Planes Mistaken For Stars, None More Black, Smoke Or Fire, Glass And Ashes

Nowy Jork, Knitting Factory - 19 sierpnia 2005

Zdjęcie Planes Mistaken For Stars, None More Black, Smoke Or Fire, Glass And Ashes - Nowy Jork, Knitting Factory

Amerykańska grupa Planes Mistaken For Stars już od kilku lat zwraca uwagę cudownie wieloznaczną, uruchamiającą wyobraźnie, a jednocześnie bardzo emową nazwą, jak również – jedną z najładniej zaprojektowanych czaszek, która jest stałym elementem wszystkich wydawnictw i produktów zespołu. Zwraca też oczywiście uwagę swoją dość nietypową muzyką.

Grupa z Kolorado ma dość długą historię. Muzycy zaczęli grać już kilka lat temu. Ich korzenie sięgają głęboko w punk rockowy czarnoziem, ale że ich pierwsza płyta pojawiła się w czasach, kiedy na scenie niezależnej królowały różne odmiany emo-core’a, natychmiast zaliczono ich do tego właśnie gatunku. Z jednej strony było w tym trochę racji, bo muzyka grupy już od tych pierwszych, najstarszych, wydawnictw naładowana była emocjami, a mimo brutalności i ciężaru poszczególnych kawałków, wyraźnie dało się w nich wyczuć posępny, nostalgiczny nastrój. Każda kolejna płyta modyfikowała jednak trochę oblicze grupy. Mimo, że od pierwszego krążka zespół pozostaje wierny punkowej wytwórni No Idea Records, jego muzyka z punk rockiem, czy nawet z emo, przestaje mieć już cokolwiek wspólnego. Słychać to było już na najnowszej, wydanej niedawno płycie „Up In Them Guts”, słychać to było bardzo wyraźnie na tym koncercie.

Czterech muzyków wyszło z garderoby na scenę, zbliżyło się do mikrofonów i nagle... uruchomili ścieżkę dźwiękową apokalipsy na małą skalę, opowieść o tym, jak wali się świat, a nam ktoś każe to obserwować ze związanymi rękami. Wszystko co znaliśmy rozsypuje się w drobny pył, który wkrótce pokryje całą okolice i pozostanie nam już tylko przesypywać go między palcami i wbijać obie w serce ostre kolce bolesnych wspomnień.

To muzyka totalna, przytłaczająca i powalająca. To czterdzieści pięć minut mrocznego, ciężkiego muzycznego chaosu, w którym muzycy poruszali się ze zdumiewającą biegłością nie gubiąc się ani na chwilę. Apokaliptyczny ryk potężnie brzmiących gitar, wyrywane bez znieczulenia surowe płaty basowego mięsa i bezlitosne punktowanie perkusji. I gdzieś na dnie tego muzycznego tornada, wrzask dwóch wokalistów, niby potężny, ale na tle potężnych dźwięków brzmiący raczej jak rozpaczliwy jęk ostatnich ludzkich istot na coraz bardziej nieludzkiej ziemi.

To już nie jest emo, a raczej – nie tylko emo. To niezwykle oryginalne połączenie co najmniej kilku gatunków. Słychać w tej muzyce i klasyczny noise i ślady brudnego grunge’u. Jest w niej mnóstwo wściekłej energii i nieposkromionych emocji. Z całą pewnością jest oryginalna i nietypowa. A przede wszystkim – pełna szczerego zaangażowania, żywiołowości i intensywności. Kiedy patrzy się na tych czterech muzyków, wie się, że tu nie ma miejsca na udawanie, że to nie jest odgrywanie jakiegoś teatrzyku w diabelskich kostiumach z ogonami ze sznurka. Koncert tego zespołu jest jak wieczór w ponurym, przegniłym barze, z czterema ponurymi typami, którzy przeżyli coś, czego nie da się opisać językiem ludzi, pozostają więc tylko dźwięki znad przepaści.

Przed Planes Mistaken For Stars wystąpiły trzy grupy, reprezentujące najważniejsze odmiany współczesnego amerykańskiego punk rocka. Grupa Glass And Ashes – najnowszy czarny koń w stajni No Idea Records – zaprezentowała lekko chaotyczna muzykę, z wyraźnymi nawiązaniami do nowego rocka. Smoke Or Fire to w prostej linii muzyczni spadkobiercy tak ważnych dla punkrockowej konwencji w ostatnich latach zespołów jak Hot Water Music czy Small Brown Bike, twórców i mistrzów gatunku zwanego emo-punk. Wreszcie grupa None More Black zaprezentowała najbardziej głuptacką i beztroską odmianę punkowego grania. Występów wszystkich tych zespołów dawało się wysłuchać. Ale niewiele więcej można o nich powiedzieć. Przy muzycznej apokalipsie zaprezentowanej przez Planes Mistaken For Stars wszystko inne tego wieczoru mogło przypominać co najwyżej płomień podzielonej na czworo zapałki.

Przemek Gulda (24 września 2005)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także