Wywiad z Michaelem Tapscottem (Odawas)

Obrazek Wywiad z Michaelem Tapscottem (Odawas)

Ponieważ jesteście jeszcze zespołem (szczególnie w Polsce) dosyć mało znanym, chętnie dowiedziałbym się czegoś o kulisach powstania Odawas. Jak więc ta historia się rozpoczęła?

Poznałem Isaaca na Indiana University we wspaniałej krainie Bloomington. Byłem redaktorem pisma studenckiego, w którym on pisał recenzje filmów. Pokochałem jego teksty, zasugerowałem spotkanie i od tego czasu byliśmy nierozłączni. Początkowo, miałem napisać muzykę do filmu, nad którym pracował Isaac – film nigdy nie powstał, ale pozostała muzyka i tak właśnie wyglądały narodziny Odawas. Żaden z nas nie miał wcześniej doświadczeń z graniem w zespole.

Czy po bardzo dobrze przyjętym przez krytykę „Raven And The White Night” obawiałeś się, że ciężko będzie nagrać coś lepszego?

Nie, kiedy album jest gotowy, jestem z niego dumny, ale również staram się być artystycznie „ponad to” i szykować się do nowych wyzwań. Nie odczuwam tego w ten sposób, że muszę nagrać coś lepszego, staram się po prostu nagrywać nowe rzeczy.

„The Blue Depths” wydaje się płytą w większym stopniu przemyślaną niż "Raven". Wszystko układa się tu w jedną całość – tytuł, okładkę, muzykę, teksty łączy dużo więcej niż na poprzednim longplayu. Czy więc “The Blue Depths” można nazwać koncept albumem?

Cóż, na etapie myślenia o płycie „The Blue Depths” był właśnie albumem mniej przemyślanym, ale może właśnie dlatego postrzegasz go jako bardziej konceptualny. Myślę, że to kwestia zdobywania doświadczenia i wiedzy, jak poskładać wszystkie rzeczy razem i jak oddzielić dobre pomysły od złych. Sądzę, że każdy album powinien w pewnym sensie być konceptem. W innym przypadku, po co nagrywać płytę?

Pomówmy o tekstach... Jaki jest główny temat „The Blue Depths”? W moim odczuciu jest to album o tworzeniu własnego świata, własnej opowieści, która zawsze „może być fałszywa”, ale jest też ona paradoksalnie jedynym sposobem na wyrażenie wewnętrznej prawdy...

To bardzo dobry opis tekstowej zawartości płyty. Wpływ na nią miał w bardzo dużym stopniu film Luca Bessona „Wielki błękit” – stąd podobieństwa muzyczne i tematyczne. Bohater tego obrazu porzuca Rossannę Arquette dla delfina i bezkresnego, odwiecznego oceanu. Podczas pracy nad „The Blue Depths” zmagaliśmy się ze znaczeniem rzeczywistości, ale nie chodzi tu o żadne narkotyki, tylko o pytanie: czy rzeczywistość można w jakiś sposób zdefiniować, a może jest ona jedynie produktem naszego mózgu. Oczywiście nie rozumiem tego do końca, ale wydaje mi się, że nie ma dla niego granic, jeśli chodzi o przestrzeń i czas.

Skąd pomysł na połączenie folku z synth-popem? To kompletnie odmienne muzyczne światy...

Oczywiście istnieją prekursorzy takiego brzmienia, chociażby. Neil Young i jego płyta „Trans”. Chcieliśmy owinąć folkową naturalność syntetycznym papierem. To wyniknęło całkowicie naturalnie z demówek, jakie nagrywaliśmy przed powstaniem płyty. Gdy połączyliśmy dźwięki akustycznej gitary z brzmieniem tanich keyboardów, jakimi dysponowaliśmy, to po prostu się zakochałem.

Muszę przyznać, że obecna na waszej stronie lista dziesięciu albumów, których słuchaliście podczas pracy nad „The Blue Depths” zaskoczyła mnie brakiem Cocteau Twins i Talk Talk. Czy to dla Ciebie istotne zespoły?

Uwielbiam solową płytę Marka Hollisa, którą właśnie niedawno kupiłem, tak samo jak „Heaven Or Las Vegas” Cocteau Twins. Muszę przyznać, że nie znam dokładnie twórczości tych dwóch zespołów. Jednak gdy coś z ich dyskografii wpadało mi w ręce, to zawsze mi się podobało.

Ciężko wyobrazić sobie „The Blue Depths” bez kunsztownej produkcji i subtelnych studyjnych detali. Czy nie będziecie mieć problemów z graniem tych kawałków na żywo?

Tak, to jest bardzo trudne, piosenki zawsze gdzieś mają swój początek, tak więc istnieją „gołe”, pozbawione efektów wersje, które gramy na żywo. Próbowaliśmy wcześniej puszczać niektóre partie na koncertach z iPoda, ale to zawsze brzmiało bardzo sztucznie, tak więc teraz wolę już zmusić publiczność do skupienia i wysłuchania tych utworów w wersji lo-fi. Gdybyśmy mieli czas i pieniądze, żeby robić to, co robimy z większym rozmachem, gdybyśmy mogli zaangażować w to więcej osób, wówczas z graniem „The Blue Depths” na żywo nie byłoby większych problemów.

Czy „Harmless Lover’s Discoursce” ma coś wspólnego z książką Rolanda Barthesa „A Lover’s Discourse”?

Tak! Starałem się wymyślić tytuł dla tej piosenki. Gdy byłem w domu rodziców mojej dziewczyny i zobaczyłem tę książkę na półce, pomyślałem: „to jest to”. Nie mam jednak pojęcia, o czym jest ta książka, więc może będziesz w stanie mi powiedzieć?

Jak trafiliście na twórczość Helen Maurene Cooper? Jej zdjęcie, które stało się okładką „The Blue Depths” to jest bardzo przewrotne, w pewien sposób ironiczne...

Zdjęcie, które jest na tylnej części okładki „The Blue Depths” zobaczyłem pierwszy raz w numerze „Chicaco Readera”. Zakochałem się w tym zdjęciu, gdyż jest bardzo prowokacyjne, i długo gapiłem się na nie. Pomyślałem, że jest idealne dla artworku nowej płyty. Nawiązałem z Helen kontakt przez internet i zaprosiłem ją na koncert, na muzykę zareagowała pozytywnie, więc wszystko zadziałało. Zachęcam wszystkich, żeby sprawdzili jej stronę. Zdjęcia, które wykorzystaliśmy są częścią większego projektu, w którym właściwie wszystkie prace są kapitalne. Nie mogę się za nią wypowiadać, co do znaczenia tych zdjęć, ale uwielbiam w nich przenikanie się skrajnie sztucznych pejzaży z jeszcze bardziej sztucznymi scenami miłości (w jej rozmaitych formach). Fotografia, która jest na okładce, była dla nas idealna, gdyż sprawia ona wrażenie jakby środkowy Zachód spotykał się z oceanem. Symboliczna, nierealna rzecz.

Wasza muzyka jest niezwykle epicka, emocjonalna, patetyczna. Nie obawiałeś się, że pisząc takie kawałki zbliżasz się w stronę kiczu? Łatwo jest przesadzić z patosem...

Nasze motto brzmi: jeśli myślisz, że przesadziłeś, to znaczy, że faktycznie jeszcze nie doszedłeś wystarczająco daleko. Zdaję sobie sprawę, że kicz istnieje, ale granica staje się w tej kwestii coraz bardziej rozmazana. Sądzę, że najlepsza sztuka jest zawsze kroczeniem po cienkiej linii, na której bardzo łatwo stracić równowagę.

Jesteście często porównywani do Fleet Foxes, co sądzisz o tym zespole i o takim porównaniu?

Ich pierwsza EP-ka wydana przez Sub Pop ewidentnie przykuła moją uwagę. Spodobały mi się harmonie – oni z całą pewnością są bardziej „zespołem”, a my czymś, co dopiero się kształtuje.

Co sądzisz o największych gwiazdach współczesnego, amerykańskiego alternatywnego folku, takich jak Devendra Banhart, Sufjan Stevens czy Animal Collective? Czy zasługują na te wszystkie pochwały krytyków?

Byłem wielkim fanem, biernym fanem, sfrustrowanym fanem i nie byłem fanem w różnych momentach, jeśli chodzi o artystów, których wspomniałeś. Unikając jednoznacznego komentarza dotyczącego któregokolwiek z tych wykonawców, powiem, że wszyscy oni zyskali fanów dzięki oryginalnemu brzmieniu i wyznaczyli wiele kierunków, którymi teraz podążają rockowi artyści w Stanach.

Czy byłbyś zainteresowany możliwością napisania muzyki filmowej? Jeśli tak, propozycja jakiego reżysera sprawiłby Ci największą przyjemność?

To jest właśnie to, co chcemy robić. Isaac i ja od początku wyobrażaliśmy sobie, że to będzie nasza działka – tworzenie muzyki dla telewizji, filmów i reklam. Mam nadzieję, że uda nam się wkroczyć na tę ścieżkę. Jest wielu reżyserów, z którymi byłoby fantastycznie pracować – David Lynch i Werner Herzog oczywiście, Paul Thomas Anderson, Wes Anderson, Aleksander Sokurow, Paul Verehoven, Lars Von Trier, John Carpenter, Alfonso Cuaron i tak dalej...

Czy następna płyta Odawas przyniesie nam rewolucję (jak „Raven”) czy ewolucję (jak „The Blue Depths”)?

To nie jest rozstrzygnięte.

Twoje piosenki często nawiązują do spraw związanych z duchowością oraz wiarą w Boga („When God Was a Wicked Kid”, „Alleluia”...). Czy to dla Ciebie szczególnie ważny temat?

Oczywiście jest to jedna z wielkich, nierozwiązywalnych tajemnic tego świata. Aczkolwiek jestem głównie zainteresowany ludzkim poszukiwaniem codziennej ekstazy poprzez wiarę. Jest to ciekawa historia.

Dlaczego wykorzystaliście w utworze „Love Is The Only Weapon...” fragment przemówienia Jima Jonesa, założyciela sekty Świątynia Ludu, która jest najbardziej znana z powodu spowodowania śmierci 900 osób w 1978 r.?

Cóż, postać Jima Jonesa powracała często podczas powstawania „Raven And The White Night”. Rodzina Isaaca ma długą tradycję w kościele nazareńskim i znała Jima Jonesa, gdy dorastał w południowej i środkowej Indianie i chodził z nimi do kościoła. Jim Jones mieszkał także w tym samym pokoju w akademiku, co Isaac na Indiana University. Zaczęliśmy się interesować tą postacią, zgromadziliśmy sporo informacji na jej temat i zaczęliśmy przywiązywać się do niej. W istocie był to w pewnym stopniu dobry człowiek (chociaż z dziwnymi tendencjami), miał radykalne idee, ale upił się władzą i zaczął manipulować ludźmi, ostatecznie poprowadził 900 osób na tragiczną i niepotrzebną śmierć. Jest to smutne i jednocześnie fascynujące, że wielcy przywódcy mogą być tak zdeprawowani i niszczycielscy. To było symboliczne dla naszych ostatnich dni w południowej Indianie, my zepsuliśmy raj.

Jak obecnie postrzegasz „Aether Eater”? W moim odczuciu jest to płyta słabsza od „Raven...” i „The Blue Depths”, ale cenna z uwagi na pierwiastek szaleństwa i nieprzewidywalności.

Tak jak mówiłem, zawsze jestem gotów, by iść naprzód, kiedy album jest już gotowy. Nie słuchałem „Eather Eater” dobrych kilka lat. Domyślam się, że to płyta pełna wspomnień z tamtych czasów. Wrzuciliśmy tam wszystko a nawet więcej, zbyt wiele pomysłów, zbyt wiele dźwięków, ale była to świetna zabawa i sposób, by się czegoś nauczyć. Jestem pewny, że tam musi być trochę wartościowych momentów!

Który album cenisz bardziej: „Raven...” czy „The Blue Depths”?

Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie...

Czy masz jakiegoś ulubionego autora tekstów, którego styl miał na Ciebie wpływ?

Rennie Sparks z zespołu Handsome Family. Jej wypełnione szczegółami gotyckie opowieści są niezmiennie inspirujące.

Czy mógłbyś wskazać artystę, którego chętnie zaprosiłbyś na album Odawas albo z którym chciałbyś współpracować w jakimś innym projekcie?

W Jagjaguwar obiecali mi, że zapłacą Scottowi Walkerowi, by zajął się produkcją naszej płyty, jeśli uda mi się go namówić. Paul Williams, znany z filmów z muppetami, także byłby idealnym współpracownikiem. Potrzebujemy starszego pana, który nauczy nas, jak uniknąć popełniania głupot.

Na YouTube można zobaczyć piękny fragment waszego koncertu ze sklepu płytowego VGR w Muncie, czy często gracie w tak niecodziennych miejscach?

Graliśmy w najdziwniejszych miejscach, jakie możesz sobie wyobrazić, od galerii sztuki do korytarzy, gdzie proszono występujących o 20 dolarów po koncercie; od małych sklepów z płytami do ogromnych festiwali, na których nikt się nie pojawia i my też nie powinniśmy; od piwnic rozmaitych ludzi do prestiżowych knajp dla businessmanów. Żadne miejsce nie jest tak idealne jak następne, chcemy być dziwnym elementem w dziwnym miejscu, chociaż czasami jest zbyt głośno!

Ostatnie pytanie – kiedy będzie można zobaczyć was na europejskich koncertach, a szczególnie w Polsce?

Staramy się, staramy! Strasznie chcemy pojawić się i zagrać w Europie, ale niestety pieniądze są sporą przeszkodą. Mamy prace, wynajmujemy mieszkania i spłacamy kredyty studenckie – na pewno zrobimy to pewnego dnia, oby jak najszybciej, może w tym roku, plany już są tworzone...

For many people, especially in Poland, you are still a relatively unknown band, that’s why I ‘d like to ask about the beginnings of Odawas. How did this story start?

Well, Isaac and I met at Indiana University, in the wonderful land of Bloomington, Indiana. I was an editor at the student newspaper and Isaac was one of our movie reviewers, I loved his reviews and suggested a meeting and we've been inseperable since. Originally, I was going to make music for a movie Isaac was making - the movie never was made, but the music was and this was the origins of Odawas. Neither of us had experience in bands before.

After very good reviews of “Raven and The White Night”, did you have a feeling that it will be really hard to record something better than that album?

No, once an album is recorded I am proud of it, but I always am over it artistically and ready to move on. It doesn't feel like you have to make something better, just something new.

„The Blue Depths” seems more deliberated than „Raven”. Everything belongs together here – title, cover, music, lyrics seem to be more unified. Can we call “Blue Depths” a concept-album because of this?

Well, “The Blue Depths” was less conceptually thought of in the conception stages, which is probably why you perceive it as more conceptual. I think it is a matter of getting more experienced and knowing how to piece things together and edit out the bad ideas from the good ideas. I think every record should be a concept, otherwise, why make a record?

Speaking of lyrics, what’s the main theme of “The Blue Depths”? From my point of view it’s an album about creating your own story, own world, which always “may be false”, but paradoxically it’s the only way of expressing the inner truth.

This is a very good description of the lyrical theme of the record. It is very influenced by the themes of Luc Bessons movie “The Big Blue” - hence the name and sound similarities - in which a deep sea diver leaves Rossanna Arquette for a dolphin and the eternal sea. We've been struggling with the meaning of reality - this is not a drug thing - it's a question of whether reality can be defined or whether it is a fabrication of our own brains. I don't understand, but I think our brain can go in whichever direction and time and place it chooses.

How did the idea of combining synth-pop with folk come out? These are two radically different music worlds.

Well, there are fathers to this sound, Neil Young's “Trans” album is an obvious one - but we wanted to wrap a very natural folk sound in synthetic wrapping paper. It came about naturally from me recording demos and combining the sound of a classical guitar and the "warm pads" of the cheap keyboard we use. I fell in love!

I have to admit that I was surprised by the absence of Talk Talk and Cocteau Twins on your list of „10 Records to listen to in preparation for The Blue Depths”. Are these bands important for you?

I love the Mark Hollis solo album and just bought an LP copy and now love “Heaven or Las Vegas” by the Cocteau Twins. I must admit that my familiarity with these two bands is not strong, though I have really, really liked everything I've heard.

It’s hard to imagine “The Blue Depths” without its careful production and subtle studio effects. Will it be difficult to play these songs live, to make them sound like they do on the album?

Yes, it is very difficult, the songs started somewhere so there are stripped down versions we play live. We have played around with using backing tracks on an iPod, but it always seems very stiff and find it more worthwhile to confront a crowd to be quiet and listen to the songs in a lo-fi way. If we had the money and time to make it bigger and incorporate more people we would without a doubt.

Does “Harmless Lover’s Discourse” have anything in common with Roland Barthes’s book “A Lover’s Discourse”?

Yes! I was trying to think of a name for this song and was at my girlfriend's parents house and saw that sitting on the bookshelf, so I though sure! I have no idea what this book is about or what it is, can you tell me?

How did you find the works of Helen Maurene Cooper? Her photo that appeared on the cover of “The Blue Depths” is lovely delusive, ironic in some way...

The photo that is on the back cover of “The Blue Depths” I first saw in an issue of the “Chicaco Reader” newspaper. I fell in love of the photo as it is very provocative and kept staring at it, I thought it was perfect for the new record's artwork. I tracked her down on the internet and invited her to a show, she was into the music, so it worked! I encourage everybody to check out her website, hmcooper.com. The photos we used are part of a bigger project of hers and they are all amazing. I can't speak for her on the meaning of this artwork, but to me I love the blend of the extremely fabricated looking outdoor settings with even more fabricated settings of love (in its various forms). The cover photo was perfect for us because it seemed like a photo where the midwest meets the ocean, a symbolically unreal thing...

Your music is epic and emotional. Aren’t you afraid that making such music may bring you close to kitch? It’s easy to overdo the pathos.

Our motto is if you think you've gone too far over the top, you actually didn't go far enough. I understand that kitsch existed but the line is always getting more blurry. But, I think the best art exists on a delicate line in which you can often lose your balance.

Many people compare Odawas to Fleet Foxes. What do you think about them and about the comparison?

The first EP on Sub Pop definitely caught my attention. I love the harmonies - they are definitely much more of a „band” than we are, we are much more prefab!

What do you think about the biggest contemporary stars of American alternative folk scene, like Devendra Banhart, Sufjan Stevens and Animal Collective? Do they deserve such critical praise?

I have been a large fan, a passive fan, a frustrated fan and a non-fan at various times of all of these artists you have mentioned. While avoiding direct comment on any of these artists, I will say that they all have built a fan base on an original sound and have directed and dictated much of what us other rock-based artists are doing.

Would you be interested in writing music for a film? Is there a director whose offer would please you the most?

This is what we want to do! Isaac and I have always imagined this would be our path, making music for television, movies and commercials - hopefully we'll find a way. There are many directors that would be a dream to work with - David Lynch and Werner Herzog obviously, Paul Thomas Anderson, Wes Anderson, Alexsandr Sokurov, Paul Verehoven, Lars Von Trier, John Carpenter, Alfonso Cuaron, on and on...

Will the next Odawas album bring us revolution (like „Raven...”) or evolution (like „The Blue Depths”)?

It is undecided.

Your songs often tackle the issue of faith and religion. Is it a particularly important matter for you?

Of course, it is one of the undefinable mysteries of this world. Though I mainly more interested in other people's search for everyday ecstasy through faith. It is a curious history.

What was the purpose of sampling (in „Love is the Only Weapon...”) a fragment of a speech by Jim Jones – the founder of the Peoples Temple sect, which is known for causing the death of 900 people in 1978?

Well, Jim Jones was a reoccurring figure in the creation of “Raven and The White Night”. Isaac's family has a long history in the Nazarene church and knew Jim Jones while he was growing up in Southern and Central Indiana and had gone to church with them. Jim Jones also lived in the same dorm room as Isaac did at Indiana University, we did a lot of research about this and became attached to this figure. Essentially, he had been a good man at some point (though with some stranger tendencies), he had radical ideas, but he became drunk with power and began to manipulate and control people and led 900 people to a tragic and unnecessary end. It is so sad and fascinating that great leaders can be so corrupted and destructive. This was symbolic of our last days in Southern Indiana too, we corrupted paradise.

What do you think about “Aether Eater” nowadays? For me it’s not as good an album as “Raven...” or “The Blue Depths”, but it’s worthwhile because of its craziness and oddity...

Yes, as I said always ready to move on once an album is done, I haven't listened to “The Eather Eater” for a few years now, I imagine it would be full of memories of its time and creation. We threw everything and anything into that record, too many ideas, too many sounds - but it was great fun and a learning process. There's got to be some worthwhile moments on there!

Which album you value more – „Raven....” or „The Blue Depths”?

This is impossible to say...

Do you have a favorite lyricist, whose way of writing had influence upon you?

Rennie Sparks of the Handsome Family. Her gothic tales and detailed filled lyrics are a constant inspiration.

Is there an artist that would you like to invite to an Odawas album or maybe collaborate with in some other project?

I got Jagjaguwar promise to pay for the cost of Scott Walker to produce a record for us if I could talk him into it. Paul Williams, famous for the Muppet movies, has also been an ideal partner. We need an older gentleman who will teach us how to „cut the crap”.

On Youtube we can watch a beautiful fragment of your gig in Village Green Record Store in Muncie. Do you often play in such unusual places?

We've played in the most unusual places you can imagine, from art galleries to hallways where they ask the performers for 20 bucks after the show, from tiny record stores to humungous outdoor festivals that no one attends and we shouldn't have done, from people's basements to upscale businessman bars. Nothing is more ideal than the other, we want to be a strange element in a strange place, though sometimes it's too noisy!

And the final question – when there will be a chance to see you on European gigs, particularly in Poland?

We are trying, we are trying!!! We badly want to come over to play in Europe, but money is sadly a big issue. We have jobs, rents and student loans - we will make it someday, hopefully soon, maybe this year, plans are being made...

Piotr Szwed (25 marca 2009)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
szwed
[5 kwietnia 2009]
Dzięki, pozostaje teraz liczyć na to, że fragment "plans are being made" odnosi się np. do Offu, ale to chyba na razie pobożne życzenia.
Ethan
[3 kwietnia 2009]
Świetny wywiad, który sprawia, że jeszcze bardziej chce się człowiek zagłębiać w te dźwięki.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także