Fuck Buttons / These Are Powers

Bowery Ballroom, Nowy Jork - 2 listopada 2009

Zdjęcie Fuck Buttons / These Are Powers - Bowery Ballroom, Nowy Jork

Co prawda ten brytyjski zespół był w Nowym Jorku dość mocno oczekiwany przez wszystkich wielbicieli pomysłowego, elektronicznego grania, ale jego nazwa spowodowała, że promotorzy koncertu mieli trochę kłopotów z jego reklamowaniem. W większości lokalnych gazet, informujących o tym, co się dzieje w mieście, grupa pojawiała się pod lekko ugrzecznionymi szyldami, z których najpopularniejszym był F*** Buttons. Ale wszyscy, którzy chcieli się o tym koncercie dowiedzieć, nie mieli oczywiście z tym problemu, więc spora sala klubu Bowery Ballroom wypełniła się sporym tłumem wielbicieli angielskiego duetu.

Przed zagraniczną gwiazdą zaprezentowały się dwa lokalne zespoły: These Are Powers i Growing, oba poruszające się w mniej więcej tych samych muzycznych rejonach, które penetruje grupa Fuck Buttons - czyli szeroko pojętej ambitnej elektroniki, ale jednocześnie - oba zupełnie różne.

Znane polskiej publiczności trio These Are Powers zaprezentowało spory zestaw swych dynamicznych, momentami wręcz agresywnych utworów, w których na plan pierwszy wysuwają się wyraziste rytmy. Nie dość, że były generowane po części elektronicznie, dodatkowo wzmacniała je jeszcze na scenie żywa sekcja rytmiczna grupy. Uwagę zwracała jednak przede wszystkim bardzo barwnie tego wieczoru ubrana wokalistka zespołu, wykonująca w bardzo żywiołowy sposób wszystkie swoje partie i tańcząca bez wytchnienia w rytm kolejnych utworów. Na koncertach tej grupy słychać o wiele lepiej niż w utworach studyjnych, jak mocna, pierwotna, trybalistyczna wręcz siła w nich tkwi. Trans w połączeniu ze sporą energią powodują, że trudno być wobec nich obojętnym. Gorąca reakcja publiczności, która spotkała zespół tego wieczoru w Bowery Ballroom, potwierdziła to w pełni.

Po dłuższej chwili na scenie stała już trójka muzyków tworzących formację Growing. To grupa, która istnieje już od dłuższego czasu i wśród nowojorskich wielbicieli awangardowych dźwięków cieszy się sporym uznaniem, ale wciąż nie może się przebić poza lokalne środowisko. Jest to dość uzasadnione rodzajem muzyki, która wspólnie tworzą ci artyści. Muzyki, o której przez długi czas można było powiedzieć wiele, ale z pewnością nie to, że jest przebojowa czy choćby trochę przystępna. Wręcz przeciwnie: zespół słynął z generowania nieco ponurego, mrocznego i - co najmniej - niepokojącego hałasu, w którym nie było śladu melodii ani tradycyjnych piosenkowych elementów konstrukcyjnych i harmonicznych.

Dla wszystkich, którym grupa Growing kojarzyła się właśnie w ten sposób ten koncert mógł być sporym zaskoczeniem. Okazało się bowiem, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy zespół przeszedł dość długą drogę. Nie oznacza to oczywiście, że gra dziś wesołe, wpadające w ucho piosenki, ale tak przystępna jak dziś, muzyka tej formacji nie była nigdy przedtem. Zaczynają się w niej pojawiać coraz bardziej poukładane struktury, a nawet ślady melodii.

W najbardziej „przebojowych” - choć to słowo wydaje się być w przypadku twórczości Growing mocno przesadzone - momentach, kompozycje trójki nowojorskich artystów przypominały to, co na swych pierwszych singlach proponował zespół Cold Cave. Jeśli grupa konsekwentnie pójdzie w tą stronę, być może będzie można u niej usłyszeć także poza rodzinnym miastem jej członków.

Po nowojorczykach przyszedł wreszcie czas na gwiazdy zza Oceanu. Brytyjczycy byli na trasie koncertowej, związanej z promocją swego najnowszego dzieła, wydanego właśnie albumu „Tarot Sport”, więc w repertuarze koncertu nie mogło zabraknąć utworów z tej płyty. Idealnie łączyły się one ze starszymi kompozycjami - stworzyły raz bardzo harmonijny zestaw, który wypełnił ponad siedemdziesiąt minut tego koncertu. Koncertu, który - zwłaszcza jak na standardy rockowego przecież klubu Bowery Ballroom - był bardzo niecodzienny.

Prawie wszystkie „instrumenty”, czyli spory zestaw syntezatorów, sekwencerów, automatów perkusyjnych, a nawet dziecinnych zabawek, generujących prymitywne dźwięki, ustawione były na potężnym stole na środku sceny, obaj muzycy ustawili się zaś po obu jego stronach, naprzeciwko siebie, bokiem do widzów. Jak na artystów generujących swą muzykę za pomocą najróżniejszych urządzeń elektronicznych, muzycy grupy wykazywali sporą aktywność na scenie: tańczyli, skakali, w najgorszym zaś razie przynajmniej bujali się miarowo w rytm własnych utworów (co i tak było szczytem choreograficznego wyrafinowania w porównaniu ze stojącymi niemal zupełnie nieruchomo przez cały swój występ członkami formacji Growing). Jeden z nich miał dodatkowe okazje do wyzwolenia wyraźnie rozpierającej obu energii, waląc w niektórych kompozycjach zawzięcie w ustawiony obok stołu bęben. Tak czy owak - samo patrzenie na to, co się działo na scenie nie było jakąś wielką atrakcja, pozostawało więc bawić się przy - zaiste, bardzo przebojowej - muzyce grupy.

Występ Fuck Buttons, jak i cały poniedziałkowy koncert w Bowery Ballroom, choć przyjemne i na swój sposób zajmujące, rodziły jednak trudne do uniknięcia w takich sytuacjach pytanie o status tego typu przedsięwzięć i sens organizowania ich w typowo rockowych klubach. Czy nie powinny się raczej odbywać miejscach przeznaczonych na imprezy typowo taneczne? Ale czy wówczas muzycy takich formacji jak Fuck Buttons nie zostaliby sprowadzeni do roli grających klubowy live act DJ-ów, którymi przecież nie są? Tego wieczoru można się było nad tym zastanawiać, albo raczej nie przejmować się aż tak bardzo ontologicznym statusem i gatunkową przynależnością tej imprezy, ale po prostu ruszyć do tańca i znakomicie się na niej bawić.

Przemek Gulda (24 listopada 2009)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: Chciałbym być jak Gulda.
[26 listopada 2009]
Przemek Gulda jest fajny.
Gość: xyz
[24 listopada 2009]
"Znane polskiej publiczności trio These Are Powers" z czego znane? odwołali polski koncert przecież

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także