Ocena: 4

Różni Wykonawcy

Monsieur Gainsbourg Revisited

Okładka Różni Wykonawcy - Monsieur Gainsbourg Revisited

[Universal; 21 Marca 2006]

Szkoda tej płyty. Mogła to być naprawdę fajna, solidna składanka. Pozornie wszystko jest tutaj na swoim miejscu. Serge Gainsbourg, w piętnastą rocznicę śmierci, jak mało kto pasuje do roli patrona współczesnego, nonszalanckiego popu, w którym wyżej od protest-songów ceni się intymne, osobiste historie. Zestaw składających hołd artystów również pozwalał mieć nadzieję, że coś ciekawego może się na tej płycie wydarzyć. W końcu wydawało by się, że nikt nie musi tłumaczyć Marianne Faithfull, Jarwisowi Cocerowi, Marcowi Almondowi jak zmierzyć się z dominującym w twórczości francuskiego barda tematem seksu. Jednak perwersyjne piosenki "Markiza de Sadness" większość wykonawców zaproszonych do udziału w projekcie "Monsieur Gainsbourg Revisited" potraktowała wyjątkowo sztampowo, bez finezji i fantazji. Na jubileuszowej składance jest więc letnio, przeciętnie, nudnawo, jak najbardziej "po bożemu".

Od albumów z dopiskiem "tribute to..." nikt nie oczekuje rewelacji. Jednak tego typu płyta może być wydarzeniem, co pokazała wydana w zeszłym roku "Tribute to Rubber Soul". Artyści od Low po Sufjana Stevensa udowodnili swoją miłość do The Beatles, uwalniając wyobraźnię i bezpardonowo przerabiając ich piosenki. Na "Monsieur Gainsbour Revisited" prawie nikt specjalnie się nie wysilił, zabrakło ryzyka, pomysłów, a może po prostu zaangażowania. Zdecydowanie najgorzej wypadli klasycy trip-hopu. Muzycy Portishead o swojej wersji "Un Jour Comme Un Autre - Anna" powinni jak najszybciej zapomnieć. Jedyne co można dobrego powiedzieć o tej piosence, to że trwa niecałe trzy minuty. Beth Gibbons i spółka potrafili jednak przez tak krótki czas stworzyć wrażenie nieznośnej monotonii. Równie słabo prezentuje się Tricky, który powoli przemienia się w jednego z najbardziej zmanierowanych artystów. Zaszczytny tytuł najgorszych na płycie wypada jednak przyznać grupie The Rakes za absolutnie nijaką, retro-rockową interpretację "Le Poinconneur Des Lilas". Parodia The Strokes w hołdzie Gainsbourgowi? Czegoś tu nie rozumiem.

Przeciętnie prezentują się duety Franza Ferdinanda z Jane Birkin i Jarvisa Cockera z Kid Loco, propozycje The Kills, Michaela Stipe'a i Marca Almonda. Honor składanki ratują jedynie Marianne Faithfull, z leniwą reggową "Lola R. For Ever" oraz ten, którego po ostatniej płycie "Meds" całkowicie skreśliłem - Brian Molko. On jeden potrafił wydobyć z piosenek Gainsbourga drzemiący w nich potencjał namiętności i niepokoju. Jego duet z Francis Hardy, "Requiem For A Jerk", to najjaśniejszy moment płyty razem z "The Ballad of Melody Nelson", brawurowo wykonanym przez... Placebo. Oba utwory są mocno przesączone elektroniką: pierwszy napędza energetyczny, oparty na brudnym, głębokim basie beat, w drugim świetnie sprawdza się mieszanka nieco kiczowatych klawiszy z akustyczną gitarą. Może właśnie taka powinna być recepta dla Placebo na dojście do siebie po ostatnich "lekach": mniej przesteru, więcej plastiku?

Nie dajcie się więc zwieść robiącej wrażenie trackliście. Jeśli warto sięgnąć po "Monsieur Gainbourg Revisited" to tylko dla trzech, czterech piosenek. Jest to niestety propozycja przeciętna, przewidywalna, co najwyżej poprawna. Gainsbourg - autor zakazywanych przez Watykan piosenek, poeta, reżyser, kochanek Brigitte Bardot, Żyd oskarżany o sympatie nazistowskie zasłużył sobie chyba na nieco ciekawszy hołd.

Piotr Szwed (12 czerwca 2006)

Oceny

Piotr Szwed: 4/10
Średnia z 3 ocen: 6,66/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także