Syny
Stoję
Polski hip-hop, jak już zauważył Kuba Ambrożewski w recenzji Kamp! przeszło dwa lata temu, jest jedynym, obok disco-polo, gatunkiem muzycznym w Polsce, który odnosi realne sukcesy komercyjne i jest praktycznie samowystarczalny. Jednak okazuje się, że sama jego etykietka nie nadaje glejtu, a twórca sytuujący się w jej obrębie nie może bez troski o ekonomię oddawać się wolności artystycznej, tylko dlatego, że legitymuje się przynależnością do rap genre. Mało tego, często ambicje mogą być przeszkodą (jest to prawdopodobnie kwestią nie tyle promocji, co języka, o czym także przeczytacie w przytoczonym wyżej tekście), a wszelkie wyskoki w kierunku alternatywnego hip-hopu na naszej scenie często funkcjonują na obrzeżach muzycznej niszy. Nie żebym zaglądał artystom do portfeli, ale ciężko nie dostrzec pewnych dysproporcji pośród internetowych wskaźników popularności. Wystarczy porównać ilość wyświetleń na YouTube’ie przeciętnych składów hip-hopowych z własnego powiatu z licznikami artystów takich jak na przykład Napszykłat czy Bitamina (ci ostatni nie mają nawet czterystu polubień na Facebooku (sic!)). Z tego pierwszego zespołu rekrutuje się Robert Piernikowski, jedna druga duetu Syny. Jego drugą połowę stanowi Przemysław Jankowiak vel Etamski, znany również pod pseudonimem 1988 – jeden z ciekawszych polskich producentów, podobnie jak Piernikowski, związany wcześniej z wydawnictwem Qulturap. Tandem właśnie wypuścił klip z utworem „Stoję”, promujący ich nadchodzący debiutancki album „ORIENT” dla labelu Latarnia (którego Etamski jest pomysłodawcą).
Zaznajomionych z twórczością NP nie powinna dziwić nietypowa forma komunikacji Synów z odbiorcą, bowiem wspomnianym zawsze było bliżej do dokonań projektów typu Quasimoto niż bardziej standardowych idoli sceny. Zazwyczaj przedkładali koncepcje artystyczne ponad skillsy. I tę atmosferę Piernikowski przemyca do Synów. Tym razem ów emce gęsto czerpie z podwórkowego infantylizmu, ciskając prostackie rymy z nienaturalnym nadęciem i komicznym „wkurwem”, w czym oczywiście szybko dostrzegamy zgrywę i tłusty cudzysłów. W teorii takie podejście przybliża go do działalności Wojciecha Bąkowskiego z okresu Niwei, jednak Syny stawiają przede wszystkim na funkcjonalność swoich produkcji, stąd w „Stoję” ważniejsze są: flow, brud i konwencja niż jakiekolwiek refleksje czy nastrojowość. Skoro już o brudzie mowa, to mam wrażenie, że będzie on esencją ich debiutanckiego długograja, co nie powinno dziwić, znając gust Etamskiego (indagowany o ulubione płyty dla magazynu M/I wymieniał m.in. "Take Me To Your Leader" MF Dooma pod aliasem King Geedorah i soundtrack do filmu „Ghost Dog: The Way of the Samurai”). Taką obskurnością przepełnione jest „Stoję”. Z jednej strony w tej produkcji silnie obecne jest lo-fi spod znaku RZA, z drugiej zaskakuje dynamizm i napięcie, ewokujące z lekka klimat gangsta-rapu z lat 90-tych. „Stoję” jest propozycją nietuzinkową, odważną i bezkompromisową. Cóż, miliona wyświetleń nie będzie, ale jakaś dziwna siła każe wciskać repeat. WŁANCZAJ.
Komentarze
[18 lutego 2015]
[16 lutego 2015]
[16 lutego 2015]
[16 lutego 2015]
[16 lutego 2015]
[16 lutego 2015]