Najciekawsze płyty nieanglojęzyczne 2019

Jeden z moich bliskich przyjaciół napisał niedawno w swoim tegorocznym podsumowaniu, że globalny i nieograniczony dostęp do każdej muzyki na świecie to błogosławieństwo i przekleństwo zarazem. Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić: chęć przesłuchania wszystkiego, co zapowiada się ciekawie, a także wszystkiego, co wypada znać, tylko po to, aby być na bieżąco, może czasami frustrować. Od przybytku głowa nie boli, ale kto z nas nie robił sobie czasem kilkudniowych przerw od słuchania muzyki tylko po to, aby się zresetować i zatęsknić nieco z nowymi rytmami i melodiami?

Masowa konsumpcja kultury nie jest zła, jeśli wywołuje w nas pozytywne emocje; jak dobrze wiemy z psychologii, im częściej robimy coś przyjemnego, tym mniej przyjemne się to staje (potrzebujemy bowiem silniejszego bodźca). Jeśli dołożymy do tego fakt, że pewnych albumów słuchamy kilkukrotnie, w wielu codziennych sytuacjach nie jesteśmy w stanie słuchać muzyki, jak i fakt, że nie zawsze jest to wskazane, stajemy przed problemem odpowiedniego doboru słuchanych rzeczy. Problem ten w gruncie rzeczy jest problemem socjologicznym: to, co znajdujemy, zależy w tej samej mierze od naszych metod, jak i od specyfiki danego zjawiska muzycznego – zespołu, gatunku, płyty. Truizmem będzie powiedzieć, że każde dzieło spotyka się z jakimś odbiorem (względnie jego brakiem), aczkolwiek to właśnie od odbioru danego dzieła przez pierwszych słuchaczy zależy, czy w ogóle po nie sięgniemy. Na sam odbiór wpływa w dużej mierze to, czy słuchacz potrafi się do danego dzieła odnieść. Odniesienie takie na pewno jest łatwiejsze jeśli słuchacz rozumie, o czym na danym albumie się śpiewa (o ile w ogóle się śpiewa). I tak dochodzimy do clou całego wywodu – języka.

Nie da się ukryć, iż obecnie językiem międzynarodowym jest język angielski i to właśnie tworząc w tym języku mamy większą szansę globalnie zaistnieć. Otaczająca nas kultura jest mocno zamerykanizowana – nie sposób ogarnąć wszystkiego, co powstaje w Stanach Zjednoczonych, a przecież jest jeszcze Wielka Brytania, Francja, Hiszpania, Polska... No właśnie: słuchamy polskiej muzyki, rozumiemy ją, doceniamy, ale trudno jednoznacznie stwierdzić, że muzyka wykonywana w języku polskim jest szczególnie popularna poza granicami naszego kraju (chociaż były wyjątki). Jednak w prawie każdym kraju istnieje jakaś lokalna scena i na każdej da się znaleźć jakieś perły: czy warto kopać głębiej w ich poszukiwaniu? Moim zdaniem tak – ot, choćby po to, by przekonać się, jak muzyka wykonywana w danym języku brzmi. Z tego wszystkiego powstała subiektywna lista najciekawszych ubiegłorocznych muzycznych odkryć spoza kręgu anglosaskiego.

Zdjęcie Najciekawsze płyty nieanglojęzyczne 2019 1

ba. – H8

Nasza podróż dookoła świata zaczyna się całkiem niedaleko, bo tuż za naszą północną granicą – w Wilnie. To tam parę lat temu narodziła się niezalowa grupa o nietypowej nazwie ba., która w maju wypuściła swój drugi album o równie nietypowym tytule „H8”. Prezentują na niej nowoczesne podejście do alternatywnego rocka: z jednej strony mamy tu typowo podkręcone gitary, zadziorny i melodyjny zarazem wokal oraz kilka naprawdę chwytliwych melodii, ale można wyłapać również mocne inspiracje dokonaniami Deftones („Savo”). Paradoksalnie, to właśnie ten fakt stanowi o odmienności i oryginalności „H8”. Grupa, chcąc zachować balans między bardziej konwencjonalnym, modernrockowym graniem a ciężkością i emocjonalnością serwowaną przez ekipę Chino Moreno, wypracowała własny styl, który bardzo dobrze współgra ze specyficznym brzmieniem języka litewskiego. „H8” nie jest idealne, ale jest po prostu ciekawe.

Posłuchaj >>

Zdjęcie Najciekawsze płyty nieanglojęzyczne 2019 2

Eevil Stoo – Internetil ei oo tunteit EP

Fiński raper wydał w 2019 zarówno longplay, jak i EP-kę: ta druga jest znacznie bardziej warta uwagi. Nie żebym rozumiał o czym Eevil Stoo rapuje – tego nie zamierzam jakkolwiek oceniać – jednak jest faktem, że spokojne, newschoolowe bity świetnie płyną wraz ze specyficznym „grubym” flow Tommi'ego Liikki stojącego za tym projektem. Wspomniane cztery utwory stanowią dosyć niespokojną całość, ale jednocześnie intrygują słuchacza na swój sposób. Nie będzie nadużyciem stwierdzić, iż „Internetil ei oo tunteit” stanowi wysoce jakościowe przedłużenie zawartości wydanego w 2016 „Iso vauva Jeesus”.

Posłuchaj >>

Zdjęcie Najciekawsze płyty nieanglojęzyczne 2019 3

Elnio Rago Miskas – Samano Dukte

Grupa Zilvinasa Alisauskasa wypuściła w 2019 swój debiutancki album, z którym warto się zapoznać, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę fakt, iż grupa w swej twórczości garściami czerpie z dorobku psychodelicznego indie grania. Jest w tym trochę retromanii, trochę shoegaze'u, a trochę post-punku, co daje w efekcie dosyć różnorodne kompozycje: jedne szybkie i energetyzujące („Garo Masina”), inne bardziej refleksyjne („Zvaigzde”). Ekipa nie stroni również od ciekawych solówek (w końcu psychodelia), a także mniej oczywistych metod budowania struktur utworów. Podobnie jak w przypadku ba. mamy tu do czynienia z patentami raczej znanymi, jednakże w autorski, oryginalny sposób zunifikowanymi.

Posłuchaj >>

Zdjęcie Najciekawsze płyty nieanglojęzyczne 2019 4

Danheim - Hringras

Jeśli ktoś płacze po trylogii Runaljod, a „Skald” niezbyt mu siadło, może zawsze zacząć słuchać Danheima. Mroczny, uduchowiony nordycki folk nie jest może gatunkiem, w którym da się jakoś szczególnie grzebać, ale moim zdaniem wymaga on niebywałego wręcz poczucia stylu, aby nie popaść w nudę i banał. Danheimowi się to udało: „Hringas” brzmi w efekcie jak modlitwa północnych berserkerów przed bitwą.

Posłuchaj >>

Zdjęcie Najciekawsze płyty nieanglojęzyczne 2019 5

Fedrespor – Fra en vugge i fjellet

Z Fedresporem jest podobnie jak z Danheimem – to dokładnie ten samym typ muzyki, więc jeśli komuś po zapoznaniu się z dziełem Duńczyka jest ciągle mało, niech włączy „Fra en vugge i fjellet” i odpłynie raz jeszcze. Skądinąd mamy tu do czynienia z muzyką, która przywodzi na myśl bardziej wiejskie, niźli wojenne skojarzenia, motyw modlitwy zostaje jednak bez zmian. Nie jest w końcu tajemnicą, że i o zbiory można się modlić.

Posłuchaj >>

Zdjęcie Najciekawsze płyty nieanglojęzyczne 2019 6

La Femme d'Argent – Muro de Planc

Ok, hiszpański nie jest najbardziej dyskryminowanym językiem świata, niemniej jednak uważam, że warto odbyć te jedną, krótką (trwającą zaledwie 24 minuty), mentalną podróż do Argentyny. Jestem przekonany, iż krążek ten przekona wszystkich miłośników grania w stylu nowszych albumów Brodki (nawet wokal momentami wydaje się być podobny). Najmocniejszy punkt całości? „Salvo”, decydowanie.

Posłuchaj >>

Zdjęcie Najciekawsze płyty nieanglojęzyczne 2019 7

Heilung – Futha

O tej grupie było przez chwilę było głośno. Trudno się temu dziwić – w przeciwieństwie do wcześniej już wspomnianych Danheima i Fedresporu, Heilung eksperymentuje na żywej tkance nordyckiego folku. W tym przypadku kompozycje są zdecydowanie bardziej minimalistyczne, z silnym naciskiem na wokal, w zasadzie przypominające klimatem to, co gra (sic!) rosyjska Arkona. Sęk w tym, że Heilung nie korzysta z gitar. Strzelam jednak, że gdyby Rosjanom te gitary zabrać, brzmieliby podobnie. Z drugiej strony minimalizm Duńczyków cieszy, szczególnie jeśli zwróci się uwagę na fakt, iż mimo długości i względnej powtarzalności pewnych patentów płyta ani przez chwilę nie nudzi; zbyt rozbuchane w środkach wyrazu kompozycje raczej by tu nie pasowały.

Posłuchaj >>

Zdjęcie Najciekawsze płyty nieanglojęzyczne 2019 8

Metsatoll – Katk Kutsariks

Ktoś ma ochotę na folk metal? Proponuję zatem zapoznać się z estońską grupą Metsatoll i ich ubiegłorocznym „Katk Kutsariks”. Nie jest to może najbardziej odkrywcza rzecz na świecie, ale za to potrafi ona ująć klimatem. Buduje go w dużej mierze specyficzne, twarde brzmienie języka estońskiego, które idealnie pasuje do tego typu muzyki. Najlepiej słyszalne jest to w „Ballad Punastest Paeltest”: utworze, który w jakiś przedziwny sposób skojarzył mi się z kowalskim rzemiosłem i wykuwaniem oręża; taka dźwiękowa apoteoza tej ciężkiej i jakże niedzisiejszej pracy. Zastanawiam się tylko, czy moje skojarzenia mają w tym przypadku jakikolwiek obiektywny sens.

Posłuchaj >>

Zdjęcie Najciekawsze płyty nieanglojęzyczne 2019 9

Msylma – Dhil-un taht shajarat al-Zaqum

Dzieło Msylmy jest chyba najbardziej eksperymentalnym krążkiem w tym zestawieniu. Melorecytacje arabskiej poezji to jedno, ale tracki na których się to odbywa, to już zupełnie inna historia. W większości pozbawione perkusji, hałaśliwe, skrzeczące, minimalistyczne podkłady tworzą mocno intrygujące słuchowisko. Jest w tej płycie coś z dokonań Arki, jednakże Msylma, w przeciwieństwie do Ghersiego, wykazuje jeszcze większą radykalność brzmienia. Próżno szukać tu zalążków zalążków chwytliwości, jest za to chaotyczne tło i natchniony quasi-śpiew. Nie każdemu się to spodoba, ale – czego jestem pewien – nie sposób przejść obok tej osobliwości obojętnie.

Posłuchaj >>

Zdjęcie Najciekawsze płyty nieanglojęzyczne 2019 10

Ukandanz – Yeketelale

Na „Yeketelale” dzieję się rzeczy bardzo osobliwe, nawet jak na etiopski jazz. Od pierwszych minut słychać, że wokal płynie jakby obok muzyki, w żaden sposób z nią nie kolidując, ale także niekoniecznie ją uzupełniając. Podkłady są mocno funkujące, momentami nawet swingujące, często również niezbyt spójne rytmicznie. Słychać ponadto, iż grupa lubi czasami skorzystać z syntezatora, a także nie boi się ani hałasu, ani progresji. Choć na kartce nie wygląda to jak przepis na sukces, coś w tej muzyce jest, co sprawia, że aż do samego końca walczy ona słuchaczem, by ten wreszcie zaakceptował jej odmienność.

Posłuchaj >>

Zdjęcie Najciekawsze płyty nieanglojęzyczne 2019 11

Vehemence – Par Le Sang Verse

Francuzi skutecznie udowadniają, że ich język całkiem dobrze pasuje do black metalu (w każdym razie tego bardziej melodyjnego): przy odpowiednim sposobie ekspresji potrafi on brzmieć odpowiednio szorstko. A że tu i ówdzie ekipa umieściła urokliwe, średniowieczne, folkowe przerywniki, to tym lepiej dla nas. Ów język nieczęsto ma okazje wybrzmieć w czasie trwania tych spokojniejszych fragmentów, lecz gdy już do tego dochodzi, spisuje się całkiem zacnie.

Posłuchaj >>

Zdjęcie Najciekawsze płyty nieanglojęzyczne 2019 12

Vilkduja – Purvinas Ir Sventas EP

Na Litwie od wielu lat istnieje silna, niezalowa scena industrialno-neofolkowa o silnym zabarwieniu lo-fi: Vilkduja jest jednym z jej głównych przedstawicieli. I chociaż odnoszę wrażenie, iż najlepsze lata ma on już za sobą, to powinien się tutaj znaleźć za sam fakt nagrania tak dobrego, new wave'owego kawałka jak „Nebetilps”: dosyć szybkie tempo, surowe, minimalistyczne brzmienie, rozklekotane gitary i hałaśliwa końcówka; w zasadzie nic czego Vilkduja by już wcześniej nie nagrał, ale nadal brzmi znakomicie!

Posłuchaj >>

Zdjęcie Najciekawsze płyty nieanglojęzyczne 2019 13

Дима Бамберг - Вторая собака

Schokk, rosyjski raper na emigracji, postanowił nieco poeksperymentować w 2019 roku. Konsekwencją tego stał się porywający, niezwykle melodyczny i silnie zapadający w pamięć album pt. „Vtoraya Sobaka”, mieszczący się gdzieś na skrzyżowaniu hip-hopowych nawijek, punkowych gitar i new wave'owych synthów. Wprawdzie znajdują się tutaj również bardziej konwencjonalne i znacznie wolniejsze, typowo hip-hopowe momenty, jednak nie ma ich tutaj jakoś szczególnie dużo, a gdy już się pojawiają, to są na tyle umiejętnie wplecione w resztę konwencji, że zwyczajnie stanowią one niezwykle potrzebne momenty wytchnienia od pędu, jakim częstuje nas Dima. Trzeba jednak mieć w sobie bardzo dużo wewnętrznego uporu, aby nie dać się porwać przez ów pęd. W moim odczuciu „Vtoraya Sobaka” ma ogromny potencjał koncertowy, tylko szkoda, że najprawdopodobniej nigdy nie będzie mi dane go odkryć.

Posłuchaj >>

Grzegorz Mirczak (21 stycznia 2020)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: grandelezier
[21 stycznia 2020]
Dzięki! Zawsze cieszą te spojrzenia w nieoczywiste strony.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także