Bruce Springsteen

Born To Run

Okładka Bruce Springsteen - Born To Run

[Columbia; 25 sierpnia 1975]

W 1995 Bruce Springsteen nagrywa ciężką, trudną, pozbawioną blichtru "Human Touch", płytę "The Ghost Of Tom Joad". Springsteen oczywiście nieprzypadkowo nawiązuje do powieści "Grona gniewu" Johna Steinbecka. W jaki sposób?

Prasa na początku lat siedemdziesiątych szukała następcy Boba Dylana. Widziano w tej funkcji Neila Younga, Tima Buckleya, ale także Springsteena i Waitsa. Oczywiście nie mogło być drugiego Dylana, tak jak nie mogło być nowych Bitelsów bo "lata sześćdziesiąte" nie miały się już prawa więcej powtórzyć. Naturalnie nie tylko to oddzielało Waitsa i Bossa od Żyda z Minnesoty. Przede wszystkim muzyczne korzenie Springsteena nie mają wiele wspólnego z czasem dzieci-kwiatów. Boss wychowywał się raczej na Presleyu, Orbisonie, soulu. Inny był też obszar zainteresowań obu artystów. Dylan poruszał się wpierw w formule protest songu a następnie poszedł w stronę wyrafinowanych tekstów, pełnych szlachetnych odniesień. Springsteen dąży do czego innego. Portretuje życie mieszkańców prowincji, których od Nowego Jorku dzieli równie wiele co od Paryża czy Londynu. Dodatkowo Patrick Humphries, twórca biografii Waitsa i Springsteena, trzeźwo stwierdza, że czym innym jest podróżowanie mini morrisem po Anglii a czym innym przejechanie wszerz Stanów Zjednoczonych. Właśnie tematyka tekstów oraz muzyka pełna oddechu wielkiej przestrzeni składają się na "amerykańskość" Springsteena i Waitsa. Jeżeli jednak Waits tworzył z perspektywy barowego wykidajły, który mimowolnie staje się powiernikiem tajemnic życiowych wykolejeńców, to Springsteen bliższy jest raczej ów kierowcy ciężarówki, jakiego na swojej drodze spotyka powracający z więzienia Tom Joad.

Rok 1973 przynosi dwa wspaniałe albumy, dobrze przyjęte przez krytykę, które jednak nie odnoszą komercyjnego sukcesu (dziś sprzedaż tych płyt szacuje się na dwa miliony egzemplarzy) . Springsteen buduje wtedy swoja markę grając długie, żywiołowe koncerty. Na jednym z nich zjawia się 27-letni dziennikarz z Bostonu Jon Landau. Zachwycony niepozornym Springsteenem, pisze legendarny, entuzjastyczny artykuł zaczynający się od słów: "Jest czwarta nad ranem i pada deszcz. Mam 27 lat, czuje się stary, słucham płyt i przypominam sobie, jak wszystko wyglądało inaczej te 10 lat temu." Dalsze ? recenzji to poruszająca opowieść o własnej przeszłości, która kształtowała się wraz z rozwojem rocka. Nagle melancholijny ton zamienia się w podniosłą deklarację o tym, że "zobaczył przyszłość rock'n'rolla a jej imię to Bruce Springsteen". Landau kończy wyznaniem "Lovin' Spoonful śpiewali: Powiem ci o magii co wyzwoli twoją duszę/ Ale jest to jak wyjaśniać kosmicie co to rock'n'roll . W czwartek, przypomniałem sobie, że ta magia wciąż istnieje i tak długo jak piszę o rocku, moja misją jest mówić to kosmicie ? tak długo jak pamiętam, że ja jestem tym kosmitą. Po to piszę." Nic dziwnego, iż niedługo potem obaj panowie zaprzyjaźnili się na tyle, że Landau mógł zostać producentem większości piosenek na nowej płycie. A ta okazała się przełomem nie tylko w karierze Springsteena.

Klasyczne już dziś, trzecie wydawnictwo Springsteena, nagrane ze współtowarzyszeniem grupy The E-Street Band zatytułowano "Born To Run". Tak jak w "Gronach gniewu" Joadowie przytłoczeni Wielkim Kryzysem jedyne wyjście widzą w wyjeździe na zachód tak dla młodzieży z małych miasteczek jedyną możliwością realizacji życiowych marzeń staje się ucieczka. Tytułowy utwór to ekstatyczny, rockowy hymn fenomenalnie łączący miłosne wyznanie z emocjonalną wizją rutyny zatopionej w świecie trucków i cadillaków. Springsteen nie zachowuje formuły refren-zwrotka, bo siła jaką zawiera charakterystyczny temat, triumfalna aranżacja i brawurowe wykonanie, od wewnątrz rozkłada wszystkie schematy.

Piosenką drogi jest także genialny, otwierający płytę, "Thunder Road". To tutaj autostrada jest ścieżką do nieba (heaven's waiting down on the tracks), koła skrzydłami (trade in these wings on some wheel), a gitarę trzeba "nauczyć mówić" (I got this guitar/ And I learned how to make it talk). Historia jest prosta: chłopak przychodzi do tańczącej nocą na werandzie Mary. Ona nie jest pięknością, on nie jest żadnym herosem, ale przecież jest jakaś magia po zachodzie słońca (show a little faith there's magic in the night"), więc zamiast rozpamiętywać nieudane związki powinna wyrwać się z nim z tego miasta. Wyrwać się chociaż na chwilę, bo kiedy słońce znowu wzejdzie trzeba będzie powrócić do normalnego życia. A on chociaż przez moment może poczuć się kimś zabierając ukochaną dziewczynę na przejażdżkę swoim lśniącym samochodem. Dramatyzm utworu budowany jest na w sumie rzadko spotykanej korelacji tematu piosenki z jej aranżacją i tempem. Począwszy od harmonijki ustnej poprzez dźwięki fortepianu aż po gitarę, sekcję rytmiczną i finałowe dołączenie sekcji dętej Springsteen nie pozwala nam na wzięcie oddechu. W końcu on ani przez chwilę się nie oszczędza, prezentując swój rewelacyjny post-elvisowski wokal w całej okazałości.

W "Night" ta "prawdziwa" Ameryka jawi się jako miejsce, gdzie piątkowa noc jest przestrzelona hałasem maszyn, dosiadanych przez sfrustrowaną codzienną harówką zapomnianą młodzież. O chwytliwości piosenki decyduje wpadająca w ucho melodia a także pełna rozmachu, choć może nieco przesłodzona aranżacja. Do jaśniejszych punktów należą także "Backstreets" o idealnej miłości, która powstaje, dzieje się i kończy w zaułkach oraz bardzo stonowana i skromna " Meeting Across The River". Całość kończy epickie, niepozbawione hollywoodzkiego sznytu "Jungleland".

"Born To Run" otworzyło drzwi Springsteenowi do dalszej kariery. "Darkness On The Edge Of Town" zostało przez NME uznane płytą roku. "Hungry Heart" z świetnego, dwupłytowego "The River" było jego pierwszym numerem jeden, a wydane cztery lata później "Born In The U.S.A" przyniosło mu status największej gwiazdy rocka. Opublikowane dwa lata temu "The Rising" i zeszłoroczna trasa koncertowa potwierdzają, że należy się z nim liczyć. Niestety sukcesy komercyjne nie zawsze szły w parze z artystycznymi, czego najlepszym dowodem jest słabiutka forma Springsteena w latach 1987-95, właściwie uratowana jedynie Oskarem za "Streets Of Philadelphia". A w 1995 wydaje wspomnianą już wyżej płytę "The Ghost Of Tom Joad". I tu wracamy do "Gron gniewu". Obszerne strony książki opowiadające o przeżyciach Joadów napisane są wspaniale. Niestety ogólne wrażenie lekko psują mało trafne fragmenty poświęcone mechanizmowi kryzysu. I cóż z tego, skoro czyta się wyśmienicie, nieraz doznając autentycznego wzruszenia? Springsteen może czasem nie zna umiaru jeśli chodzi o aranżację czy podniosłość. Nie jest też eksperymentatorem, gotowym zburzyć wszystkie fundamenty muzyki pop. Ale nie usprawiedliwia to krytyków by traktować jego twórczość po macoszemu i by wciskać ludziom, że ważniejsze i ciekawsze są b-side'y Suicide czy Modern Lovers niż cały ogromny dorobek Springsteena, będący dla rocka jedną z najwybitniejszych kart w jego historii.

Jakub Radkowski (6 grudnia 2004)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także