Daniel Burton (Early Day Miners)
Zarówno Ty, jak i Rory Leitch byliście członkami Ativin Band. Skąd pomysł na złagodzenie zimnego, eksperymentalnego, rockowego brzmienia?
Wydaje mi się, że to wzięło się właśnie z grania zimnej, egzystencjalnej muzyki. Po około pięciu latach byliśmy gotowi spróbować czegoś innego. Early Day Miners tworzą muzykę emocjonalną, w jakiś sposób zakorzenioną w tradycji. Sądzę, że w efekcie daje jej to pewną długowieczność, której nie posiada większość muzyki awangardowej.
Early Day Miners – co dokładnie ma oznaczać ta nazwa? Co chcieliście poprzez nią wyrazić?
Spodobał mi się obraz wykreowany przez wyobraźnię pod jej wpływem. To bardzo „wizualna” nazwa moim zdaniem. Słowa „early day miners” zobaczyłem na pierwszej stronie turystycznej broszury reklamującej bardzo małe miasteczko Silvergate w Montanie, USA. Znajdowały się pod starym zdjęciem górników, a całość wyglądała zupełnie jak okładka płyty. W tamtym momencie pomyślałem, że to będzie nazwa następnego zespołu, w którym będę grał.
Opowiedzcie coś o sesjach nagraniowych do „All Harm Ends Here”. Krąży na ten temat dużo upiornych i dziwnych plotek.
To była bardzo ciekawa sesja nagraniowa. Płyta została nagrana w starym kościele tuż za Bloomington, głęboko w głębi kraju. To miejsce graniczy z cmentarzem, a my spaliśmy w piwnicy kościelnej, po prostu tuż obok zakopanych trumien i ciał. Tuż przed snem przelatywały mi przez głowę naprawdę bardzo dziwne obrazy. Po kilku dniach nagrywania w samotności zaczęliśmy słyszeć trzaski w piwnicy. Potem sprzęt nagrywający zaczął się sam z siebie włączać i wyłączać. Całe doświadczenie pozostawiło naprawdę straszliwe, groźne uczucie.
Jest coś kojącego w „All Harm Ends Here”, nawet poza samym tytułem płyty. To coś jak pogodzenie się z losem po ciężkich i bolesnych doświadczeniach. Jakie pomysły czy doznania zainspirowały Was do nagrania tej płyty?
Fajnie, dzięki za miłe słowa. Jest na płycie kilka motywów przewodnich. Wszystkie są związane z pokojem. Dobrze się czuliśmy nagrywając płytę, która nie jest naprawdę przesadnie polityczna, ale w jakimś sensie jest przeciwna temu co dzieje się obecnie na świecie. Prawdopodobnie najważniejszym tematem albumu jest pacyfizm. „All Harm Ends Here” to w bardzo dużym stopniu reakcja na zdumiewający wzrost przemocy w dzisiejszym świecie.
W maju byliście na Starym Kontynencie. Czy była to Wasza pierwsza wizyta w Europie? Na co liczyliście jadąc w tę trasę?
Nasza trasa była wspaniała. Szczególnie fantastyczne były występy w Hamburgu i Lipsku w Niemczech. To była nasza czwarta wizyta w Europie i za każdym razem jest coraz lepiej. To cudownie zróżnicowane miejsce. Ludzie są bardzo wrażliwi i mili. Chyba największe wrażenie tuż po przyjeździe robi na mnie zawsze przywiązywanie niezwykłej uwagi do wszystkich szczegółów. Jedzenie, budynki, kawa – to wszystko jest tu najlepsze. To i brak reklam przy drogach, co sprawia że wszystko wygląda lepiej.
Jesteście często porównywani do Echo And The Bunnymen, The Church i The Cure. Czy to Wasze prawdziwe inspiracje? Jacy jeszcze artyści ukształtowali Wasze brzmienie? Może Red House Painters lub Low?
Cała piątka to nasze inspiracje, mają na nas wpływ. Choć nie do końca trafiają do nas Eno, Lanois czy Talk Talk i tym podobne, to mają na nas większy wpływ niż dajmy na to The Church.
Kim byłby dla Was „idealny słuchacz”? Po usłyszeniu wszystkich rozwijających się muzycznych konstrukcji na „All Harm Ends Here” podejrzewam, że musi być cierpliwy w odkrywaniu istoty Waszych kompozycji.
Zdecydowanie uważam, że komuś kto rozumie, że wiele najlepszych piosenek nie zdobywa cię za pierwszym przesłuchaniem może nasz zespół przypaść do gustu. To wprost zamierzone w naszych kompozycjach. Nie piszemy przebojowych singli, ale spędzamy dość dużo czasu na aranżacjach i atmosferze, co, jak sądzę, odpłaca się w końcu słuchaczowi.
Mija dziewięć lat od założenia zespołu. Jak porównywałbyś Early Day Miners z roku 1996 i dzisiejszych?
Myślę, że na pewno mamy sporo tras za pasem. To była dobra okazja, żeby zobaczyć trochę świata i w efekcie dorosnąć. W zasadzie płyty wydajemy dopiero od pięciu lat. Pierwsze trzy spędziliśmy na odnajdywaniu się muzycznie, co przyniosło nam naprawdę dobre efekty. Chciałbym żeby więcej zespołów czekało kilka lat dłużej przed wydaniem pierwszej płyty. Wydaje się, że obecnie każdy zespół wydaje płytę długogrającą zanim upłynie sześć miesięcy od założenia zespołu. To dla nich nic nie znaczy.
Okładka „All Harm Ends Here” jest bardzo charakterystyczna. Czy uważasz ją za integralną część albumu?
Tak, absolutnie. Być może zabrzmi to niedorzecznie, ale ciężko mi polubić niektóre płyty, jeśli uznam artwork za okropny. Całość wydaje mi się wtedy oszpecona. W czasach ściągania z internetu, file-sharingu i wypalania płyt ma to chyba coraz mniejsze znaczenie. Być może choćby wyłącznie z tych powodów ważniejsze jest posiadanie pięknej, wymownej okładki płyty. To wizualna reprezentacja muzyki. Fotografia na „All Harm Ends Here” jest dosłownie tym – wizualnym przedstawieniem tematyki muzyki.
Ostatnie słowa do naszych czytelników. Czy są szanse na zobaczenie Was w Polsce?
Bardzo chcielibyśmy zagrać w Polsce. W Berlinie było kilka osób, które przyjechały z Polski specjalnie po to, żeby nas zobaczyć. To było naprawdę bardzo poruszające. Spotkanie i rozmowa z nimi była miło spędzonym czasem. Być może w 2006 roku uda nam się zagrać w Warszawie!
Both you and Rory Leitch were members of Ativin Band. What was the idea behind moving from cold and experimental rock music to a more smooth climate?
I think it came from just that, playing cold, existential music. After 5 years or so we were ready to try something different. Early Day Miners makes emotional, music that is somewhat rooted in tradition, and I think in the end that gives it a longevity that much avant garde music does not.
Early Day Miners? What exactly does this name stand for? What did you want to express with that name?
Well, I liked the image it creates in the mind. It is a very visual name in my opinion. I saw the words "early day miners" on the front of a tourist brochure for a very small town called Silvergate, Montana USA. It was under an old picture of miners and the whole thing just looked like a record cover. At the time I thought, that will be the name of the next band I am in.
What was the story behind the recording of "All Harms Ends Here"? There are a lot of spooky and strange rumours about it.
It was an interesting recording session. The album was recorded in an old church just outside of Bloomington, way out in the country. It borders a cemetary and we were sleeping in the church's basement, basically right next to buried coffins and bodies. It was a weird image to have racing through your head just before sleep. After a few days of solitude and recording, we started hearing crashing noises in the basement. Then the tape machine would jump in and out of record mode on its own. The whole experience had an erie, ominous feel to it.
There is something comforting about "All Harms End Here", even besides the title of the album. It's just like a reconcilement after some hard and painful experiences. What ideas or feelings inspired you to record it?
Cool, thanks for the kind words. There's a few major themes on the record. All are associated with peace. It felt good to make a record that isn’t really overtly political, but sort of is about the opposite of what is happening in the world right now. Probably the biggest theme of the record is pacifism. “All Harm Ends Here” is very much a reaction to the staggering amount of
violence in the world today.
You were going to visit Europe in May. Was it your first time here? What were your hopes concerning playing in Europe and what were your final impressions?
Our tour was great. We had especially great shows in Hamburg and Leipzig in Germany. This was actually our fourth time playing shows in Europe and it just gets better and better. It's a wonderfully diverse place. The people are very receptive and kind. Probably my biggest impression when first arriving each time is the attention to detail to everything. Food, buildings, coffee - it is all the best. That and no road sign advertisements, which makes everything look better.
You are often being compared to Echo and the Bunnymen, The Church or The Cure. Is this your real inspiration? What other artists brought you to that kind of sound? How about Red House Painters or Low?
All five of those are huge inspirations and influences to us. We don't really get Eno, Lanois, Talk Talk and all those very much, but they are much bigger influences on us than, say The Church.
Who would be your perfect listener? After hearing those developing musical constructions on "All Harms Ends Here" I suppose he must be patient to discover the essence of your compositions. What else do you “demand”?
I definitely think someone who understands that some of the best songs don't just grab you on first listen might find our band to be to their liking. It's fairly intentional in our songwriting. We don't write hit singles, but we spend quite a bit of time on arrangement and atmosphere, which I think pays off in the end for the listener.
It's nine years now since the formation of Early Day Miners. What are your thoughts about comparing Early Day Miners AD 1996 and Early Day Miners nowadays?
Well, I think we've gotten quite a bit of touring under our belt! It's been a good opportunity to see the world and grow personally as a result. We've actually only been putting records out for 5 years now. We spent the first 3 years figuring out who we were musically, which worked out really well for us. I wish more bands would wait a few years before releasing a record. It seems like every band puts out a full length cd before they're even 6 months old. It doesn't mean anything to them.
The cover of "All Harms Ends Here" is very characteristic. Do you consider it to be an integral part of the record?
Yes, absolutely. Maybe it sounds ridiculous, but it is hard for me to like some records if the artwork is awful. It seems like the whole piece is flawed to me. Anymore I guess it is of less and less importance with internet downloading, file sharing, and cd burning going on. Maybe though for those reasons alone it is more important to have beautiful, meaningful artwork on an album. It is a visual representation of the music. The photo on “All Harm Ends Here” literally that, a visual representation of the music's subject matter.
Any last words to our readers? Any chance of seeing you in Poland?
We would very much love to see Poland. In Berlin we had a few people drive all the way from Poland to see us play. It was very touching. It was a good time meeting and talking with them. Maybe in 2006 we'll get to play Warsaw!