Dakota Suite, Iowa Super Soccer
Re, Kraków - 21 marca 2009
Dakota Suite miała tego wieczora sporą konkurencję, bo jakieś pół kilometra od klubu Re, w kościele Jezuitów na Kopernika odgrywano „Pasję według świętego Jana” Carla Philippa Emanuela, jendego z synów Jana Sebastiana. Za darmo! No dobra, tylko trochę, ale jednak żartuję.
Zacznijmy od środka. Około 21, tuż przed zagraniem ostatniej piosenki, Natalia powiedziała, że to dla nich zaszczyt grać przed „tak wielkim zespołem”. Na początku nie miałem zdania na temat tej wypowiedzi. Ale z każdą minutą koncertu Dakoty moja reakcja dojrzewała, by pod koniec omało nie wypaść z moich ust w postaci głośnego „że co?”. Nie wiem czy Iowa obserwowali koncert Dakoty (pewnie tak), ale zdziwiłbym się, gdyby w głowach Natalii i Michała nie pojawiła się przez chwilę myśl „ej, w sumie w czym my im ustępujemy?”. No, właśnie - w niczym. I odczuwam realny żal, że to nie Iowa Super Soccer byli gwiazdą wieczoru. W tym miejscu nie jestem pewien, czy to mniejszy klub i jego klimat, czy po prostu znakomita forma zespołu uderzyła we mnie tak mocno. Może to ten okrojony skład (brak perkusji i gitary elektrycznej czynił ten występ niejako akustycznym). Pewne jest, że w ciągu niespełna roku (bo tyle czasu minęło od ostatniego koncertu Iowy jaki widziałem), zespół ten zaliczył gigantyczny progres. Przecież naturalność i bezpretensjonalność całego zespołu, ich umiejętności. Nie było żadnych potknięć. I co najważniejsze - kompozycje, które koncertowo wypadają o wiele lepiej niż na płycie (banał, ale to wszystko prawda) i naprawdę się bronią. Otwierające cały wieczór „Wake Up!” Iowy rozbudza ogromne nadzieje co do przyszłego wydawnictwa od tego zespołu. Trzymamy kciuki.
Co się tyczy teoretycznej gwiazdy wieczoru... Jeśli Dakota Suite rzeczywiście są jakimiś tam bohaterami slowcore'u, to świadczy to tylko o tym, że gatunek wpłynął na mielizny. Podczas gdy spodziewałem się porządnego występu programowo smutnych chłopców, dostałem przedstawienie gościa, który w przerwach pomiędzy piosenkami bez żenady opowiada o próbach samobójczych. Momentami nawet próbował płakać i zamaszystym gestem wycierał łzy spowodowane swoją piosenką (!). Cóż, jeśli sama muzyka nie wzrusza, to można i tak. Zresztą zdaje się, że większość widzów była zachwycona, bo za 25 złotych dostali „prawdziwe” emocje. Na dodatek mężczyzna stojący za mną określił występ jako „psychodeliczny”, więc może czegoś nie dostrzegłem. Z ciekawostek warto też wspomnieć o gitarzyście, który budował swój imidż siedząc w kurtce, czapce i szaliku w piekielnie gorącym klubie. Doprawdy inspirujące. Przytłoczony żenadą postanowiłem usiąść z boku i nie patrzeć. Wtedy też odsłoniła się przede mną muzyczna słabość Anglików. Dobre budowanie napięcia - fakt, znakomity wokal - nie da się zaprzeczyć. Ale treści, to niestety było w tym wszystkim niewiele. W każdym razie, podczas gdy fanom ich pretensjonalność i brak przygotowania zdawała się nie przeszkadzać, mnie naprawdę wkurzyła. Całe szczęście w pamięci został koncert Iowa Super Soccer.
Komentarze
[5 kwietnia 2009]
a Iowa? Zachwyt i gratulacje!
[2 kwietnia 2009]
[1 kwietnia 2009]
PS
Zdjęcie jest dobre. Nie czepiałbym się :).
[30 marca 2009]
[30 marca 2009]