Arab Strap

Poznań, Blue Note - 26 października 2003

Zdjęcie Arab Strap - Poznań, Blue Note

Do poznańskiego klubu Blue Note na koncert zespołu Arab Strap przybyło około 250 osób. Dużo to i mało, zważywszy na klasę zespołu, ale i polskie realia w dziedzinie znajomości muzyki "drugiego planu". Całe szczęście, że są jeszcze w tym kraju miejsca takie jak Blue Note, gdzie od czasu do czasu można zobaczyć koncert zespołu pozostającego poza głównym nurtem popu, a utrzymującego wysoki poziom artystyczny. Po tegorocznym występie Sea And Cake teraz przyszła pora na "rewelację ze Szkocji".

Jako support przed występem gwiazdy wieczoru zagrała zapowiedziana kapela (czy raczej projekt muzyczny) Silver Rocket. I na tym powinienem poprzestać. Nie znałem wcześniej ich muzyki, lecz niejednokrotnie byłem przed nią ostrzegany. Koncert trwał pół godziny i po tym czasie byłem już pewien, że muzyka tworzona przez trzy osoby pochylone nad gałkami syntezatorów to nie jest to, co strusie Emu lubią najbardziej. Kakofonię elektronicznych dźwięków tylko dwa razy przebiła swoim głosem wokalistka i trzeba przyznać, że były to najlepsze fragmenty występu. Reszta stała na dość niskim, niestety, poziomie. A przecież można było wybrać lepszy zespół, żeby zagrał przed "Arabami"... Czasami decyzje "góry" pozostają dla mnie nieodgadnione...

Po chwili przerwy na scenie pojawił się niepozorny i lekko przestraszony pan z gitarą. Zdobył sobie moją sympatię już pierwszym zdaniem wypowiedzianym do mikrofonu - "First I'd like to say that I am not Arab Strap". Okazało się, że to niejaki Christopher Mack z Glasgow, występujący pod pseudonimem James Orr Complex. Poinformował publiczność, że zagra kilka kawałków z wydanej niedawno w Rock Action (wytwórni muzyków zespołu Mogwai) studyjnej płyty. Chwycił swojego akustyka i przez niespełna trzydzieści minut niemalże zahipnotyzował mnie i tę bardziej wrażliwą część publiczności. Jego muzyka była bardzo liryczna i zagrana z sercem, a do tego poparta świetną technicznie grą na gitarze (choć trzeba przyznać, że specyficzny styl gry pan Chris prezentował). Ten występ zdecydowanie poprawił słabą atmosferę, jaką zostawili po sobie Silver Rocket. Pięknie nastroił mnie i kilkanaście innych osób przed głównym koncertem. Żałuję tylko, że widownia nie potrafiła docenić muzyki Jamesa Orr Complexa, bo naprawdę warto było skupić przez chwilę uwagę i posłuchać, co miał nam do przekazania. To był szczery i bardzo emocjonalny występ, zagłuszony częściowo przez gadających w czasie jego trwania "fanów" Arab Strap. A przecież takiej muzyki strasznie brakuje na co dzień. Kompletnie nie potrafię zrozumieć niektórych ludzi. Pod tym względem jeszcze długo będziemy gonić Europę... Potem nastąpiła nieco dłuższa przerwa. Delikatny jazz towarzyszył wszystkim w oczekiwaniu na gwiazdę wieczoru...

Arab Strap to Aidan Moffat i Malcolm Middleton. Ciężko jednak tej parze byłoby bez niczyjej pomocy zagrać studyjne utwory na żywo. Dlatego w Poznaniu oprócz nich na scenie pojawiło się pięcioro dodatkowych muzyków! Aidan skupił się na śpiewaniu, Malcolm grał na gitarze, a pomagali im basista Chris, klawiszowiec i trębacz Allan, wiolonczelista Alan, skrzypaczka Jenny oraz perkusista, którego imienia niestety nie pamiętam. Dla tych którzy zupełnie nie znają tego zespołu nadmienię tylko, że gra on bogato zaaranżowanego rocka z instrumentalnymi elementami. Czasami klasyfikuje się go jako sadcore, choć przyznam szczerze, że nie wiem czy istnienie takiego gatunku ma w ogóle sens. Zespół urzekł mnie w trakcie występu przede wszystkim tym, że całą muzykę tworzył "na żywo" - nie wspomagał się praktycznie żadną elektroniką. Wyjątkami były dwa czy trzy utwory z ostatniej płyty, w których perkusistę wyręczył automat. Ciężko jednak sobie wyobrazić inne rozwiązanie przykładowo dla "The Shy Retirer". Siedem osób na scenie potrafiło w naprawdę piękny sposób wypełnić dźwiękiem wnętrze klubu Blue Note, zbierając po każdym utworze zasłużone oklaski. Arab Strap zagrali głównie utwory ze swojej ostatniej płyty - "Monday at the Hug & Pint". Przynajmniej w pierwszej części występu. Zakończył ją utwór "Serenade" z pięknie wybrzmiewającym duetem smyczkowym. Kiedy po raz pierwszy muzycy zeszli ze sceny nikt nie miał wątpliwości, że to jeszcze nie koniec. Na bis nie trzeba było długo czekać, zespół w komplecie wrócił na scenę. Tym razem dominowały starsze piosenki. Po kilku z nich wszyscy zaproszeni muzycy opuścili salę i na scenie został tylko duet Aidan i Malcolm. Ten drugi sięgnął po gitarę akustyczną i wspólnie z Aidanem wykonali kilka utworów "bez prądu". Bardzo przyjemnie się słuchało ich muzyki. To było naprawdę świetne zakończenie występu w poznańskim klubie...

Pomimo usilnych prób namówienia zespołu na jeszcze jeden bis, nic takiego nie nastąpiło. Starym zwyczajem z głośników poleciał jakiś jazzowy koncert, co było sygnałem, że to definitywnie koniec. Większość widzów czym prędzej udała się do domu. Ci, którzy zostali mieli natomiast okazję porozmawiać z muzykami Arab Stram i Christopherem, jako że ci przyszli sobie jak gdyby nigdy nic na piwo. Okazało się, że to bardzo mili i sympatyczni ludzie, i z nieskrywaną radością ucinali sobie pogawędki z fanami i rozdawali im autografy. Cały wieczór był wyjątkowo udany. Nastrojowy i klimatyczny. Oby jak najwięcej było w Blue Note takich występów w przyszłości...

PS. Pozdrowienia dla Magdy i muzyków zespołu Old Time Radio spotkanych na koncercie.

Przemysław Nowak (28 października 2003)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także