Pustki
Poznań, W Starym Kinie - 6 października 2004
Koncerty w małych venues mają jedną podstawową zaletę, której brakuje tym odbywającym się w dużych klubach bądź na stadionach. Na tych pierwszych tworzy się bardzo specyficzna więź, bezpośredni kontakt artysty z widzem. Coś, czego przy dużej liczbie odbiorców raczej nie da się zbudować... Koncert zespołu Pustki w Poznaniu został zorganizowany na piętrze małego klubu "W Starym Kinie". Przyszło na niego góra sto osób. Warunki były zatem idealne do tego, żeby stworzyć magiczną atmosferę. No, może prawie idealne...
Przede wszystkim w całym pomieszczeniu panował niesamowity ścisk. O ile publiczność jeszcze jakoś sobie z tym dawała radę, o tyle dla zespołu brak przestrzeni na scenie był dość kłopotliwy. Basista przez cały koncert stał wciśnięty gdzieś pomiędzy keyboard a kolumny, a Janek, znany już ze swoich "tańców" przy mikrofonie, musiał sobie tym razem radzić na powierzchni około metra kwadratowego. Roszady przy instrumentach, na które zespół zawsze sobie pozwala przy okazji koncertów, trwały nieco dłużej niż powinny. Pustki dzielnie znosiły jednak wszystkie niedogodności - tłok, duchotę i nadmiar tytoniowego dymu. Przerwy w graniu natomiast dały pretekst do prowadzenia krótkich konwersacji z widownią. Dzięki nim dowiedzieliśmy się na przykład, że trzy osoby z zespołu są przeziębione i mają gorączkę, i że prawdopodobnie następnego dnia warszawska grypa zaleje cały Poznań. Grupa zaprezentowała się bardzo sympatycznie i została ciepło przyjęta przez publiczność. Potwierdziło się wszystko to, co do tej pory o Pustkach słyszałem i z własnych obserwacji sądziłem.
Koncert zaczął się od przygotowanego na kolejną już płytę utworu "Duże Miasta". Tę kompozycję można od jakiegoś czasu tu i ówdzie usłyszeć, i trzeba przyznać, że robi naprawdę dobre wrażenie. Po niej nastąpił set składający się z niemal połowy nowej płyty zespołu - "8 Ohm". Było dla mnie oczywiste, że piosenki takie jak "Doskonałe Popołudnie" czy "Right Action" wypadną świetnie na żywo. Zaskoczyło mnie natomiast, że zespół tak dobrze poradził sobie z bardziej eksperymentalnymi kawałkami - "Dziesiątki Razy" oraz instrumentalną "Ultramaryną". Pomimo braku gości, którzy udzielili się w studyjnych wersjach, te i inne utwory z ostatniej płyty brzmiały rewelacyjnie. W repertuarze nie zabrakło oczywiście starszych nagrań grupy - "Patyczaka" i "Everybody Must Get Stoned", którego, o dziwo, prawie nikt nie rozpoznał. Pojawiły się także premierowe kompozycje, testowane przy okazji występów na słuchaczach, jak przyznali sami muzycy. "Nie Mam Nic do Powiedzenia" brzmiał jak jeszcze jeden kawałek przygotowany w czasie pracy nad "8 Ohm". Za to "Telefon do Przyjaciela" okazał się rasowym killerem - spodobał się całej publiczności i został nagrodzony długimi brawami. Prawdopodobnie zatem trafi na kolejny album. Koniec końców zespół zagrał niemal wszystkie piosenki z ostatniej płyty, przełamując zmęczenie wywołane podróżą, chorobą i trudnymi warunkami na scenie. Na zakończenie, po namowach zgromadzonych fanów, Basia zdecydowała się pomimo kłopotów z gardłem zaśpiewać "Kosmos Skończył Się". Później dostaliśmy jeszcze instrumentalne improwizacje, trochę podobne do tych, jakie na żywo serwuje zawsze Ścianka: z wplecionym, obowiązkowym przedstawieniem wszystkich muzyków. A jeszcze później zespół ładnie się pożegnał i zszedł ze sceny, zachęcając do kupna płyt i "poczęstowania się" darmowymi plakatami. Całość trwała niespełna półtorej godziny. Pamiętam, że po ostatnim koncercie Pustek, na którym byłem, zaintrygowany premierowymi kawałkami zagranymi na żywo, z niecierpliwością czekałem na premierę nowej płyty. Teraz czuję się dokładnie tak samo. Niech to będzie dobry prognostyk dla zespołu...
Koncert w poznańskim klubie można zaliczyć do tych udanych, a jeśli brać pod uwagę warunki w jakich się odbywał, to nawet do bardzo udanych. Muzycy Pustek ciężko pracują, aby zostać dostrzeżonymi. Komponują i rejestrują nowy materiał, kręcą teledyski, koncertują w kraju i za granicą. Robią wszystko, by wyjść z cienia sterylnych, pseudo-alternatywnych zespołów, takich jak eM. Ich przykład pokazuje jednak, że maksyma "muzyka obroni się sama" nie zawsze znajduje potwierdzenie w rzeczywistości. Bez odpowiedniej promocji i - niestety - sporej kasy, ciężko jest się dzisiaj przebić się na niedorozwiniętym polskim rynku muzycznym. Zespół "ściany wschodniej" dzięki temu nauczył się pokory, a jest to wielce szlachetna cecha. Dlatego jeśli macie trochę wolnego czasu, a w pobliskim klubie przypadkiem grają Pustki, to gorąco polecam spędzić wieczór w towarzystwie ich i ich muzyki. Nie będziecie zawiedzeni.