Miesiąc w singlach: czerwiec 2009

OK, jesteśmy spóźnieni, przyznajemy to. Wszystko jest oczywiście winą Michaela Jacksona i naszej do niego słabości, przez co ponad opracowanie singlowe przełożyliśmy nasz czerwony pasek w postaci specjalnego Jukeboxa. Ale teraz już nie ma zmiłuj, to są kawałki, których słuchaliśmy w tym miesiącu z różnych powodów ze szczególną uwagą.

Air France - GBG Belongs To Us (7/10)

Najnowszy singiel przesympatycznego duetu to jedna trzecia, najciekawsza część ich hołdu dla rodzinnego Göteborga (tytułowy GBG). Nagranie może nie tak epokowe, jak „Collapsing At Your Doorstep” czy „No Excuses” (niesamowite, że te kawałki mają ledwie rok, a już należą do ścisłego letniego kanonu), ale chwytające najpełniej air-france’ową ideę „imprezy na dachu o wschodzie słońca”. Lekkość, beztroska, naiwny romantyzm, wczesne Saint Etienne (na marginesie – chłopcy pracują właśnie nad remiksem utworu z „Foxbase Alpha”!) to rzeczy, które przychodzą na myśl. Jest dobrze. (ka)

Ściągnij >>

Attack Attack! - Stick Stickly (0/10)

Ten teledysk znany jest już większości z Was od kilku tygodni, co w internecie wystarczy, by rzecz stała się znana, popularna (tempo w jakim pojawiły się tutoriale podpowiadające jak zagrać klawiszową końcówkę), dyskutowana, kultowa, wreszcie nudna i niemodna. Dokąd prowadzi nas ten internetowy nihilizm, że potrafimy nad czymś takim jak „Stick Stickly” przejść obojętnie już po kilkunastu dniach? Hej, dotarliśmy na kraniec i nikt specjalnie się nie przejmuje? NIE ŚMIEJMY SIĘ JUŻ LOL. Przy okazji redakcyjnej mini-dyskusji o Attack Attack! Krzysiek Kwiatkowski wypisał kilka zespołów, które oswoiły go z myślą o tym, że ta piosenka nadejdzie. A ja nie, nic nie wiedziałem i jestem w ciężkim szoku. Jaki tupet trzeba mieć, żeby połączyć... Jezu, co połączyć? Gówniany hard-core z gównianym teen-popem? A może to tylko ewolucja emo-popu, którego rozwoju jakoś niestety nie śledziliśmy? I jeszcze żeby dołożyć do tego teledysk o zamyśle godnym natchnionej laski z dig, czy tam deviantarta. Co, do chuja, oznacza podniesienie gitar tuż przed pierwszą minutą?! Czy istnieje młodzież, która tego słucha? Czy w Stanach Zjednoczonych też wprowadzono gimnazja? Ale ja pytam poważnie, zgłaszajcie się w komentarzach, zgłaszajcie swoich znajomych, piszcie jeśli chociaż słyszeliście o ludziach, którzy słuchają takich rzeczy. Ja muszę wiedzieć. (ak)

Bloc Party - One More Chance (6/10)

Opis tej piosenki narzuca się sam. Tak, dajemy im jeszcze jedną szansę. Nie tylko dlatego, że znamy ich od karierowego żłobka. Chociaż „Intimacy” ciągle pozostawia wrażenie mocnego niesmaku, niej est ono na tyle silne, aby z założenia przekreślać Bloc Party. Tym bardziej, że „One More Chance” jawi się jako nad wyraz przyzwoita propozycja. Od strony rytmicznej utwór prezentuje klubowo-energetyczne oblicze Londyńczyków, natomiast charakterystyczną melodykę grupa zawdzięcza przewidywalnemu, lecz chwytliwemu klawiszowemu motywowi. Lirycznie, Kele repetujący z pasją give me one more chance to love you bardziej niźli drażni, daje nadzieję na to, że zespół jest w stanie wydobyć się z z mielizn „Intimacy”. Gorzej już raczej być nie może, a czy będzie (jest?) tak pięknie jak deklaruje znany prezenter BBC 1 – oceńcie sami. (ww)

CocoRosie - Happy Eyez (6/10)

Dziewczyny z CocoRosie, omijając wytwórnię i wszystkich innych pośredników, właśnie wydały sobie EPkę „Coconuts, Plenty Of Junk Food”. Dziwne jest to wydawnictwo, jakby to nie siostry Casady były jego autorkami. Zero naturalistycznych dźwięków, żadnych odgłosów zamykania trzeszczących drzwi czy kapiącej z kranu wody w tle. Jest za to sporo żywych, tradycyjnych instrumentów i przede wszystkich jak na CocoRosie 5 dość zwyczajnych utworów. Spośród nich najfajniej prezentuje się otwierające EPkę „Happy Eyez”, w którym siostry Casady na własną modłę przerabiają modną Atari elektronikę, tworząc ciepłą, łagodną i przede wszystkim letnią piosenkę. One jednak też potrafią zrobić coś bardziej beztroskiego i niezobowiązującego, adekwatnie do pory roku, którą, jak pokazuje „Coconuts, Plenty Of Junk Food”, Blanca i Sierra czują całkiem nieźle. (kw)

Frankmusik - Confusion Girl (3/10)

Śliska jest granica między fajnością a obciachem – bo właśnie fajny (choć zarazem na maksa „cheesy”) był poprzedni singiel Vincenta Franka „Better Off As Two” i właśnie obciachowe jest „Confusion Girl”, bezpośrednio promujące jego debiut „Complete Me”. Co się dzieje, że środowiska „indie” zasymilowały najpierw jakieś dresiarskie gwiazdki typu Lady Gaga i Little Boots, a teraz ślinią się przy sepleniącym Frankmusiku, którego nowa piosenka brzmi jak „stare dobre” Backstreet Boys. I jeszcze ten klip: „ooo, patrzcie, umawiam się z Holly Valance!”. Trója, i to na szynach. (ka)

Charlotte Hatherley - White (7/10)

Wcale nie wykluczam, że kiedy spotkamy się za pół roku w podsumowaniu 2009, to będzie to jeden z moich ulubionych singli ostatniego rocznika dekady. „White” rośnie w oczach. Pierwsze przesłuchania pozostawiły mnie nieco obojętnym – słyszałem, że kawałek jest bardzo dobry, ale hej, Charlotte miała być Partridge’em w spódnicy, a nie następczynią PJ Harvey. A tu wiedziona zdecydowanym riffem zwrotka wskazywała raczej na to drugie. Z każdym kolejnym odsłuchem utwór odsłania jednak wielki urok i jak zwykle w przypadku Chaz solidne fundamenty tej kompozycji. A że jej „solidne” to „nieosiągalne” dla 99%, znów kręci mnie myśl o płycie. „New Worlds” ukazuje się jakoś na jesieni. (ka)

Jay-Z - D.O.A. (Death Of Auto-Tune) (7/10)

Jeden jedyny raz w życiu próbowałem słuchać hip-hopu. „Blokersi” Sylwestra Latkowskiego byli na tyle – w moim małomiasteczkowym – środowisku dyskutowanym filmem, że dla pełniejszego przeglądu pola sięgnąłem też po ścieżkę dźwiękową. Do dziś nie mogę odżałować tak głupio wydanych pieniędzy, ale w owych czasach znajomość zawartych nań piosenek gwarantowała nietykalność ze strony zakapturzonych kolegów. Wystarczyło rzucić takim Cyk, cyk to cyka bomba, którą odpalę, mała lecz skuteczna – dobry hip-hop ją nazwałem by w spokoju spożyć drugie śniadanie lub/i uniknąć przykrych docinek. Przywołanie tego punchline’u dziś przyniosłoby zapewne efekt odwrotny – stałbym się obiektem żartów i dowcipów. Nie chce formułować skandalicznych sądów w duchu Roberta Leszczyńskiego, ale chyba nigdy jeszcze hip-hop nie był równie wesołym – z perspektywy zewnętrznego, obojętnego obserwatora – gatunkiem muzycznym jak teraz. Można się było śmiać z erotycznych produkcji Snoop Dogga, ale łzawe wynaturzenia Kayne Westa o nieudanym pożyciu – co dobitnie spuentowali twórcy serialu „South Park” – to dopiero prawdziwe porno (od którego ten jest zresztą uzależniony). Może się mylę, ale wbrew estetycznemu przepychowi artyści starej szkoły tworzyli muzykę przy użyciu minimalnych środków: żywy zespół, kilka winyli i dobry MC wystarczyły. I jak udowadnia Jay-Z w „D.O.A.” nadal wystarczą. Banał, jasne, ale dlaczego takich piosenek już się nie nagrywa? Dlaczego coraz mniej hip-hopu w hip-hopie? Dlaczego kolejne *hity* gatunku przypominają coraz bardziej reklamy restauracji typu fast-food? Gangsterska spinka 2Paca była żenująca, ale nie bardziej niż spinanie pupki charakterystyczne dla młodszego pokolenia pseudo hip-hop’owców, którzy ścigają się jedynie na fikuśne okulary i najbardziej obniżony krok w spodniach. Get back to rap! (ml)

Kasabian - Fire (4/10)

Tak jak Waldemar „Zwyciężymy!” Pawlak nigdy nie pozbędzie się łatki drobnego geszefciarza, tak Kasabian zawsze już towarzyszyć będą zarzuty o powielanie cudzych patentów. Więcej, dla złośliwych Kasabian to zblazowany tribute-band (łapiących drugi oddech) Primal Scream. Można by nawet zaryzykować tezę, że jedynymi pozycjami o jakie ekipa z Leicestershire poszerza swoją płytotekę są japońskie lub kolekcjonerskie wydania albumów „Screamadelica” i „XTRMNTR”. „Fire” zwiastujący trzeci – pokrętnie zatytułowany „West Ryder Pauper Lunatic Asylum” – krążek, kontynuuje jednak zapoczątkowany na słabiutkim „Empire” wątek westernowy (vide meksykańskie naleciałości w „The Doberman”). Dla jasności uwypuklony pokracznym teledyskiem – nieświadomie chyba parodiującym klip do „Breaking The Law” Judas Priest – z niezbyt ukrytym meta(auto?)komentarzem (skarbem okazuje się zapis nutowy). „Fire” to nieco lepsza, bo oszczędniejsza wersja „By My Side” lub spokojniejsza reinterpretacja „Shoot The Runner”, z *fajnym* riffem gitary w refrenie, acz wyczołganie się z dna na mieliznę nie ma co nazywać postępem. (ml)

Neon Indian - Terminally Chill (6/10)

Znamy już oficjalnie połowę zawartości zapowiadanego na październik debiutu Neon Indian. Upublicznione właśnie „Terminally Chill” to jednoutworowe postscriptum do wydanego w kwietniu tego roku intrygującego, acz nieco rozczarowującego EP. Klimat ten sam – niespiesznego słonecznego popołudnia, podobne kompozycyjne lenistwo – przełamane dla niepoznaki bulgoczącym (myślę Daft Punk, myślę „Digital Love”) motywem klawiszy w mostku oraz wyzuty z wszelakiej chęci do czegokolwiek wokal. W sumie nic nowego, ale to zawsze dodatkowe trzy minuty ścieżki dźwiękowej do wakacyjnego nic-nie-robienia i płytowy zmiennik dla wysłużonego egzemplarza „No Way Down” Air France. (ml)

Posłuchaj >>

Jack Peñate - Tonight’s Today (8/10)

Sezon letni w pełni, zatem wyścig o miano wakacyjnego przeboju czas zacząć! Kandydat numer 1 to „Tonight’s Today”, zwiastujący drugi – „Everything Is New” – krążek nieco pucołowatego Londyńczyka, Jacka Peñate. Młodzian (rocznik ’84) debiutował dwa lata temu albumem „Matinée” – przyjemnie jednorazowym zestawem pop-rockowych, piosenek, balansujących między miejskim ska a prostym, acz nigdy prostackim, skiffle. Porównywano go – nieco na wyrost – do Elvisa Costello, poklepywaniem próbując osłodzić brak zainteresowania ze strony mediów, których uwaga skupiła się na startujących też wtedy z karierą Kate Nash i Lily Allen. Peñate powraca z „Tonight’s Today” w nadziei, że tym razem to on przyćmi dawne rywalki. Więcej, jest o tym przekonany (vide refren). Utwór napędza para tropikalnych – w duchu Vampire Weekend – wioseł, a rytm ich pracy wyznacza uroczo ciepła partia basu (podparta zbiorowym klaskaniem w refrenie i finale) i chóralne skandowanie w konwencji gospel. Wprawdzie dla niektórych ta nagła zmiana stylistyki (i imidżu), nieco pod prąd obecnym (obowiązującym?) trendom, to skok na główkę, ale dla mnie to przyjemnie zaskakująca ewolucja – w tym jednostkowym przypadku – na 8.0. (ml)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: grzegorz
[10 lipca 2009]
literówka w Neon Indian - Terminalny Chill
Gość: lifeiswhatyoumakeit
[10 lipca 2009]
Attack Attack jest na swoj sposob nawet ciekawe, na pewno na koncertach sie fajnie oglada jak skacza z gitarami jak nie przymierzajac pewien szympans w chorzowskim zoo. jak ktos nie slyszal to polecam Bring Me The Horizon - takie to mlode, a taki talent ;-)
artur k
[9 lipca 2009]
No, to rzeczywiście jest dylemat. Ale wiesz, może w takim razie lepiej tego nie promować, nie maczajmy w tym palców.
pozdro!
Gość: kolargol
[8 lipca 2009]
Artur, ja popytam, bo istnieje możliwość, że dwóch moich znajomych słucha Attack Attack. Ale nie wiem, czy ryzykować, bo może nie znają, a jak sprawdzą, to pewnie im się spodoba.
lukas
[6 lipca 2009]
Primal Scream i Kasabian na jedną, tą samą edycję Open'era!;]
Gość: smith
[6 lipca 2009]
ok juz wiem. to rapture - i need your love/
Gość: smith
[6 lipca 2009]
odpowiedzcie mi, z czym mi się kojarzą klawisze w tym kawałku Bloc Party? był niedawno hicior który miał prawie takie same klawiszowe hooki, ale nie pamiętam co to było.
iammacio
[6 lipca 2009]
@penate

strasznie szybko sie nam single starzeja;p kawalek poznalem jakos na poczatku czerwca i od razu do zestawienia zglosilem;]
kuba a
[6 lipca 2009]
klinger ->
Słuchałem tej EP-ki Frankmusika jeszcze w ub. roku, ale nie pamiętałem tego kawałka stamtąd i jak go teraz obczajam, to w żadnej mi się nie podoba za bardzo (choć w tej wczesnej lepszy).

krwki ->
Owszem, jestem wyrocznią i wszyscy powinni uważać tak jak ja. Również pozdrawiam!
Enolka
[6 lipca 2009]
A Hatherley wygląda jak z The Sims.
Enolka
[6 lipca 2009]
Faktycznie słaby nowy Franek, ale to seplenienie jest takie cute, że mu wybaczmy :)

Attack Attack - nie wierzę - OMG WTF ROTFL CHWDP. Istne "zero zer".

A Jack Penate stary i odgrzewany - gdzie byliście ponad miesiąc temu, Macieju Lisiecki? Jednakże hit letni jak w mordę strzelił.
Gość: klinger
[6 lipca 2009]
Ale Kubo A, mam nadzieję, że znasz to:
http://www.youtube.com/watch?v=AYyXcvA3RPY
Mam nadzieję (nie śledziłem sytuacji), że to wymusiła wytwórnia.
Gość: krwki
[5 lipca 2009]
że little boots i lady gaga dresiarskie gwiazdki? ka, mysle ze ssiesz. choc wlasciwie na fejsbuku mi wyszlo ze mam dresiarska dusze wiec moze cos w tym jest, o wyrocznio dobrego smaku i obronco nieskalania popu. pozdr!
Gość: zło
[5 lipca 2009]
pójdziesz do piekła, Ty, który to czytasz

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także