Miesiąc w singlach: marzec 2008

Jak co miesiąc przedstawiamy wam przekrojowy ekstrakt z najciekawszych singlowych nowości minionego miesiąca. Ponownie okazało się, że kaftan dziesięciu zaledwie kompozycji, w który próbowaliśmy się wcisnąć, jest zbyt ciasny dla wszystkich – poza selekcją musieli znaleźć się tacy wykonawcy, jak LCD Soundsystem, Junior Boys, Neon Neon, dEUS czy Tapes ‘n Tapes. A teraz już zapraszamy do lektury i dyskusji.

Booka Shade - Planetary (Club Mix) (7/10)

W maju Booka Shade zaprezentują następcę doskonale przyjętego „Movements”, a EP-ka „Planetary/City Tales” jest jego zapowiedzią. Klubowa wersja utworu „Planetary” może stanowić zaskoczenie dla przywyczajonych do znanego z poprzedniego albumu niemieckiego duetu, euforycznego electro-house’u. Pogodny, ibizowy klimat takich parkietowych wymiataczy, jak „Night Falls”, „Body Language” czy „Mandarine Girl”, zastępiony został brzmieniem bardziej mrocznym. Złowieszcza partia syntezatora na początku utworu raczej mrozi niż rozgrzewa i mimo, że wejście house’owego 4/4 z ping-pongowymi ozdobnikami i implementacja rozkołysanych linii basu nie pozostawia wątpliwości co do tanecznej funkcjonalności tego kawałka, to klimat podskórnej nerwowości utrzymuje się tu przez całe siedem minut. Kolejny udany singiel Booka Shade. (mm)

Cool Kids Of Death - Nagle zapomnieć wszystko (4/10)

Jeżeli dla mojej przyjaciółki, która mówi, że CKOD zawdzięcza wszystko, ten singiel jest „nijaki”, to co ma powiedzieć ktoś taki jak ja, który zainteresowanie kapelą stracił w 2002 roku, czyli ciut po wydaniu debiutu? Muzyka tej grupy jest mi doskonale obojętna, od kiedy „2”, a potem cała, zupełnie nędzna dyskusja o „Generacji Nic”, udanie mnie zniechęciła. Niemniej, kilka kawałków z „2006” znam i wydawały mi się kompletną kichą, tak więc w tym towarzystwie „Nagle zapomnieć wszystko” brzmi całkiem okej. Oczywiście kanciastość bitu, płaskość brzmienia, no i mizerny tekst to nie jest coś, co może mnie kupić w 2008 roku, ale ostatecznie coś tam w tym kawałku chwyta, może ten mechaniczny refren, a może jakieś echa umarłego już dance punku? Nie wiem no, macie 4, życzę wam Nike dla książki roku. (jr)

Posłuchaj >>

Counting Crows - You Can’t Count On Me (6/10)

Counting Crows zwykle nagrywający nowy materiał co trzy lata tym razem kazali fanom czekać dwa razy dłużej. Wracają z udanym albumem „Saturday Nights And Sunday Mornings”, z którego pochodzi „You Can’t Count On Me”. Singiel promujący płytę charakteryzuje się średnim tempem i tworzącą melodię grą gitary, która w pewnym momencie pozwala odpocząć jak zwykle zaangażowanemu wokalowi Duritza, przejmując przewodnią rolę podczas chwytliwej solówki. Liryki Adama nie zaskakują tematyczną innowacyjnością – Pan, Pani, Miłość, Nienawiść, wszystko nie bardzo banalnie – znamy, kojarzymy. Kilka utworów z „Saturday Nights And Sunday Mornings” odznacza się jednak większym potencjałem przebojowym, więc zapewne ekspresyjny występ ekipy brodatego dreadmana w „Late Show” nie będzie ostatnim wykonaniem piosenek promujących nowy album Counting Crows w tym popularnym programie. (ww)

dOP - Lighthouse (7/10)

Nie byłem wielkim entuzjastą zeszłorocznego albumu Justice, ale francuska elektronika nie tylko tęsknotą za Daft Punk stoi. Paryskie trio dOP tworzy interesującą syntetyczno-organiczną hybrydę, bratając house z afrykańską rytmiką i jazzowymi inklinacjami. Francuzi wydali w tym roku już dwie udane EP-ki, a prezentowany tu „Lighthouse” jest tytułowym kawałkiem z drugiej z nich. Wysokooktanowa polirytmia przeplata się tu z house’ową pulsacją, brzmieniem flecików i subtelnymi wokalizami, stanowiąc jedną z możliwych odpowiedzi na pytanie jak mogłyby brzmieć „Perc & Drums” z zeszłorocznego miksu Ricardo Villalobosa, gdyby jakieś afrykańskie plemię przeniosło go z wymiaru minimal do wymiaru maximal. dOP dwukrotnie wystąpi w Polsce pod koniec maja, więc warto zapoznać się z pozostałymi próbkami na ich myspace. Polecam „Merci” i „God Bless the Child”. (mm)

Posłuchaj >>

The Long Blondes - Century (5/10)

Na debiutanckim albumie Long Blondes nie było niczego, za co można byłoby go zapamiętać, za to było tam kilka piosenek, za które można było tę kapelkę polubić. Na próbach impersonifikacji Blondie wbrew pozorom wyłożyło się już mnóstwo zespolików (celowo stosuję ten marny zabieg ze zdrobnieniem, ale czy i próby wcielania się w kogoś innego nie są równie godne pożałowania?). A tu takie chociażby „Weekend Without Make-Up” – skoczne, konkretne, a nawet z melodią. Po odsłuchu „Century” wydawać by się mogło, że zespół z Sheffield zaopatrzył się w ambicje i próbuje znaleźć ścieżkę wyjścia z labiryntu, w którym większość wyspiarskich gwiazdek zapieprza dookoła cudzego ogona. Niestety, to ciut bardziej uwspółcześnione, ale wciąż Blondie – może jak nieco bledsze, bardziej minorowe „Atomic”, może jak coś z „Autoamerican”. W każdym razie szacunek za podjęcie walki, ale to by było na tyle. (ka)

The Lk - Stop Being Perfect (7/10)

Stwierdzenie: „widzę dźwięki” brzmi co najmniej równie absurdalnie jak „słyszę głosy” albo słynne: I can see dead people (prawie) oscarowego Haleya Osmenta. Lindefelt ze szwedzkiego duetu The LK (aka The Lovekevins) nie dość, że owe dźwięki widzi, to jeszcze chce zilustrować je światu. Faktycznie, niezwykle bliska mu metaforyka synestezyjna, o której wielokrotnie wspomniał, jest wyraźnie odczuwalna w muzyce przez nich tworzonej – pełnej delikatnych sygnałów do odszukania oraz niedopowiedzeń wartych rozwinięcia, zachęcającej w ten sposób słuchacza do tworzenia wariacji interpretacyjnych na tematy zaledwie przez muzyków zaznaczone. Hipnotyczna słodycz okraszona nutką melancholijnego smutku czyni z elektro-popowego „Stop Being Perfect” misternie wyszlifowaną, skandynawską perełkę. Singiel ów został wydany z okazji reedycji płyty The LK „Vs. The Snow”, która ukazała się w kwietniu 2007 i przeszła, niestety, prawie zupełnie bez echa. Mawiają, że do trzech razy sztuka. Miejmy nadzieję, że szwedzkiemu duetowi uda się już za drugim. (kmw)

The Notwist - Good Lies (5/10)

Łohoo, to już sześć lat od kiedy Notwist wydali swoją ostatnią płytę, idealne „Neon Golden”. Połączenie sentymentalnych ballad i równie sentymentalnych przebojowych singli siedzi mi w głowie do dziś i nie bez zachwytu wracam do tamtego wydawnictwa. „Good Lies” zwiastuje nową płytę „The Devil, You + Me”, kilka fajnych koncertów w bliskim sąsiedztwie naszego kraju i wielki sprawdzian – tzn. czy dadzą radę oddać klimat tego, co było. A singiel nie nastraja wielce optymistycznie. Zaczyna się ładnym gitarowym riffem, po którym wchodzi Markus z niezmiennym przytłumionym wokalem, kreślącym ledwie tylko właściwa melodię ukrytą za gitarami. Jest więc o wiele mniej elektronicznie, mniej przebojowo, nawet niebardzo sentymentalnie (sic!), a tytułowa fraza Remember, the good lies win brzmi pokracznie i nie w tempo. Ale nie zwieszajcie głów – to tylko pierwsza z jedenastu piosenek. (kjb)

Posłuchaj >>

Rubies - I Feel Electric (7/10)

Wyglądem panie w niczym nie przypominają parkietowych zaklinaczy. Z jednej strony słusznej postury kaszalotek, z drugiej: kobieta o urodzie zczerstwiałej Patti Smith oraz goszcząca na singlu Feist (!) we własnej osobie, jak zawsze mocno grobowa. Dziewczyny w młodości nie zasilały może szkolnej drużyny cheerleaderek, ale za to z obowiązku odrabiania prac domowych wywiązywały się sumiennie. „I Feel Electric” ewidentnie wyszło bowiem spod rąk osłuchanych muzycznych erudytek o sporej wiedzy i w dodatku nie wahających się z niej skorzystać. Kalejdoskopowe aranżacje ABC przetkały tu iście human-league’owskimi wstawkami, a następnie wsadziły we współczesny stylowy groove rodem z zeszłorocznej Rosin. W efekcie mamy muzykę tak śliczną, zgrabną i powabną, że ja od razu zakochałem się w całej trójce z tego jarmarku cudów. (pa)

The Shortwave Set - No Social (8/10)

Ręka do góry kto słyszał o wcześniejszych dokonaniach The Shortwave Set i ich świetnych singlach – „Is It Any Wonder?”, a przede wszystkim „Casual Use”? W drugim z nich samplowali doskonałe „My Girl” Madness, by wybrnąć z tego taniego zabiegu już autorskim, zakręcony, ale jednocześnie zaraźliwie popowym, tanecznym refrenem. Fantastyczny news brzmi, że londyńskie trio powraca tej wiosny z piosenką, która wytrzymuje pojedynek na hooki z tamtym singielkiem. Retro-aranż z wyraźnym posmakiem lat sześćdziesiątych (czy ja tam usłyszałem wibrafon?) nadaje całości wdzięku ultrakolorowego melanżu stylistycznego The Specials, ujmuje też błyskotliwe rozwiązanie refrenu wersami: Because everyone knows that a dog dressed in clothes is still a dog. I co, okazało się, że da się zrobić coś dobrego bez szabrowania po cudzych terytoriach? Nie do końca, co okaże się po odtworzeniu klipu – recyclingu oscarowej animacji Zbigniewa Rybczyńskiego z 1980 roku. (ka)

Violens - Violent Sensation Descends (8/10)

Byli na przełomie 2006 i 2007 roku ludzie, którzy strasznie podniecili się albumem „The Dividing Island” grupy Lansing-Dreiden, lub przynajmniej singlem „A Line You Can Cross”. DO NICH W TEJ CHWILI MÓWIĘ. Violens to bowiem reinkarnacja LD w wydaniu delikatnej, melodyjnej psychodelii drugiej połowy lat sześćdziesiątych. Podczas gdy „The Dividing Island” odważnie dekonstruowało new-popową konwencję za pomocą niemal-progresywnych narzędzi, Violens robią użytek z harmonii The Byrds i The Zombies, przetwarzając je w sposób przywołujący college-rockową spontaniczność pokolenia R.E.M. Do tej wyliczanki sami członkowie dopisują Wire i faktycznie – przez sekundę nawet pomyślałem, że „Violent Sensation Descends” to kontynuacja linii najładniejszej piosenki świata, czyli „Outdoor Miner”. Króciutka forma, klekoczące organki a la Bob Dylan circa 1966, kilka niebanalnych rozwiązań songwriterskich (zagęszczająca się, ogniskująca parę wcześniej napoczętych motywów coda) czy produkcyjnych (śliczne zanurzenie zwrotki na 1:20 przy tekście when it’s forever, you’re forever bored). I to jest ich pierwszy singiel. Ok, pierwszym w tym składzie, ale uwierzylibyście? (ka)

Posłuchaj >>

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także