Oxford Collapse, Rock Plaza Central

Nowy Jork, Mercury Lounge - 17 lutego 2007

Zdjęcie Oxford Collapse, Rock Plaza Central - Nowy Jork, Mercury Lounge

Ten koncert był prawie tajny. O tym, że Oxford Collapse będzie występować tego dnia w swoim rodzinnym mieście nie wiedzieli nawet ludzie opiekujący się zespołem ze strony wytwórni płytowej, która wydaje jego płyty. Na dodatek miejsce, w którym odbywał się występ było niezwykle trudne do znalezienia. Nie był to bowiem bynajmniej żaden z klubów, w którym zwykle grywają w Nowym Jorku indie-rockowe zespoły, ale nieznana i ukryta między przemysłowymi budynkami galeria i studio artystyczne. Był to przerobiony na tego typu cele dawny budynek fabryczny czy magazynowy, w którym na każdym kroku czuło się pewną surowość i tymczasowość. Punkowo-artystyczny charakter galerii Glasslands podkreślały rysunki pokrywające wszystkie ściany, wszechobecne plamy farby i walające się dookoła pędzle i inne narzędzia używane przez artystów. W jednym z rogów sporego i bardzo wysokiego pomieszczenia galerii usytuowana była niewielka scena. Do teraz nie mogę za bardzo uwierzyć, jak zmieściło się na niej siedmiu muzyków wchodzących w skład grupy Rock Plaza Central. Ale jakoś im się udało.

Już pierwszy rzut oka na scenę i od razu było wiadomo, że to zespół z Kanady. Nie wiadomo właściwie dlaczego, ale większość indie-rockowych zespołów z tego kraju składa się z mocno ponadprzeciętnej ilości osób. Czy to The Arcade Fire, czy Broken Social Scene, czy The Dears czy wreszcie Hidden Cameras – podczas koncertu prawie każdego z tych zespołów na scenie pojawia się około dziesięciu osób, grających na instrumentach bardzo czasem odległych od klasycznego rockowego zestawu. Nie inaczej było w przypadku Rock Plaza Central. Siedem osób na scenie i dźwięki generowane m.in. za pomocą banjo, mandoliny, akordeonu, instrumentów dętych i smyczkowych. To, co mogło przez moment sprawiać wrażenie muzycznego chaosu oczywiście nim nie było. Kanadyjczycy zaprezentowali bardzo ciekawy materiał, który stylistycznie leżał gdzieś na przecięciu tego, co znaleźć można na płytach takich zespołów jak The Arcade Fire i Beirut – folkowe, cygańskie ballady, z pięknymi melodiami i znakomitymi pomysłami aranżacyjnymi. Najważniejsze jednak, że muzycy zaprezentowali swój materiał w niezwykle gorący sposób – w każdej minucie tego koncertu słuchać było ogromną pasję, energię, radość wspólnego grania i dzielenia się tym wszystkim z publicznością. Prawdziwie poruszający był moment na samym końcu występu Rock Plaza Central, podczas którego muzycy odłożyli na bok wszystkie instrumenty i zaśpiewali jeden z utworów a cappella. Ten niezwykły kilkuosobowy chór zabrzmiał tego wieczoru w bałaganiarskim wnętrzu brooklyńskiej galerii z niezwykłą siłą.

W tym kontekście występ gwiazdy wieczoru, miejscowego zespołu Oxford Collapse wypadł nieco blado. Trójka muzyków wyszła po prostu na scenę i zaprezentowała przez blisko czterdzieści minut to, co ma najlepsze w swym repertuarze. Nie za bardzo wiem, o co dokładnie chodzi, ale temu zespołowi wyraźnie czegoś brakuje. Niby wszystko jest w jak najlepszym porządku: na wydanych dotąd płytach znalazło się co najmniej kilka znakomitych kompozycji, muzycy są bardzo sprawni, a na scenie nie stoją bynajmniej bez ruchu, wpatrując się w swoje instrumenty. Było nie było zespół wydaje swoje płyty w niemal legendarnej dziś wytwórni Sub Pop, a jej przedstawicieli trudno posądzać o to, że podpisują kontrakty z byle kim. Ale jednak nie ma w Oxford Collapse czegoś, co sprawia, że występ zespołu porywa i pozostaje w głowie na długo. Czy chodzi o charyzmę, czy o sceniczne doświadczenie, czy jeszcze o coś innego, trudno właściwie powiedzieć. Ale jedno jest pewne – ten występ był po prostu bardzo poprawny. I nic więcej. Nie było w nim ognia, nie było energii, nie było czegoś, co spowodowałoby, że publiczność ruszyłaby w taniec i zapomniała o całym świecie dookoła. I pewnie dlatego, kiedy muzycy zakończyli podstawową część swojego występu i zaczęli schodzić ze sceny, nikt nie próbował ich zatrzymać i prosić o zagranie bisu. A przecież pod sceną zgromadzeni byli przede wszystkim znajomi i przyjaciele członków zespołu. Sami muzycy też niespecjalnie domagali się gorącej reakcji ze strony publiczności, chowając czym prędzej instrumenty i znikając niepostrzeżenie gdzieś w zakamarkach wielkiej galerii.

Przemek Gulda (3 kwietnia 2007)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także