Archive

Kraków, Klub Studio - 5 listopada 2006

Zdjęcie Archive - Kraków, Klub Studio

Najpierw chciałem rozwiać wątpliwości wszystkich, którzy gubią się w składzie personalnym Archive, mi się to też zdarzało. Archive do spóły założyli Darius Keeler i Danny Griffiths i oni są w zespole cały czas. Najbardziej rozpoznawalnym człowiekiem jest jednak Craig Walker, z którym to na wokalu Archive nagrywało „You All Look...”, a więc i „Again”, a także „Noise”. W Polsce, dwa lata temu, zamiast Walkera śpiewał Dave Penney, który po późniejszym odejściu wokalisty z zespołu wziął się za śpiewanie na stałe – na „Lights” już nie było Walkera. Ale że Archive to bardziej wspomniany duet współpracujący z nowymi wokalistami, do zespołu dołączył Pollard Berrier, Austriak. Na krakowskim koncercie śpiewała też z grupą posiadająca najdłuższy staż z obecnych wokalistów Maria Q, lekko gotycka panna, która śpiewała już na pierwszych płytach. Podsumowując – nieprawdziwe są rewelacje netowe, że Dave Penney przed samym tournee zastąpił Craiga Walkera, a tym bardziej Craiga Nicholsa, który, o ile mi wiadomo, jest z The Vines, ej.

Jako support w Krakowie zagrał brytyjski zespół Redjetsons. Nie było to nic specjalnie porywającego, a nawet trochę mniej przyjemne niż Snowman sprzed dwóch lat. Potem na scenę wkroczyła gwiazda wieczoru, oczywiście największe wrażenie robił łysy koleś o twarzy mordercy (niestety nie mogę doszukać się, jak się nazywa). Wydawało mi się, że Archive zaczną czymś niezbyt dobrym (patrz „System”), ale zaskoczyli – pierwszym utworem było „Lights”, najjaśniejsza rzecz ostatniej płyty. Początkowe utwory śpiewał Berrier, potem weszła Maria, a i Penney zaśpiewał całkiem sporo. Niestety, coś było z wokalami nie-nie. Berrier nie ma z pewnością takiej skali jak Walker, sprawdzałby się raczej w operowaniu niskim głosem („Numb”, który niestety śpiewał Penney). Penney, który bardzo przypadł mi do gustu poprzednio, teraz prezentował się chwilami dość miernie. Zdarzało mu się fałszować, spłaszczał piosenki, nie było to zbyt ciekawe. Może kwestia nagłośnienia, może po prostu ja jestem bardziej wymagający. Przegląd piosenek z wczesnych albumów, śpiewanych przez Marię pokazał, jak zmieniającym się zespołem jest Archive. Wspomniana gotyckość wczesnego materiału, przechodząca w suity-ściany dźwięku, mroczny pop i wreszcie pop-popowy z ostatniej płyty – to trochę duża rozpiętość, która niestety nie broni się całkowicie. To trochę taka rozpadająca się papka, nawet jeśli składa się z wielu dobrych kawałków.

Archive skupiło się na promocji ostatniej płyty, ale najbardziej promowali jej najsłabsze strony. Nie pojawiło się „Taste Of Blood”, które jest jednym z przyjemniejszych momentów „Lights”. Nie było też pamiętnego singla „Sleep” albo „Get Out” czy „Noise”, totalnych wymiataczy A.D. 2004. Wytłumaczenie jest dla mnie proste – nowi wokaliści nie do końca potrafią sprostać poprzeczce, jaką ustawił Walker na płycie. Tyle. I o ile słuchanie „Again” na żywo po raz pierwszy na pewno było dla wielu nowych fanów Archive wielkim przeżyciem, to dla mnie okazało się w pewnym momencie dość traumatyczne – Penney popsuł piosenkę dokumentnie. Tak samo nie przekonało mnie „Fuck U”, którego wydawało się, że nie można spartolić. Zaśpiewane bez wyrazu i na siłę odcinające się od pierwowzoru, prezentowało się marnie. Na „Unplugged”, które z pewnym sentymentem polecam, były wokalista Archive zinterpretował w świetny sposób „Ashes To Ashes” Bowiego. Teraz to chyba przeszłość – Penney wygląda bardziej na fana Foo Fighters, a Berrier prędzej zaśpiewa ciotowskie niż standard Bowiego. Oj, chyba Archive nam się trochę kończy.

Nawiasem mówiąc - Craig Walker pracuje nad jakimś nowym materiałem do spółki z kolesiem z Bang Gang. Może być ciekawie.

Kamil J. Bałuk (11 listopada 2006)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także