Wywiad z Rafałem Iwańskim (Kapital)
Michał Weicher: Czy słuchasz zespołu Hawkwind?
Rafał Iwańsk: Gdy 20 lat temu słuchałem punk rocka i industrialu, to słuchałem też zespołów psychodelicznych takich jak Gong, Hawkwind, Soft Machine. Podobały mi się płyty Hawkwind takie jak „In Search Of Space” czy „Space Ritual”. Trzeba jednak pamiętać, że to było bardziej rockowe podejście do psychodelii. Bardziej rockowe, niż to co robimy w Kapital, mimo że też wywodzimy się trochę z rocka psychodelicznego, eksperymentalnego. Musiała się widocznie ta muzyka w nas zakorzenić, tak samo jak dalsze pokolenia psychodelicznego rocka w stylu Chrome, Butthole Surfers, Gravitar. Powiem ci, że początkowo mnie to zdziwiło, jak Bartek Chaciński w recenzji naszej pierwszej płyty napisał, że słyszy w „No New Age” wpływy Hawkwind. Widać coś jest na rzeczy. Jest pewna ciągłość w historii muzyki psychodelicznej.
MW: Ważny w waszej twórczości jest trans, stąd też pytanie, jaką muzykę transową uważasz za swoją ulubioną?
RI: Trudne pytanie mi zadałeś. Jest dużo takich rzeczy. Na pewno wymieniłbym tu muzykę, która wykracza poza samą muzykę, jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi. Na pewno będą to płyty Z'EVa z lat 80. i 90. jak „Production and Decay of Spatial Relations” lub „Opus 3.1” na przykład, cały szereg płyt z nurtu krautrocka czy dla odmiany uwielbiana przez nas obu późna płyta Moondoga „Elpmas”. Nie ukrywam, że dużo też słuchamy muzyki etnicznej. Muzyka afrykańska, związana z regionem karaibskim, muzyka brazylijska. Rzeczy oparte stricte na rytmie, polirytmii. Również azjatyckie brzmienia, Indonezja, gamelany. Zawsze wracam do tego, bo to czysty trans. Gdy włączam jakiś album Master Musicians of Joujouka nie mogę się nadziwić jak doskonale transowa jest to muzyka.
MW: A muzyka poważna też was inspiruje?
RI: Oczywiście, że tak. Może bardziej mnie. Kuba [Ziołek – przyp. MW] siedzi chyba więcej w jazzie. Razem słuchamy na przykład tego, co robił Davis w latach 70. To łączenie jazzu z innymi gatunkami. To uwielbiamy. A muzyka poważna oczywiście swoją drogą. Eksperymenty Cage'a, Stockhausena, Varese'a, Feldmana, brzmienia elektroakustyczne, hybrydy dźwięków. Wpływ Varese'a i Stockhausena na muzykę opartą na eksperymencie jest ogromny. Słychać to w poszukujących nurtach, w nagraniach z lat 70. i 80. Kilku artystów psychodelicznych związanych z krautrockiem i muzyką elektroniczną było nawet uczniami Stockhausena. Chodzili do niego na kursy, szukali takiej muzyki.
MW: Jesteśmy teraz w galerii sztuki i chciałem spytać, czy nie sądzisz, że sztuka współczesna jest dziś za bardzo oparta na kontekstach, że przez to brakuje jej pewnego rodzaju monumentalności? Wasza muzyka, w różnych projektach realizowana, wydaje mi się przeciwieństwem tego. Jest w tym pewna spójność artystyczna.
RI: Świat sztuki współczesnej jest czymś odrębnym. Znam twórców, interesuję się nieco tym zagadnieniem i wiem coś o tym. My mamy tak, że z muzyką mamy bezpośredni, wręcz fizyczny kontakt i to ona sama nam narzuca, co robić. Czym jestem starszy, czym dłużej gram, tym wyraźniej widzę, że im mniej tłumaczenia, tym lepiej dla muzyki. Mamy już swój wypracowany świat dźwiękowy, który można rozumieć bez wprowadzenia, opierania się na teoretycznych kontekstach. Wpisujemy się w pewien nurt, który jest silny i który ludzie rozumieją bez słów. Tak było z punk rockiem, który przemawiał do ludzi samą formą. Piosenki, wykrzyczane lub zaśpiewane, które z reguły zawierają czytelny przekaz słowny być może bardziej trafiają i bardziej integrują ludzi, ale u nas, gdzie ich nie ma, również jest taki silny kontakt z publicznością. Jesteśmy chyba bliżej „rock in opposition”.
MW: Jak byś wyróżnił Kapital na tle innych zespołów, w których ty czy Kuba graliście? Co on daje wyjątkowego?
RI: Dla mnie wyjątkowe jest to, że mogę grać muzykę elektroakustyczną dla szerszej publiczności, a już w latach 90. to robiłem, ale nie wiedziałem wtedy jak dotrzeć do ludzi. Gram na instrumentach perkusyjnych w Innercity Ensemble, w HATI, w grupie Alameda 5, realizujemy tam różnorodną muzykę, ale tutaj mam wyjątkową okazję pracować głównie z instrumentarium elektronicznym w duecie z gitarzystą. Jest to dla mnie pociągające, bo zawsze szukałem tego czystego archetypu połączenia elektroniki i gitary. Z doświadczenia wiemy, że świat muzyki gitarowej bardzo dobrze łączy się z muzyką elektroniczną czy też elektroakustyczną. Nawet już bez perkusji czy innych akustycznych instrumentów to dobrze działa. Najlepszym przykładem są tu dokonania Richarda Pinhasa oraz jego płyt nagranych z innymi muzykami jako Heldon w latach 70.
MW: Czyli jeśli Alamedę uznać za zespół stricte gitarowy, to Kapital będzie wzorcowym połączeniem dwóch światów elektroniki i gitar?
RI: Dokładnie tak, albo prawie dokładnie tak. Paradoksalnie jest wyraźny rockowy korzeń w Kapitalu, mimo że brakuje perkusji. Zagęszczenie elektroniki jest za to bardzo duże, a to powiększa spektrum dźwięku. Pojawiają się alikwoty, drony, tworzy się bardzo intensywna ściana dźwięku. Gęsta gitara z szeregiem efektów, które stwarzają jeszcze osobne spektrum, jest w Kapitalu prawdopodobnie najsilniejszym elementem rockowym. Muzyka ta jest futurystyczna, pojawia się nowy teren do eksplorowania, wręcz kosmiczny. Alameda 5, jak mówisz, ma korzeń maksymalnie rockowy. My to nazywamy kontrolowaną psychodelią, kontrolowanym hałasem. Wszystko jest niby ułożone, typowo rockowe: gitara, bas, perkusja, syntezatory, perkusjonalia, gramy wręcz progresywnie, w stylu lat 70. To daje duże możliwości. Gramy jeszcze z Kubą w Innercity Ensemble i tu z kolei jest korzeń postrockowy, jazzujący, bardziej eksperymentalny, jest tu dużo więcej miejsca na improwizację, do tego bardzo gęsta rytmika. W Innercity Ensemble mamy do czynienia z podejściem bardziej free. A Kapital to jeszcze inne doświadczenie. Dla mnie nawet na granicy muzyki. Nie jestem jakimś fanem określenia „eksperymentalny”, ale Kapital ma właśnie w sobie dużą dozę eksperymentu. Tworząc nowe utwory na próbach mamy wrażenie czerpania z wielu źródeł i eksperymentowania z tym, co mamy. Szczególnie druga płyta „Chaos To Chaos” tworzona była przy użyciu bardzo wielu źródeł dźwięków.
MW: A co było inspiracją przy koncepcji tego albumu? Bo słyszałem, że Lem?
RI: No właśnie nie do końca. Lem pojawił się przy okazji. Kiedy dwa lata temu powstała koncepcja, żeby grać razem, potrzebowaliśmy fajnej nazwy. Rzuciłem wtedy Kapital właśnie i tak zostało.
MW: Skojarzenia z Marksem od razu się nasuwają...
RI: Tak. Jedni kojarzą to z Marksem, drudzy z Laibachem, inni z kapitalizmem i tak dalej. Ale Kuba później czytał książkę Lema „Pamiętnik znaleziony w wannie” i tam we wstępie pojawia się bożek Kap-Eh-Thaal, który według Lema jest wyróżnikiem naszych czasów [cytat pojawia się we wkładce do płyty – przyp. MW]. To, co pisze Lem odpowiada bardzo temu, co możemy teraz prawie wszędzie zaobserwować, jest wręcz tego kwintesencją. W tej sytuacji nasza nazwa nabrała nowego znaczenia.