Manhattan
Bambino
Najbardziej charakterystyczna supergrupa krajowej alternatywy, składająca się z samych tuzów polskiego indie, kolejny raz wydaje okołoświąteczny singiel (zeszłoroczne „Szanowni Państwo, przed śmiercią źle się czułem” ukazało się w Poniedziałek Wielkanocny). Teraz Manhattan przypomniał o sobie kawałkiem zatytułowanym „Bambino”, jednak sugerowane poprzez tytuł włoskie naleciałości wyczuwalne są wyłącznie w początkowej mówionej wstawce oraz w „ciao!” rzuconym gdzieś w na wysokości 3 minuty 35 sekundy. To, co idzie wyłapać, to przede wszystkim typowo „papsowy” klimat, kreowany głównie poprzez zimowo-świąteczną linię klawiszy – momentami może się wręcz wydawać, że refren o śniegu zostanie zdublowany innym dobrze znanym chorusem z… „Naszego Disneylandu” (naprawdę, radzę podczas słuchania fragmentu „Kiedy pada śnieg…” spróbować zanucić „Mona Lisą byłaś mi…”). Oprócz tego ten utwór składa się przede wszystkim z basu, a w zasadzie z BASU. Linia, która najprawdopodobniej wyszła spod palców Kuby Czubaka, buja niemożebnie oraz sprawia, że jest to świetny kawałek zarówno do wymachiwania wszystkimi częściami ciała na parkiecie, jak i do siedzenia w fotelu i zasłuchiwania się w świetną piosenkowość tego numeru. Jednocześnie bas w „Bambino” sprawia, że to na nim siedzi cały utwór; jest podstawową częścią jego konstrukcji. Podobnie istotny jest powracający w kilku wariantach solówkowy motyw gitarowy, który niesie w sobie echa „Lazy Boy” The Car Is On Fire. Warto także wspomnieć o świetnym tekście, w którym najbardziej wzrusza mnie typowo Hoffmannowski fragment: „niech to będzie tradycją nową/by przez cały rok/być tak ufnym jak dziecko i miękkim jak kot”. Cała ta suma elementów sprawia, że w połowie grudnia pojawił się naprawdę dobry kandydat do singlowego podsumowania 2015 roku, który może w rankingach sporo zamieszać. I jeszcze jedno: jeśli „Lazy Boy” brzmi jak hymn wakacji, to „Bambino” w tym wypadku powinno być hymnem świąt Bożego Narodzenia.
Komentarze
[27 grudnia 2015]