The Afghan Whigs

Zdjęcie The Afghan Whigs

Rok zdaje się był 1994, Sopot, festiwal Marlboro Rock In... Gwiazdą pierwszego dnia Radiohead, drugiego Afghan Whigs, a trzeciego... Kult. Z patriotyczną radością redaktor Stefanowicz z Tylko Rocka donosił, że najcieplej przyjęto Kazika i zespół. Greg Dulli lekko zdeprymowany chłodnym przyjęciem publiczności powiedział podobno "My jesteśmy zespołem który NIE gra Creep". Tak właśnie polska wspaniała publiczność przyjęła dwa znakomite zespoły, z których jeden okazał się być najważniejszym angielskim zespołem dekady, natomiast drugi... no cóż, Afghan Whigs, chwaleni nieustannie przez krytyków, nigdy nie przyciągnęli szerszego grona słuchaczy, nawet kiedy już grali ku radości fanów Creep (oczywiście był to cover soulowego TLC a nie Radiohead ). No ale zanim nastąpił soul, to jak zwykle jak to na początku bywa był punk.

Mniejsza o legendarne początki zespołu (spotkanie w więziennej celi Dulliego i gitarzysty McColluma, basista John Curley miał być dostarczycielem narkotyków dla zespołu...), które dementował Curley, przyrównując je do opowieści biblijnych, faktem jest że w 1988r. ukazała się wydana własnym sumptem płytka "Big Top Halloween" (Whigs jak większość amerykańskich punkowców pochodziła z dobrych, całkiem porządnych domów amerykańskiej klasy średniej). Płyta, której członkowie zespołu się wstydzą, podobno do tego stopnia, że trzymają paręset egzemplarzy wydawnictwa, sprzedając tylko od czasu do czasu za całkiem niezłe pieniądze... No, ale wstydzić specjalnie się czego nie mają, więc pewnie chodzi tylko i wyłącznie o kasę, swoją drogą internet musiał trochę popsuć biznes... Zaczyna się bardzo obiecująco, "Here Comes Jesus" zdaję się być zapowiedzią tego, co zespół będzie grał - krótkie, rwane dźwięki gitary, jest ostro, ale jednocześnie melodyjnie. Nie będzie specjalnego szoku jeśli posłuchać obok siebie "Here Comes Jesus" i "Something Hot" z późniejszego o 10 lat "1965", zmieniła się oczywiście produkcja, w tle zamiast drugiej gitary pojawia się pianino, no i tekst nieco bardziej optymistyczny, ale słychać że to jeden i ten sam zespół... Później na "Big Top Halloween" już różnie z jakością utworów, niektóre nie odstają od tych z późniejszego "Up In It" ( 3 z nich zresztą na nią trafiły), ale trafiają się też akcenty niezamierzenie humorystyczne, jak "Life in a Day", czyli Whigs grają punk-country, no i pojawia się pierwsza, nieudana jeszcze ballada ("But Listen"). Niemniej płyta zostaje zauważona, i to oczywiście przez Sub Pop, który sprowadza zespół z Cincinatti do swojej stajni.

Kolejną płytę "Up In It" wyprodukowaną przez Jacka Endino, otwiera udoskonalona wersja "Here Comes Jesus" -"Retarded". Dla piszącego te słowa niezbadane są wyroki boskie ( a także nastolatków ) - piosenka równie dynamiczna i porywająca jak "Smells Like Teen Spirit", no ale oczywiście przechodzi niezauważona (pewnym wytłumaczeniem jest fakt że Dulli nie jest blondynem), no i było to rok przed wybuchem grunge-wego szaleństwa związanego z Nirvaną (płyta ukazała się na początku 1990r). Płyta bardzo udana, Dulli w tekstach nie zajmuję się jeszcze wyłącznie swoimi problemami uczuciowymi (dopiero potem wrażliwy facet z niego się zrobi...). W tym okresie Whigs zaczynają robić bardzo wkurzającą dla polskiego odbiorcy rzecz, mianowicie upychają znakomite utwory wyłącznie na singielkach. "I am the Sticks" ukazało się na szczęście na późniejszych wydaniach "Up In It", nie dostąpił tego zaszczytu niesamowity "Sister Brother", którego przetworzony fragment rozpoczyna następny album Afghan - "Congregation". To już jeden z tych albumów, który pretenduje do miana najlepszego w dyskografii (dla ułatwienia dodam, że tych albumów jest 4...).To chyba najrówniejszy album w historii Afghan, a na pewno najciekawsza okładka... Dalej jest ostro, a przy tym coraz bardziej melodyjnie, apogeum melodyjności następuje na wysokości coveru z rock-opery "Jesus Christ Superstar" - "The Temple" redaktorzy Tylko Rocka wybrali nawet do setki ich zdaniem najlepszych utworów w historii rocka, no ale jak już pisałem dziennikarze w przeciwieństwie do fanów zawsze kochali Afghan... A z wyborem "The Temple" można się spierać, na samym "Congregation" znalazłoby się parę fajniejszych kawałków, choćby "I am her Slave", "Turn on the Water", "Conjure me"...no i tak można 70 % albumu wymienić, co wcale nie oznacza że "The Temple" jest złym utworem... Z nowości mamy jeszcze pierwszą udaną balladkę Dulliego ("Tonight"), no i jedyny w historii Whigs hidden track ("Milez iz ded", z uroczym refrenem "Don"t forget the alcohol, ooo baby"). Tekstowo Dulli popada w paranoję coraz bardziej, ale jeszcze z dziewczyną nie zerwał, więc nadal teksty czasem nie są o miłości. No i jak zwykle fajny utworek na b-stronie singla, tym razem mroczne "Delta Kong". Płyta odnosi umiarkowany sukces ( jak na zespół z Seattle ) ale z zespołem podpisuje kontakt Elektra. Jednocześnie do głosu coraz bardziej dochodzi miłość zespołu do soulu, i pożegnalną płytką dla Sup Popu jest "Uptown Avondale", wypełnione przeróbkami banalnych utworów soulowych. I chyba od tego momentu covery stają się elementem charakterystycznym Whigs...No i okazuje się, że opatrzone w gitarową ścianę dźwięku piosenki Ala Greena, czy The Supremes to całkiem niezłe rockowe kawałki. Nieszczęsne "Beware" trafiło na płytę towarzyszącą pseudo-horrorowi pod tytułem "Blair Witch Project", co świadczy o tym, że zespół ma całkiem niezłe układy w biznesie muzycznym, jako że piosenka traktuje o miłości... A utwór swoją drogą bardzo dobry, leniwa gitara jest tłem dla leniwego śpiewu Dullego o tym, jak to z miłością i przyjaźnią różnie bywa. Na szczęście wykonując covery Afghan zawsze robią to z lekkim przymrużeniem oka, co jest odmianą w stosunku do płyt ( z wyjątkiem "1965") gdzie Dulli jak najbardziej serio roztrząsa problemy własne i otaczającego go świata.

Debiutancka płyta dla Elektry - "Gentlemen" - okazała się być największym sukcesem komercyjnym zespołu - sprzedało się jej ... ponad 200 000. Mało to czy dużo - fakt, że szefowie wyrzucili zespół dopiero jak "Black Love nie przekroczyło 100 000. To był okres kiedy zespół pojawiał się w MTV, jakimś tam przebojem było "Debonair", czyli tak naprawdę kolejne, jeszcze bardziej przebojowe wcielenie "Here Comes Jesus". Płyta zdaje się jest powszechnie uważana za najlepszą, z czym akurat się nie zgadzam, jakkolwiek szybsze numery jak zwykle są bardzo dobre, to balladki, może z wyjątkiem "Be Sweet" ze sztandarowym tekstem Dullego ("I got a dick for a brain, and my brain is gonna sell my ass tonight"") są lekko nudnawe... Co gorsza zaczynają się psuć też single grupy, oprócz kolejnego znakomitego coveru The Supremes ("My World is Emtpy Wihout you"), nic specjalnego się nie dzieje... Whigs zaczynają grać balladki soulowe, a to już nie jest tak porywające... Niemniej kolejny album grupy, wydany w 1996 "Black Love" prezentuje się całkiem dobrze. Krytykowany przez niektórych jako zbyt mroczny, utrzymany jest w konwencji filmu (concept album?), poświęcony jest oczywiście związkom męsko-damskim, ale to już norma od "Gentlemena". Udało się napisać Dulliemu parę przyzwoitych utworów spokojnych, i ta passa już go nie opuści, niewątpliwie z każdą płytą wyostrzał się zmysł pisania melodii. Do tego jak zwykle przebojowe utwory szybsze (teledysk do "Honky"s Ladder" widziałem TVP2!), no i całość zachwyciła na przykład znanego polskiego piosenkarza Artura Rojka (i pomyśleć że "Miłość w czasach popkultury sprzedała się 3 razy lepiej niż "Black Love"). Nieco złagodniało jak zwykle brzmienie, ale o rewolucji nie ma co mówić... Dulli zaangażował się w projekty filmowe, między innymi odpowiadał za ścieżkę dźwiękową do filmu "Beautful Girls", gdzie umieścił między innymi dwa premierowe utwory Whigs (tzn. oczywiście covery...). I znów byłem zszokowany, bo teledysk do "Can"t Get Enoguh of your Love, Babe" wypatrzyłem kiedyś w programie prowadzonym przez niejakiego Romana Rogowieckiego w TVP1...Dziwne to były czasy, ale trzeba powiedzieć, że na brak promocji szczególnie w Polsce Whigs nie mogli narzekać. W Rmf-e puszczano ich nawet ich piosenki z singli, no ale trzeba przyznać, że te tym razem się udały - między innymi wspomniany Creep z repertuaru TLC. Oczywiście na nic się to nie zdało, oprócz tego może że niżej podpisany został ich fanem, i zespół został porzucony przez wytwórnię. Dullemu w między czasie zdążyła się znudzić gitara elektryczna, więc nagrał na boku płytę Twilight Singers z udziałem między innymi Shawna Smith"a z m.in. Brad, Baretta Martina ze Screaming Trees, i kolesi dresiarzy z tanecznego zespołu Fila Brazilla. (Słowo dresiarz nie ma tu wydźwięku negatywnego, na wyspach ludzie tak się ubierają zdaje się). No ale najpierw wbrew chronologii nagrywania ukazała się kolejna płyta Afghan, płyta z zupełnie innej bajki. Wydała ją w 1998 Columbia, która, jak ktoś złośliwy napisał, z niewiadomych przyczyn podpisała kontrakt z zespołem. Płyta nagrywana w Nowym Orleanie, orkiestra, czarna panienka na wokalu, Dulli na prozacu, jakby nieco wyluzowany, w rezultacie powstała jakby płyta z coverami soulowymi, z tym że tym razem te wszystkie piosenki napisał sam zespół. Coż, jeśli ktoś kocha zgiełk i niepokój "Congregation" i nie trawi muzyki nie opartej na brzmieniu gitary, to nie polubi tej płyty. Bo to Afghan grający pop-rock, najostrzejszym utworem jest otwierający "Something Hot". Ale jak już napisałem wyżej Dulli nauczył się pisać ładne spokojne melodie, i to moim zdaniem ratuje płytę... Ale zdanie to podzieliło niewiele osób, sprzedaż płyty przekroczyła zaledwie 50 000... Zespół zaprzeczał plotkom o rozpadzie, twierdził, że przygotowuje się do nagrania nowej, ostrzejszej płyty... Jednak w końcu, latem 2001, zespół wydał oświadczenie o rozpadzie... Oficjalnie chodziło o różnice ,hm, geograficzne, utrudniające wszelakie prace... Nieoficjalnie... Nieważne... Po 8 latach od koncertu w Sopocie Radiohead jest na szczycie rockowego Panteonu, Kult jak zwykle ma się całkiem nieźle, a Whigs są pamiętani przez garstkę wiernych kibiców. Dlaczego? Wszystko pewnie przez wokalistów, Dulli nie był aż tak przystojny jak Yorke, nie był aż tak charyzmatyczny jak Staszewski, a co gorsza śpiewał nie te Creep co trzeba...

Afghan (6 lipca 2003)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także