Dirty Projectors
Keep Your Name
David Longstreth to człowiek swoich czasów. Niegdyś, jak wielu innych śmiałków, odważnie badał, co powstanie z łączenia eksperymentalnego indie z konwencją folkowej piosenki, potem albumem „Bitte Orca” kładł podwaliny pod współczesne alternatywne r&b, by na „Swing Lo Magellan” przy całym, tak charakterystycznym dla Dirty Projectors twórczym podejściu do tradycji, popaść w karykaturalną manierę. Dobra, mamy 2016 rok i ktoś, kto bardzo pasowałby do czasów renesansu znów jest na czasie. W numer wyrażający znaną od momentu wydania „The Glad Fact” fascynację balladowym popem lat pięćdziesiątych (przypomnijcie sobie „Two Brown Finches”, warto) wplata bowiem naprawdę dobry, zaskakujący hiphopowy motyw. Może on też zauważył, że muzyka alternatywna to ostatnimi czasy taka gra, w której wielu ludzi nagrywa bardzo wiele różnych rzeczy, a na koniec i tak wygrywają raperzy. Nie wiem, jak wy, ale ja, lekko przysypiając koło drugiej minuty „Keep Your Name” nagle się budzę i znów mam ochotę zobaczyć, co przygotuje ten świeżo upieczony MC, facet, o którym Michał Pudło swego czasu napisał: „uświadamiam sobie nagle, że Longstreth nigdy nie będzie Czarny”.