takich składanek i wciąż ledwo liznęlibyśmy temat.

Druga płyta nie idzie jednak w ślady pierwszej i tylko w połowie eksploatuje tę powszechnie ograną stronę new wave. Prawem inżyniera Mamonia to właśnie te fragmenty wypadają najfajniej. Urok wykonań leży w niebanalnych na nie pomysłach: stepująco-wyklaskanym „Dancing With Myself” Billy’ego Idola, tajemniczych dzwoneczkach złowrogiej kołysanki „The Killing Moon” Echo & The Bunnymen, wydobyciu świetnej melodii „Blue Monday” New Order spod zawsze dominującego ją rytmu. Natomiast chyba niepotrzebne było porwanie się na gotycki klasyk Bauhaus „Bela Lugosi’s Dead”, z próbą ogarnięcia oryginału w trzy i pół minuty. Nagrywanie niektórych utworów po raz drugi zwyczajnie nie ma sensu.

Właśnie. Problemem nowej płyty jest miejscowy przerost ambicji strony muzycznej nad realnymi potrzebami. Sukces debiutu krył się w niezobowiązującym, kawiarnianym charakterze tych coverów. Tymczasem tu część jest przeprodukowana („Don’t Go” Yazoo), część ginie w gąszczu nieklarownych udziwnień dźwiękowych („Fade To Grey” Visage). Kilka wykonań popada też w przeciętność – „Heart Of Glass” Blondie mogliby nagrać w podobnej wersji sami autorzy, a „Ever Fallen In Love” Buzzcocks w niczym nie wychodzi poza ramy standardowej, easy-listeningowej bossanovy Nouvelle Vague.

W sumie więc, wciąż wystarczająco dobre do picia kawy, ale poza tym bez szału.

Kuba Ambrożewski (23 czerwca 2006)

Oceny

Kasia Wolanin: 6/10
Marta Słomka: 6/10
Kuba Ambrożewski: 5/10
Średnia z 4 ocen: 5,5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także