Partia
Warszawa, Galeria OFF - 11 Października 2003
Partia jest, a właściwie była, jednym z lepszych polskich zespołów. Zespołem, który wspaniale łączył inspiracje muzyczne The Smith i The Clash oraz fascynacje latami 50tymi (Elvis Presley) z "atmosferą współczesnej Warszawy". Partia ma na swoim koncie 3 płyty studyjne + ubiegłoroczne wydawnictwo będące podsumowaniem kariery zespołu (dotychczasowej, jak wtedy podkreślali muzycy....). Debiutancki album "self titled" z 1998 roku jest najbardziej wierny nurtowi, do którego szufladkuje się żoliborską formację - psychobilly (czyli gatunek reprezentowany np przez wykonawców z nowojorskiej Skully Records, którego wyznacznikiem jest muzyczna inspiracja rock'n'rollem z lat 50-tych). To na niej znajduje się największy przebój zespołu - "Warszawa i ja", który gdyby tylko dano mu szanse w komercyjnym radiu byłby ogromnym hitem. Oprócz tego na uwage zasługują przede wszystkim wspaniały "Pociąg do nikąd", "Tydzień i jeden dzień" oraz "Ulice".
Następny album, wydany w 1999 "Dziewczyny kontra chłopcy", był już pewnym odejściem od "klasycznego" psychobilly w stronę bardziej punk-rockową. Dopełnieniem tej ewolucji był ostani album bandu, wydany 2 lata temu "Żoliborz-Mokotów". To wg mnie świetny, świeży album, największe dokonanie Partii. Trwa tylko 22 minuty, ale zawierają one bardzo mocno skondesnowaną porcję świetnej muzyki.
Mówiac o Partii KONIECZNIE trzeba wspomnieć o tekstach. Lider zespołu, Lesław, swoimi umiejętnościami song-writerowskim wyprzedza o długość innych polskich artystów. Rzadko kiedy spotyka się taką umiejętność przekazywania emocji i metafor w pełnych liryzmach tekstach! Nigdy też wcześniej nie słyszałem polskiego zespołu tak dobrze opisującego miejską rzeczywistość. Wielka więc szkoda, że z Partią przyszło nam się pożegnać. Jak twierdzi lider zepsołu, nie może on sobie poradzić z kryzysem wieku średniego, a to przy stylistyce punkowej oznaczałoby szybką śmierć artystyczną.... Teraz Lesław z Arkusem (perkusja) koncentrują się na grze w innej swojej formacji, Kometach.
OK, tyle tytułem wstępu, który zresztą powinien się znaleść w dziale "Artyści". Przejdźmy więc do kwestii koncertu. Informacja o nim była lekkim zaskoczeniem. W temacie Partii w ostatnim czasie nie działo się wiele. Wyglądało na to, że już więcej koncertów nie będzie. Pozostało więc się tylko cieszyć.
Na miejsce koncertu wybrano klub Galeria OFF, co miało się okazać katastrofalne w skutkach, ale o tym za chwilę. Na plakatach nie umieszczono informacji o rezerwacji miejsc przez internet, a że wcześniej nie miałem problemów z dostaniem biletów na koncerty w "Galerii" tuż przed, toteż spokojnie udałem sie pod klub. Na miejscu zastalem kłębiący się tłum osób i ponurą informację, że liczba dostępnych biletów oceniana jest na 10. Reszta jest bądź to wyprzedana, bądź zarezerwowana. Cała nadzieja, że ktoś z rezerwacji nie przyjdzie. Za chwilę też uczynny ochroniarz zaproponował nam wejście za 40 zł (bilety były po 20). Odmówiliśmy.
Co się działo dalej, nie ma za bardzo sensu opowiadać. Pisała o tym między innymi ta..... jak jej tam..... Masłowska w swoim felietonie. Fakt faktem, bójka była. To okoliczni dresiarze napadli na oczekujących na wejście ludzi. Tylko że przeliczyli się ze swoimi siłami. Świeżo upieczona "nadzieja" polskiej literatury sugerowała jednak, że to agresywni fani Partii bili się między sobą. Ciekawe, zważywszy że widziano ją na koncercie w stanie wybitnie wskazującym. Pewnie się jej nieźle pomieszało....
Koniec końców udało mi się dorwać jeden z biletów i wejść na końcowkę "Świateł miasta", które jak się okazało były drugim utworem granym tego wieczoru (pierwszym był instrumentalny opener "Żoliborz-Mokotów" - "Rocket Ride"). Szkoda, że nie udało się zdążyć na ten kawałek. Ponoć moment kiedy 400 ludzi śpiewało Chciałbym jeszcze raz zobaczyć światła miasta... był najlepszym momentem koncertu.
Chwilę potem zabrzmiało "30 dni i 30 nocy", jeden z większych hitów warszawskiego zespołu. Następnie "Oskar Hell" ("Napisałem ją z nudów, na imprezie wydawnictwa Lampa i iskra boża"), a zaraz po nim "Powietrze" - wspaniała piosenka o samotności w mieście (w Warszawie, konkretnie). Budzisz się w pustym łóżku - to zupełnie tak jak ja/ Oddychasz warszawskim powietrzem - to zupełnie tak jak ja (...) Czekasz na przystanku - to zupełnie tak jak ja/ Mieszkasz parę ulic dalej - prawie w ogóle się nie znamy... Trudno wprost opisać jak te kilka wersów trafia w sedno tematu. Do tego kawałka dodano jeszcze jeden wers do drugiej zwrotki - Nikomu już nie ufasz. Lesław zapowiedział go tak: "Jak wszyscy wiemy, 80% osób z Warszawy urodziło się na wsi. Dla wszystkich osób które przyjechały tutaj i znalazły swój raj na ziemi - Warszawskie Powietrze".
Potem był m.in świetny cover Kraftwerka "Das Model" (z tekstem po angielsku). Ten kawałek dobrze oddaje wyższość starej, dobrej gitary nad pretensjonalną elektroniką (z całym jak najbardziej należytym szacunkiem dla niemieckiego zespołu). Były też przebojowe kawałki z drugiej płyty: "Adam West" ("Piosenka o blokach na Stegnach"), "Kieszonkowiec Darek", "Prawdziwy partner" (dedykacji dobrze nie zrozumiałem, coś w stylu "tym wszystkim, którzy nie przyszli dzisiaj tylko po to by nas posłuchać". Kto zna tekst piosenki ten wie o co chodzi), "Kobiety", "Kim jesteś?" ("Wszystkim mieszkańcom Sopotu"), "Chciałbym umrzeć jak James Dean"... Najmniej reprezentowana była pierwsza płyta - tylko "Tydzień i jeden dzień" ("Jest ktoś na sali kto był na naszym pierwszym koncercie? Nikt.... Szkoda") i "Reve" ("To cudowne zobaczyć publiczność, która jutro obudzi się i nie pójdzie na koncert Świetlickiego"). Plus jeszcze jeden utwór - o tym za parę linijek. Dość niespodziewanie zespół zaczął się żegnać z publicznościa po około 45-50 min koncertu. Wyszedł jednak na 3 bisy, na koniec zaś wykonał proszoną cały koncert przez publiczność "Warszawę i ja" (generalnie ten numer jest dużo lepszy na żywo niż na płycie - brakuje tylko tego żenskiego wokalu, który śpiewał w ostatniej zwrotce wraz z Lesławem wers Oddycham światłem gwiazd...). W sumie jakies 70 - 75 minut grania.... Nie do końca tak miało być. Koncerty Partii niby nigdy do długich nie należały, ale pożegnanie wyobrażałem sobie jako 1,5 - 2 godzinny koncert, włączając w to ostatni bis, kiedy to zespól miałby spełniać życzenia publiczności. Rzeczywistość zweryfikowała jednak marzenia. Zabrakło paru ważnych utworów - najbardziej "Pociągu do nikąd". Dodatkowo granie w Galerii OFF okazało się średnim pomysłem. Klub ten, jak już wspomniałem, do dużych nie należy. 400 osób było tam strasznie ściśnietych. Wypada więc zapytać czy nie można było go zorganizować w większym klubie (najczęściej padała nazwa Proximy)? Chyba można było przewidzieć duże zainteresowanie ze strony publiczności. W dodatku nagłośnienie tego dnia było naprawdę fatalne - pan za konsolą chyba pierwszy raz zajmował się realizacją koncertu! Momentami głos Lesława ledwie przedzierał się z jazgotu gitar i perkusji.
Mój stosunek co do kwestii niewystarczającej długości koncertu zmienił się, kiedy usłyszałem o wcześniejszej operacji Lesława, która do końca stawiała pod znakiem zapytania do koncert do samego rozpoczęcia. Niezmienia to jednak faktu, że wydarzenie to będe pamiętał głównie ze względu na to co działo się PRZED koncertem, a nie w jego trakcie. Ale, mimo wszystko, Partia odeszła w chwale......... lecz nie do końca wielkiej.