Komentarz: Jak polski producent podbił Grammy

Zdjęcie Komentarz: Jak polski producent podbił Grammy

W wielu polskich serwisach internetowych, telewizjach śniadaniowych i pewnie również w „Teleekspressie” dostaniecie dziś newsa o niezwykłym sukcesie polskiego producenta muzycznego, który podbił Hollywood dzięki swojej współpracy z zespołem Fun. Bez specjalnego researchu jeszcze przed południem potknąłem się o trzy takie teksty. Klepią je wszyscy jak leci: od groteskowych zazwyczaj „pudelków dla mężczyzn”, poprzez mainstreamowe portale informacyjne, po teoretycznie poważniejsze serwisy mediów publicznych.

Co w tym wszystkim bulwersuje? Chyba nawet nie niekompetencja, co bardziej skala lenistwa redaktorów przeklejających od siebie tego wystrzałowego newsa. Jest wprost niebywała. Wystarczą dwa kliknięcia, by zweryfikować i nie powtarzać więcej czegoś, co po prostu nie ma żadnego związku z rzeczywistością: Paweł Sęk nie jest producentem piosenki „We Are Young”. Koniec, kropka. Był realizatorem nagrania i generalnie w takiej to roli – engineer – faktycznie odnosi w pop-branży znaczne sukcesy, bo za takie należy uznać pracę przy multimilionowych produkcjach Taylor Swift, Fun. czy duetu Jay-Z & Kanye West. Jednak żadne ze źródeł informujących o „liście płac” ostatniego albumu Fun. nie ma co do tego wątpliwości: Sęk niczego na tej płycie nie wyprodukował, w żadnym ze znaczeń, w jakim do tej pory rozumiano fakt „muzycznej produkcji” w popie.

Uporządkujmy zresztą fakty:

1. Paweł Sęk nie tyle był realizatorem płyty Fun., co jednym z OŚMIU realizatorów, jacy pracowali przy jej tworzeniu. Do tego doliczmy czterech producentów (w tym piątego od partii orkiestrowych, którymi ta płyta – o ile dobrze pamiętam – była dość upstrzona), paru fachowców od miksu, masteringowca i kilku asystentów. Daje to sztab ni mniej, ni więcej, tylko 21 osób w samej tylko ekipie produkcyjnej. Nie przeszkadza to pisać stronie Wyszło, że Sęk WYDAŁ PŁYTĘ FUN. Pochodzący z Przemyśla realizator sam chyba przyczynił się do nakręcenia tej medialnej mini-histerii. TVN-owi mówi np.: „To niesamowita trampolina, ostra jazda. To jest jak Oscar, ważna jest już sama nominacja”.

2. Fun. faktycznie otrzymali dwie nagrody. Niestety pod żadną z nich – nawet przy maksimum dobrej woli – nie może się podpisywać Sęk! Pierwsza to bowiem statuetka dla najlepszego nowego artysty, niezwiązana z samym procesem nagraniowym. Nagroda, dodajmy, dziwna, jak na wykonawcę, który debiutancki album wydał w 2009 roku. Drugie wyróżnienie dotyczy kategorii „Song of the Year”, której – jak zaznaczają wszelkie źródła – nie można mieszać z „Record of the Year” (ta trafiła do Gotye). Za Wikipedią: „Song of the Year” is also awarded for a single or individual track, but the recipient of this award is the songwriter who actually wrote the lyrics and/or melodies to the song. Thus, "song" in this context means the song as written, not its recording. Jeśli ktoś nie do końca zrozumiał: jest to nagroda dotycząca procesu songwritingu, honorująca kompozytora i autora tekstu, w ogóle bez związku z procesem nagrania, produkcji, aranżacji, czegokolwiek co dzieje się w studiu nagraniowym i z czym związek mógłby mieć Paweł Sęk.

Sęk, któremu oczywiście realizacji nagrań tak topowych twórców należy serdecznie gratulować, życząc sukcesów w przyszłości. Sęk w tym, że sukcesów REALNYCH, a nie informacyjnego szumu o zerowej wartości merytorycznej. Na przykład takich, jakie na tegorocznej gali Grammy odniosła Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Narodowej pod dyrekcją Antoniego Wita, która otrzymała nagrodę kategorii „najlepsze kompendium klasyczne” za płytę z utworami Krzysztofa Pendereckiego.

Kuba Ambrożewski (11 lutego 2013)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: iksińska
[13 lutego 2013]
Problem polega, moim zdaniem, na tym, że w oczach przedstawicieli "tradycyjnych" mediów (mam tu na myśli prasę, telewizję i radio), internetowe wersje popularnych kanałów tv czy gazet wciąż uchodzą za ich drugorzędne odpowiedniki. Lub za środki pośredniczące, mające na celu skierować odbiorcę do właściwej (niewirtualnej) wersji medium. W związku z tym informacje publikowane w internecie często są przygotowywane w pośpiechu, na kolanie. Brakuje nam w Polsce internetowego portalu informacyjnego pokroju BBC, który łączyłby wiarygodność ze świeżością publikowanej informacji. Być może nasi rodzimi dziennikarze obawiają się, że wskutek zmiany obecnego stanu rzeczy ich target masowo przeniósłby się do internetu?

Niby wszyscy doskonale wiedzą, że lekceważące podejście do internetowych mediów to swoiste zakłamywanie rzeczywistości, ale nie sposób zaprzeczyć, że nośniki starego typu wciąż wiążą się z pewnym prestiżem. Niekiedy niesłusznie, ale to już odrębna kwestia.
Gość: +
[13 lutego 2013]
Korea Północna
Gość: pszemcio
[13 lutego 2013]
nowy Papież Vs Grammy dla Polaka Vs Spotify w Polsce
Gość: american graffiti
[12 lutego 2013]
no dobra, nie chodzi o terminologię. faktycznie słowo abdykacja nie występuje w prawie kanonicznym. ale koniec o papieżach, bo jesteśmy na stronie muzycznej. odtrąbiono sukces Sęka, jak wiele rzeczy w tym kraju, bo Polacy są spragnieni sukcesów i docenienia "w świecie" jak gąbka wody. przynajmniej taka jest narracja medialna
Gość: Marcin
[12 lutego 2013]
Akurat papież nie może abdykować, może tylko się zrzec urzędu.
Gość: american graffiti
[12 lutego 2013]
Ech, media to jest banda osłów, którzy powtarzają za innymi to samo. Np. wczoraj wszyscy pie*rzą o drugiej abdykacji papieża w historii, a to guzik prawda, bo przed Benedyktem XVI abdykowało z ośmiu (mniej więcej, bo są pewne niejasności historyczne). Tak więc nie dziwi mnie to gadanie o Sęku i o "sukcesie" Orkiestry Symfonicznej
Gość: Marcin
[11 lutego 2013]
Heh, nawet nie słyszałem o żadnym Sęku, prawdziwe życie mnie omija.
Gość: anka
[11 lutego 2013]
no całe szczęście, że ktoś wreszcie coś na ten temat napisał, chociaż jeśli chodzi o informacje o nagrodach Grammy, to w głównych portalach ograniczają się one głównie do relacji o cyckach Katy Perry, stroju po szyję Beyonce czy o tym, że Chris Brown nie przyłączył się do owacji na stojąco dla Franka Ocean
marta s
[11 lutego 2013]
moim zdaniem akurat w tym przypadku chodzi o niewiedzę i bezmyślne przeklejanie (standard w pracy dziennikarza newsowca). ale też niestety mechanizmy, o których pisze paweł, są na porządku dziennym
Gość: PS nzlg
[11 lutego 2013]
nie należy, ja bardzo nad nimi ubolewam.
kuba a
[11 lutego 2013]
Znaczy, to jest podejście już skrajnie cyniczne - rozumiem, że Twoim zdaniem redaktorzy iluś tam portali świadomie napisali nieprawdę, żeby zwiększyć zainteresowanie artykułem. Sądzę, że zrobiło tak 10-20%, a reszta albo bezmyślnie to przekleiła, albo nie rozumie, jakie role pełnią w studiu producent, realizator dźwięku itd. Mam też nadzieję, że nie sugerujesz, że nawet w przypadku świadomości tych mechanizmów, o których piszesz, należy za każdym razem przechodzić nad nimi do porządku dziennego :)
PS
[11 lutego 2013]
hłe, hłe, hłe. Oczywiście w link "POLSKI PRODUCENT NAGRODZONY GRAMMY" kliknie jakieś 20 razy więcej ludzi niż w skromne "Nagrody Grammy rozdane". A licznik wyświetlonych kreacji reklamowych nagrzewa się do czerwoności. Tak że jeśli o coś tu chodzi to na pewno nie o lenistwo. Z punktu widzenia biznesowego redaktorzy odwalili kawał dobrej roboty.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także