OOP #2: czerwiec 2010

W drugim odcinku OOP polecamy debiut The Whines, imprezową składankę z garażówką z Florida's Dying, wznowienie płyty nagranej przez schizofrenika, drone, drone-doom i nowy singiel Homostupids. Wszystko w nakładach limitowanych. W tym miesiącu prezentujemy dużo brzydkich i złych brzmień, ale usprawiedliwieniem jest trwająca sesja i fakt, że Niemcy wygrali z Australią cztery do koła.

Polecajcie własne znaleziska! Liczę zwłaszcza na rodzime labele. Ale zaznaczam, że OOP nie będzie rubryką katalogującą wydawnictwa limitowane. Od tego mamy Animal Psi.

Kontakt: rekomendacje@gmail.com

Wiele z polecanych płyt i kaset można usłyszeć w audycji Tableau! w radiu.sitka. Nowe odcinki w każdy wtorek o 21:00. Odsłuch ostatnich kilku odcinków na stronie podkastu: tableau.podomatic.com

Zdjęcie OOP #2: czerwiec 2010 1

The Whines - Hell To Play LP (Meds)

Lo-fi, celujący stylistycznie w przełom lat 80. i 90., ale za punkt orientacyjny obierający bardziej Nową Zelandię niż GBV czy Pavement. Shitgaze'u jest tu niewiele pomimo, że rozmazane wokale obsługuje dziewczyna jednego z członków Eat Skull. Album zbiera ekstatyczne recenzje i trudno się dziwić. Brak wypełniaczy, znakomite brzmienie i wokale, które działają pomimo tekstów traktujących o paleniu jointów, łykaniu tabletek i krojeniu mięsa. Doug Mosurock porównał ich nawet do Nirvany. Przesadził srodze, bo trudno sobie wyobrazić te kawałki grane na stadionie. Plus, album wyszedł w Meds, wytwórni znanej ze znakomitego zeszłorocznego „Hairdyer Peace” Hospitalsów. Zaznaczam, że jest to label, który nawet nie numeruje swoich wydawnictw.

Poza tym, wstęp do „Here We Sit” niezmiennie przypomina mi „A Big Fan Of The Pigpen”, jeden utwór zawiera linijkę Neil Young's crying on the radio, a przedostatni kawałek nazywa się „13 Floors”. Tylu intertekstualnych pułapek dla ewentualnego recenzenta na jednym albumie w tym roku jeszcze nie widziałem.

nakład: 500 kopii (+50 płyt z próbnego tłoczenia)

strona zespołu

Zdjęcie OOP #2: czerwiec 2010 2

Puffy Areolas - In The Army 1981 LP (Siltbreeze)

Acid-space-punk z Ohio. Znów wyliczanka: przeszkadzajki Hawkwind, brzmienie High Rise, dudnienie Plastic Crimewave Sound. Plus obligatoryjny hołd złożony agresji koncertówek The Stooges z okresu '73-'77 (dęciaki w „Puking In Piss”!). Nie ma kawałków tak chwytliwych jak zeszłoroczny singiel w Columbus Discount, ale nadrabiają to świetnym dłuższym jamem zamykającym stronę A („Get Me Out Of Houston”). Słychać, że jeden z członków Puffy Areolas grał na zeszłorocznym LP Tyvek, albowiem „1981” brzmi zupełnie jak goście z Detroit. Większość tytułów ich kawałków nie znaczy absolutnie nic, debiutancki CD-R zespołu był ich zresztą pozbawiony. Do płyty dołączono kupon pozwalający na ściągnięcie płyty w mp3. O dziwo, wysokiej jakości (320 kbps).

nakład: Tom Lax nie dzieli się takimi danymi

Strona labelu

MySpace

Występ na żywo

Zdjęcie OOP #2: czerwiec 2010 3

Charles Albright - I'm Happy, I'm A Genius 7” (Permanent)

Otumaniający noise-punk. Znacznie mniej zapadający w pamięć niż pierwszy singiel, ale z drugiej strony można się tego spodziewać kiedy muzyk sięga po dźwięki graniczące z dokonaniami Shit & Shine. A przypominam, że jest to solowy projekt faceta grającego w The Pizzas i The Megacools. Krótko o utworach: pierwszy i tytułowy to coś w stylu „I'm Just A Fine Young Man And I'm Doing So Well”, z jedną linijką skandowaną w kółko. „I'm Waiting” nie jest coverem X (niestety). Najlepszy jest przedostatni „Headphones”, ale nie polecam tego sluchać na słuchawkach, w trosce o bębęnki. I piszę to zupełnie poważnie. Na końcu jest cover „Hats Off To (Ron) Harper” Zeppelinów. Wybór akurat tego kawałka wiele mówi o płycie. Mastering winylowy jest nieco nieudany, singiel brzmi zbyt cicho. Ale od czego jest potencjonometr we wzmacniaczu?

nakład: 100 kopii na pomarańczowym winylu, 400 na czarnym

MySpace

Strona labelu

Zdjęcie OOP #2: czerwiec 2010 4

The People's Temple - You Don't Know 7” (Certified P.R.)

Garażówka. Używają równania matematycznego: surf r'n'r + sci-fi proto-punkowe odjazdy Debris + trochę MC5, zagrane na bezdechu. Podobny fuzz robią obecnymi czasy tylko Brimstone Howl i Mystery Girls. Dwaj bracia na gitarach i dwaj jeszcze inni bracia na sekcji rytmicznej. Prorodzinna polityka w Michigan ma się nieźle. Mistrzowskie osiem minut. Niedługo nowy singiel w Hozac.

nakład: 500 kopii (pierwsze 50 kopii z ręcznej roboty ozdobnym magnesem)

MySpace

Strona labelu

Zdjęcie OOP #2: czerwiec 2010 5

Various Artists - Party Platter LP (Florida's Dying)

Trzynaście zespołów gra po jednym tanecznym kawałku. I kiedy piszę „tanecznym”, mam na myśli idiotyczną garażówkę graną na trzech akordach zawierającą linijkę „do the [uzupełnić]”. Całość za stylistykę obrała lata 50. Z szeregu wybijają się głównie ludzie już znani. Nobunny pod koniec swego kawałka cytuje najlepsze wersy „Human Fly” The Cramps. Hunx i jego Punx swój tradycyjny kiczowaty indie-glam zamieniają na niemniej kiczowaty klasyczny r'n'r pod pięknym tytułem „Do The Make-Up”. Personal & The Pizzas grają bardzo zabawny „Toss That Pie”, który zamykał jedną z ich ostatnich kaset. Zaraz po nich panie z Garbo's Daughter grają „Nice Girls Don't Explode” - przebijcie taki refren! Jest jeszcze kawałek Puddin Pops, gdzie zespół zaprosił do nagrania grono rozkrzyczanych koleżanek i znakomity, bardzo klasyczny „Cuddle Up” The Rantouls. Kompilacja jest jednocześnie nierówna i jej taneczne tempo rozbijają szybsze kawałki punkowe. Najmniej udane są trzy minuty r'n'r z autotunerem otwierające stronę B w wykonaniu Brian's Dirty Business. Doceniam ironię w doborze środków artystycznych, ale nic nie zmieni faktu, że autotuner jest jednym z najżałośniejszych wynalazków w historii muzyki.

nakład: 600 kopii pierwszego tłoczenia, 400 drugiego

Strona labelu

Zdjęcie OOP #2: czerwiec 2010 6

Home Blitz - Perpetual Night 7” (Almost Ready)

Daniel „Done It Himself” DiMaggio to facet, który uparcie (i efektywnie) próbuje udowodnić, że lo-fi to bardziej filozofia niż tylko estetyka. Wydał singiel zawierający dwa kawałki zagrane na chodniku przed własnym domem („Live Outside” 7” - w jednym kawałku DiMaggio uskarża się, że jest zimno i w rękawicach trudno jest grać na gitarze), sam nagrywa wszystkie partie instrumentów (na koncertach pomagają koledzy), pisze pokręcone i połamane utwory, miejscami autobiograficzne i odnosi sukces. W tym roku zagrał na SXSW, w 2009 wyszedł jego pierwszy LP pt. „Out Of Phase”, znakomicie przyjęty. Daniel gra też w noise-drone'owym projekcie Car Commercials. Człowiek śmieciowego renesansu. Na polecanym dziś singlu dostajemy nowy (znakomity) kawałek i jeden cover niezbyt znanego utworu The Searchers. Brawurowo zagrane, szczere i podane z zupełnym brakiem ironii. Słychać, że facet wydał kawałek siebie w siedmiuset kopiach. Aż strach życzyć dalszych sukcesów.

nakład: 700 (+26 płyt testowych z inną okładką)

MySpace

Strona labelu

Zdjęcie OOP #2: czerwiec 2010 7

Magic Lantern - Platoon LP+7”/CD // Sun Araw - On Patrol 2LP/CD (Not Not Fun)

Zabawne odwrócenie stylistyk - Magic Lantern nagrali najbardziej funkowy materiał w karierze, a Stallones (AKA Sun Araw) poszedł w minimalizm. Zaznaczając, że ML poprzednio robili dość ciężki i bardzo gęsty psych, a tutaj Giacchi przez 90% czasu trwania płyty odstawia solówki w stylu klasyków p-funku, Milesa Davisa z okresu „Pangaea” i „Dark Magus” (bez dęciaków) i debiutu Earthless. Singiel wydany jednocześnie z albumem zawiera cover „Showstopper” Iron Knowledge - kawałek, który pojawiał się na różnorakich kompilacjach ciężkiego funku. Tak dobór, jak i wykonanie, są mocarne. Strona B, czyli „Cypress”, brzmi jak trybut dla Funkadelic.

Natomiast Sun Araw atakuje dłuższym materiałem, w sumie osiemdziesiąt minut na dwóch winylach (74 na CD, nie wiem co dokładnie skrócono). Jak wspomniałem, nie ma tu tropikalnego drone'u pierwszych płyt ani groove'u zeszłorocznego „Heavy Deeds”. Płyta jest znacznie bardziej leniwa, rozmazana i cierpliwa. Giacchi z Magic Lantern dołącza na dwóch wersjach „The Stakeout”. Najfajniejszą hipnozę Stallones uskutecznia na „Deep Cover”.

Wbrew wrodzonemu elityzmowi polecam zakup wersji CD obu płyt. Oszczędzicie sporo na przesyłce, plus otrzymacie wszystkie kawałki (z siedmiocalówką Magic Lantern włącznie).

Strona labelu

MySpace Magic Lantern

MySpace Sun Araw

Zdjęcie OOP #2: czerwiec 2010 8

Various Artists - Flottante Tension D'eclipse: 10 years of SDZ Records LP (SDZ)

Znakomity przegląd francuskiego post-punku. Plus kawałki ze Szkocji, Szwecji, Kanady i USA. Przeważają chłodne klimaty - bardziej Normandia niż Marsylia. Cheveu grają do odczytu naukowej publikacji na temat narkotyków opublikowanej przez Cambridge. Ben Wallers jako The Rebel (nie jakiś tam rebel, ale THE Rebel) bardzo śmiesznie śpiewa bardzo zwyczajną piosenkę Sade. The O Voids grają swój tradycyjny instrumentalny post-punk, lecz tym razem znacznie bardziej lo-fi. Są jeszcze Daily Void z „I I I I”, trochę inną (lecz niemniej agresywną) wersją niż ta z wydanej w tym roku EP-ki „The Eclipse Of 1453”, swojsko nazwani Posadzki Project z dziwacznym synth-punkiem w stylu późnego Chrome i The Feeling Of Love jako kwartet. Konkurs na najzabawniejszy kawałek wygrywają Anteenagers M.C. z kawałkiem „Mike Rep Is All Right”. Trudno się nie zgodzić z takim tytułem. Na koniec Electric Bunnies z akustycznym kawałkiem nagranym w radiu WRGP. Nie jestem ich specjalnym fanem, ale takie zamknięcie działa jak najbardziej, zwłaszcza, że jest to kawałek szydery na temat bohemy San Francisco.

Album w dwukolorowej kopercie z szarej tektury. W środku kserowany insert z informacjami na temat nagrań. Życzę kolejnej takiej dziesięciolatki.

nakład: 500 kopii

Strona labelu

Fragmenty utworów

Zdjęcie OOP #2: czerwiec 2010 9

Defektors - Bottom Of The City LP (Grotesque Modern/Nominal)

Kolejny debiutancki LP z Vancouver. Defektors pojawili się wcześniej się na świetnej kompilacji „Emergency Room Vol. 1”. Punk grany tak, jakby przewrót hc w latach 80. nigdy się nie dokonał. Innymi słowy: pokłosie Wipers i Radio Birdman. Wzorem „Youth Of America” album kończy dłuższy, prawie siedmiominutowy kawałek.

Nominal i zespoły przez nich wydawane to przykład inteligentnego podejścia do grania punku. Faceci wydali dwa znakomite single, z czterema kawałkami. Trzy najlepsze z nich znalazły się na tym LP, dodali oba kawałki ze wspomnianej kompilacji. W tym dłuższą wersję „Burning Light”, posłuchajcie końcówki! I najlepsze, że Defektors nie są w tej znakomitości sami. Albumy Vapid i Mutators też były umiejętnie poskładane. Polecam czekając na „Emergency Room Vol. 2”, tym razem ma się ukazać wraz z DVD.

Płyta w fajnej kopercie z grubej tektury, w środku kupon pozwalający na ściągnięcie utworów w mp3 (w tym obu wcześniejszych singli).

nakład: 1034 kopie

MySpace

Strona Nominal

Strona Grotesque Modern

Teledysk

Zdjęcie OOP #2: czerwiec 2010 10

Homostupids - Night Deacon 7” EP (Fashionable Idiots)

Aby uniknąć oskarżeń o oryginalność lub (Boże broń!) kreatywność, Homogłupki wydały siedmiocalową epkę zawierającą ten sam utwór w dwóch wersjach (cichej i głośnej), trzecią już przeróbkę „Wild Weekend” graną na smyczkach oraz trzy nowe, jeszcze głupsze kawałki. Sprawa jest prosta: nie jest punk ten, kto nie lubi Homostupids. Do płyty dołączono teksty piosenek. O dziwo, prawdziwe (na singlu „The Edge” zespół wypisał fonetyczne brzmienia wokali, czyniąc je jeszcze bardziej niezrozumiałymi). Nie zanotowałem także żadnych wulgarnych ilustracji na okładce czy po obus stronach płyt. Rodzice dzieci i młodszej młodzieży mogą odetchnąć spokojnie.

nakład: 800 kopii

MySpace

Strona labelu

Zdjęcie OOP #2: czerwiec 2010 11

Slavescene - Fuck Off Away From Me 7” (Deranged)

Bardzo, bardzo ciężki noise-HC, nagrany przez ludzi wcześniej gających w Cult Ritual. Muszę przyznać, że takich dźwięków CR nie osiągnęli. Porównuje się ich do Drunkdriver i jest to z wszech miar słuszne. Kawałek tytułowy trwa trzy minuty, B-side prawie dwie. To jest nie tyle granie riffów co wachlowanie dźwiękiem. Na winylu wydano niedawno także ich demo, „Heaven Only Knows”. Jeszcze go nie słyszałem ale raczej będę musiał. Po takim singlu...

nakład: 800 kopii (500 na niebieskim winylu, 300 drugiego tłoczenia na czerwonym)

Strona labelu

Zdjęcie OOP #2: czerwiec 2010 12

Total Abuse - Mutt LP/CS (Post Present Medium/Breathing Problem Production)

Wrażenie po lubelskim koncercie - ale szczawie! Członkowie Total Abuse wyglądają, jakby dopiero skończyli dwudziestkę. I w takim wieku nagrywają swoje „Damaged”. Nawet wzorem Flagsów wrzucili na obie strony płyty dwie części najbardziej sfrustrowanego kawałka, tutaj nazwanego „Secret Passage”. Kompletny brak przebojów pokroju „Writing On The Wall”, chwytliwość zastąpiona frustracją, bardzo szorstkie brzmienie. Do LP dołączono zin i kupon pozwalający na ściągnięcie płyty w mp3. Kaseta zawiera dwa kawałki („Buried” i „14 Years Old”) w innej wersji niż winyl.

nakład: 1000 kopii winyla (100 białych, 900 czarnych), 100(?) kopii kasety

Strona Post Present Medium

Strona Breathing Problem Production

Zdjęcie OOP #2: czerwiec 2010 13

Drunkdriver - Drunkdriver LP/CD (własnym sumptem)

Pośmiertny album grupy (dość sławne w podziemnym światku stały się powody rozpadu zespołu) i jednocześnie magnum opus. Po niezłej pierwszej EP-ce, mocnym albumie na Parts Uknown, dwóch singlach (genialny „Fire Sale”) i dwunastocalówce nagranej z Mattinem, dostajemy wszystko to samo, ale podkręcone jeszcze głośniej. Brzmienie gitary jest kompletnie pocięte flangerami, główny krzykacz wydziera się jakby go ze skóry obdzierali. Plus zespół aspiruje do epickości - posłuchajcie jak rozwija się „The Quality Of My Life”.

Album miał wydać Load, ale po wytłoczeniu nieokreślonej liczby kopii CD porzucili nakład. Później mieli je wydać Parts Unknown, aż wreszcie zespół zdecydował się wytłoczyć i wydać płytę we własnym zakresie. By zamówić płytę, piszcie na adres mailowy zespołu podany powyżej. Między nami mówiąc - zostało im jeszcze kilka CD ze zlikwidowanego nakładu, sprzedają je po piętnaście dolców.

nakład: 1000 kopii winyla (+zlikwidowany nakład CD i testowych tłoczeń na Load)

MySpace

Zdjęcie OOP #2: czerwiec 2010 14

Hot Guts - Ballad Of Jon Simon 7” (Badmaster/Suicide Tax)

Ciekawie nagrany singiel. Z gitary bardziej słychać dudnienie niż akordy. Przez to jakimś cudem przebijają się mamrotane wokale. Dwa kawałki z singla to powolny dirge-punk w stylu tegorocznego albumu Balaclavas (ale bez niepotrzebnych dance remiksów). Środkowy „Abandon At Leisure” idzie w dziwny synth-noise, brzmiący jak Twin Crystals lub Clipd Breaks. Mroczna rzecz, ale bez choćby krztyny żałosnej gotyckości. Czarny winyl, kserowana okładka, minimalna ilość informacji o płycie. I między innymi przez to nadal nie wiem kim jest lub był ten cały Jon Simon.

nakład: 300 kopii (+ dodatkowe tłoczenia, na temat których danych brak)

MySpace

Strona labelu

Zdjęcie OOP #2: czerwiec 2010 15

Abner Jay - Folk Song Stylist LP (Mississippi)

Druga kompilacja nagrań jednoosobowej orkiestry Abnera Jay na kontrowersyjnym labelu (chodzą słuchy, że Mississippi podkradają materiał innym wytwórniom bootlegowym). Tym razem zebrano nagrania z lat 1964-1973. Tytuł może być nieco mylący, albowiem standardy folkowe stanowią tylko połowę utworów na płycie. Reszta to inne wersje pieśni zebranych na „True Story Of Abner Jay”.

Rzecz zaczyna się singlową wersją „Depression”, ze znakomitą dodatkową instrumentacją. Później następuje przepiękne wykonanie angielsko-szkockiej pieśni „Lord Randall” i kilka kawałków o tematyce społecznej. Strona B to znów głównie standardy: „Cotton Fields”, „Shenandoah” i kończący całość „Swing Low, Sweet Chariot”. Znakomita jest elastyczność nagrań - Jay miejscami brzmi jak pastor w trakcie kazania, innym razem jak uliczny grajek błagający o pracę w czasach kryzysu. Do standardów artysta podszedł w sposób bardzo oszczędny, posłuchajcie „Lord Randall” czy ostatniego utworu. Góruje w nich mocny i niezwykle smutny głos Jaya.

Do płyty dołączono autopromocyjną ulotkę dotyczącą autora i zdjęcie. Dzięki takim wydawnictwom można się dowiedzieć, jak za pomocą czterech kończyn i pary płuc tworzyć znakomitą muzykę. Wokalistom radzę robić notatki.

nakład: brak danych

Strona Honest Jon's (europejski dystrybutor płyty)

Zdjęcie OOP #2: czerwiec 2010 16

Sparkling Wide Pressure - Facing The Nothing World CD-R (Stunned)

Frank Baugh jak zwykle znakomity. Niepokojący i niewesoły drone, tym razem z dużą ilością gitary. Utwory cały czas ewoluują, w tle eksploracji gitarowych pojawiają się zniekształcone głosy, oddechy. Płyta nie tyle kończy się, co przez ostatnie kilkanaście minut rozpada.

Album wydany w pięknie zrobionej ofoliowanej saszetce. W momencie kiedy to piszę, jest niedostępna u wydawcy, ale sam autor ma jeszcze kilka kopii do sprzedania (sprawdźcie distro Kimberly Dawn).

nakład: 111 kopii

MySpace

Strona labelu

Zdjęcie OOP #2: czerwiec 2010 17

Stephen David Heitkotter - Heitkotter LP (Time-Lag)

Wznowienie legendarnego albumu nagranego w roku 1971, dosłownie na chwilę przed zamknięciem artysty w szpitalu psychiatrycznym. Legenda głosi, że Heitkotter zaszył się w studio i nagrał ten album w kilka dni bez niczyjej pomocy. Dość powiedzieć, że schizofrenia jest słyszalna. Strona A to rozpadający się w oczach (uszach) pierwszy kawałek i monolityczne choć zrezygnowane „I Don't Mind”. Stronę B przesłania prawie kwadrans zestrojonego i kanciastego jamu pt. „Fly Over The Moon”. Posłuchajcie zresztą samej końcówki albumu, nie bardzo udaje się uciec od kontekstu historyczno-medycznego.

W oryginale płyta ukazała się w oszałamiającym nakładzie 24 kopii, które brat Heitkottera (bez jego wiedzy) rozesłał po kalifornijskich rozgłośniach radiowych. Teraz Time-Lag wznawiają album na grubym, 180-gramowym winylu, w białej kopercie z ręcznie stemplowanym tytułem. Zarzekają się przy tym, że nie będzie wznowienia ani wersji cyfrowej.

nakład: 1000 kopii

Strona labelu

Zdjęcie OOP #2: czerwiec 2010 18

Bong - Gilgamesh Lives CD (Blackest Rainbow)

Pięć słów: prima sort brytyjski drone-doom. Aliteracja: narkotyczne, narastające, narzucające się raga. Dwa kawałki nagrane na żywo. 50 minut. Wybrałbym ich koncert zamiast SunnO))) bez względu na czas i szerokość geograficzną. Płyta jest dedykowana czyjejś pamięci, ale nie mam wystarczającej wprawy w czytaniu runicznej czcionki by przytoczyć imię tej osoby.

nakład: 1000 kopii

MySpace

Strona labelu

Marek J. Sawicki (23 czerwca 2010)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: piiiiii
[5 września 2010]
lol, jaka niechęć tu na dole
Gość: marek
[28 czerwca 2010]
brakuje informacji o Magic Lantern/Sun Araw:
nakład: 500 kopii CD, 700/800 kopii LP

o, łachecki. jak idzie bronienie indie rocka?
tysiąc to za dużo. za miesiąc będzie płyta sztuk dwadzieścia.
przy okazji, zapytaj porcysowego sawickiego o koncept jego recenzji fleet foxes. poziom skacze przez okno prosto z fotela.
Gość: lukaszlachecki
[28 czerwca 2010]
czy ja wiem czy 1000 egzemplarzy to tak mało ;)

Ale ciekawy artykuł, to znaczy nie czytałem, ale jakiś Sawicki w redakcji to zawsze jest poziom wyżej
Gość: dude
[27 czerwca 2010]
zapal czytelnikow minol jesli chodzi o komentarze..
i tu kilka cytatow np. "a to polska wlasnie" (radio maryja) albo " za duzo dzwiekow" (anna mucha)
iammacio
[24 czerwca 2010]
@Puffy Aureolas

James Chance chyba im błogosławił! miłe.
niego
[24 czerwca 2010]
Masa świetnych rzeczy! Puffy Aureolas jaram się od pewnego czasu - nawet Pavarotti nie zepsółby uroku "I fell alright".

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także